You lift my feet off the ground

1.9K 128 20
                                    

Wszystko potoczyło się jakoś... szybko. Pod koniec zmiany szef przyszedł do mnie, mówiąc, że jest mu bardzo przykro, ale skoro zdecydowałem się odejść, to ma nadzieję, że w nowej pracy będzie mi lepiej. Było dość niezręcznie, ale starałem się tego nie pokazać i uśmiechać się podczas uścisku dłoni na pożegnanie.

Następnego dnia przyszedłem w umówione miejsce, a moje dłonie były całe spocone ze stresu. Ganiłem się za to w myślach, bo przy Louisie nagle przestawałem umieć udawać alfę i zachowywałem się jak dzieciak. Ku mojemu szczęściu całe spotkanie przebiegło dobrze, szatyn był miły, umowa krótka i jasna. Podpisałem się na dwóch wersjach, po czym zostałem oprowadzony po całym domu, a ostatecznie wylądowaliśmy w kuchni, gdzie mogłem się dokładnie rozejrzeć i zrobić kanapki dla nowego szefa.

Wydawało mi się, że się przyzwyczaję, że powoli wciągnę się we wszystkie obowiązki i będzie dobrze, ale... Przeszkadzał mi i całkiem rozpraszał mnie cudowny i wszechobecny zapach Louisa. W całym domu równie intensywny jedynie w pobliżu sypialni był jeszcze bardziej wyrazisty, a to wszystko sprawiało, że miałem ochotę przylgnąć do szatyna i już nigdy się nie oddalać. Oczywiście nawet nie powinienem myśleć o czymś takim, bo cóż, Louis był poza moim zasięgiem. Każdy alfa był.

Bardzo spodobał mi się układ kuchni, która była przestronna i nowoczesna, całkiem wyposażona i posiadająca różnego rodzaju sprzęty ułatwiające pracę. Byłem ciekawy, czy mój nowy szef kiedykolwiek użył, któregoś z tych urządzeń, jednak wolałem nie pytać i nie narażać się. Zrobienie kanapek samo w sobie było prościzną, jednak lodówka świeciła pustkami, dlatego musiałem skonsultować temat zakupów (miałem je robić dwa lub trzy razy w tygodniu) i wybrać się na nie do pobliskiego marketu. Zeszło z tym nieco ponad godzina, a ponieważ nie miałem zbyt dużo do nauki, postanowiłem, że posprzątam.

Po trzech godzinach ogromne mieszkanie było całkowicie wysprzątane, a ja padnięty. Marzyłem o długiej kąpieli w wannie i przytulaniu się do Tomlinsona... By nie powiedzieć nic głupiego, nie zagadywałem o niczym, zwyczajnie zajrzałem do salonu i krótko się pożegnałem.

Przez cały czas miałem wrażenie, że Louis jakoś dziwnie się mi przygląda. Możliwe, że to pod wpływem stresu byłem bardziej wyczulony, ale te niebieskie oczy nie spuszczały mnie nawet na krok, a ich intensywność była przerażająca w zestawieniu z nieobecną i zamyśloną miną. To wyglądało tak, jakby skądś mnie znał i próbował sobie przypomnieć skąd.

Postanowiłem jednak nie przejmować się tym zbytnio i robić to co do mnie należało.

Dni mijały, a ja czułem się coraz lepiej. Przyzwyczaiłem się i przyjemnie mi było pracować w taki sposób. Zabierało to mało czasu, więc mogłem się spokojnie uczyć. Tomlinsona prawie nigdy nie było w domu, gdy sprzątałem, po części dlatego, że wybierałem godziny ranne, gdy wiadomo było, że będzie w pracy. Czasem mijaliśmy się w drzwiach, ale dziwne spojrzenie zniknęło, więc całkiem przestałem się nim przejmować.

Nigdy tez na nic nie narzekał, choć mógł mi powiedzieć jeśli cos byłoby nie tak, jednak nigdy tego nie zrobił, nawet jeśli kiedyś kurczak był przypalony, a innym razem zupa mocno za słona. Nie ukrywam, że się z tego cieszyłem i coraz bardziej upewniałem w tym, że dobrze zrobiłem, zgadzając się na tę pracę.

Powoli przyzwyczaiłem się do zapachu Louisa, więc przebywanie w mieszkaniu stawało się coraz mniej problemowe, choć czasami zdarzały się dni, gdy na przykład robiłem pranie, zapach stawał się tak intensywny, a moje nogi były jak z waty, podczas gdy umysł szalał. Jednak szybko doprowadzałem się do porządku, brałem kilka głębszych wdechów i było w okay. 

Było naprawdę w porządku, aż pewnego dnia...

Postanowiłem umyć okna, których jeszcze nigdy nie ruszałem, co sprawiło, że zeszło mi dużo dłużej niż zazwyczaj. Wiedziałem, że Tomlinson może wrócić w każdej chwili, więc jak najszybciej chciałem opuścić mieszkanie. Niestety gdy otworzyłem drzwi, aby wyjść, stał przed nimi uśmiechnięty Louis, którego oczy znów świeciły tą dziwną intensywnością.

- Dzień dobry, właśnie wychodziłem, obiad czeka w kuchni.

Zdążył odpowiedzieć, że dziękuje, a ja już przeszedłem obok niego i uśmiechając się niezręcznie, chciałem się odwrócić i odejść, jednak powstrzymał mnie jego głos.

- Harry poczekaj! - odwrócił się do mnie i gdy wiedział, że go słucham, kontynuował. - Chciałem cię tylko poinformować, że za dwa dni zaczyna się moja ruja. Chciałbym, żebyś przychodził wtedy i robił tylko obiad dla mnie i moich gości, czy to dla ciebie w porządku?

Przełknąłem głośno ślinę i zacisnąłem jedną z dłoni. Wiedziałem, że to będzie dla mnie ogromna męczarnia, bo zapach będzie cudownie i nieznośnie mocny, a ja będę w pobliżu wręcz idealnej alfy podczas rui, w dodatku mającej przy sobie gości. Wprost cudownie.

- Tak, oczywiście, nie ma żadnego problemu - odpowiedziałem uśmiechnięty.

Był ogromny problem.




______

All the love.

K.❤

You make me crazier//L.S ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz