You lift my feet off the ground

2K 107 33
                                    


Minęły trzy miesiące, a ja czułem się coraz gorzej. Pomijając już ogromną tęsknotę, budzenie się w nocy z płaczem, brak ochoty na jedzenie i częste wymioty, nie miałem siły ani ochoty na nawet najprostsze czynności. Nawet Niall zauważył, jak źle wyglądam i na każdym kroku pilnował, abym jadł, sam przyrządzał mi zdrowe i bardzo dobre posiłki, ale niestety bardzo często po nich wymiotowałem, nie dlatego, że chciałem, ja nie chciałem chudnąć, nie podobało mi się to, jak mizerniałem, chciałem jeść, czułem, że tego potrzebuję, czasem miałam nawet ogromną ochotę na jakieś przysmaki, ale nie mogłem nic przełknąć. Bałem się sam o siebie.

Olivia zachowywała się, jak wymarzona dziewczyna każdej alfy. Dbała o mnie i nie robiła mi wyrzutów, że źle wyglądam, nie zajmuję się nią odpowiednio, czy nawet nie oznaczam swoim zapachem. Dzielnie wszystko znosiła i cieszyła się, że może ze mną być. Ratowała mnie swoimi owocowymi lub mlecznymi koktajlami, które pokochałem i stały się jedyną rzeczą, po której nie miałem nudności. Zbliżyliśmy się do siebie, choć jedyne, co do niej czułem to wdzięczność. Polubiłem ją, choć to nie było nic wielkiego, jednak liczyłem się z tym, że być może powinniśmy zostać razem już na zawsze, być może powinienem jej powiedzieć prawdę, a ona by to zaakceptowała, więc z każdym dniem starałem się przekonywać do niej coraz bardziej, coraz mniej ją ignorować, pozwalać się coraz więcej przytulać i całować.

Studia zawaliłem całkowicie, po nie zdanej sesji, uprosiłem się o urlop dziekański, którego początkowo nie chciano mi przyznać, ale ostatecznie dziekan przez wzgląd na moje nazwisko i to, że słyszał o upadku firmy, zgodził się. Liczyłem, że w czasie tego roku jakoś ogarnę swoje życie, pozbieram się. Każdego dnia, gdy myślałem, że będzie już lepiej, gdy udało mi się rano wziąć prysznic i zjeść śniadanie, a w nocy spać całkiem dobrze, dostawałem napływu paniki, że potrzebuję alfy, że zniszczyłem życie mi i Louisowi, że chcę założyć rodzinę, być szczęśliwy i kochany, że nie chcę Olivii, chcę Louisa, ale straciłem go na zawsze i jeśli chciałbym go odzyskać, straciłbym wszystko inne. Panikowałem, że nie dam sobie rady, że jestem beznadziejny. Zazwyczaj uspokajała mnie Olivia, albo Niall, ona proponowała mi psychologa, na którego się nie zgadzałem, on rozmowę z Louisem, na którą również się nie zgadzałem.

Nie mówiłem o tym nikomu, ale zapach, jaki wytwarzały moje tabletki maskujące, sprawiał, że miałem ochotę zdrapać go ze skóry, przy każdym myciu szorowałem się do bólu, nie chciałem go na sobie i miałem ochotę płakać za każdym razem, gdy połykałem tabletkę. Byłem, tak roztrzęsiony, że moje gorączki całkiem zanikły, a w różnych momentach niespodziewanie byłem w stanie poczuć zapach Louisa, tak jakby był obok mnie, czasem był on lekko zmieniony, bardzo podobny, lecz inny, często zmieniały się jego natężenia, nie wiedziałem, czy tylko wyobrażam sobie, jak pachniał alfa, wspominam, a czy rzeczywiście go czuję. Myślałem, że wariuję. W przypływach złego humoru byłem w stanie nawet zrzucić Olivię z moich kolan, bo jej dotyk mnie parzył, pragnąłem czułości, jak niczego innego, ale od innej osoby. Również sny z udziałem Louisa, były codziennością. Nie potrafiłem pozbyć się go z mojej głowy.

Któregoś dnia, tak jak zazwyczaj, siedziałem z Olivią w moim pokoju. Oglądaliśmy film, a ona nauczyła się już, że nie lubię zbyt dużo rozmawiać, więc siedziała cicho i pozwalała mi się relaksować. Siedzieliśmy dość blisko, ale nie przeszkadzało mi to, do momentu, aż film stawał się coraz bardziej nudny, a Olivia zaczęła się nudzić. Początkowo bawiła się moimi lokami i tylko dzięki temu wiedziałem już, co nastąpi później. Tak jak robiła już nie raz, wdrapała się na moje kolana i zaczęła namiętnie całować, co odwzajemniłem. Było to mało przyjemne, brakowało w tym Louisa i jego niesamowitego sposobu całowania, brakowało jego silnych dłoni, jego oszałamiającego zapachu, wszystkiego. Mimo to starałem się dać z siebie wszystko spróbować, choć minimalnie czerpać z tego przyjemność. Naturalnym było dla mnie, że to ja powinienem być tym siedzącym na kolanach, a nie trzymającym na nich kogoś, ale niestety musiałem się dostosować. Złapałem ją za pośladki, przyciskając do siebie, a ona głośno zajęczała w moje usta, dokładnie w momencie, w którym drzwi do mojego pokoju się otworzyły.

Zastygłem w bezruchu, gdy tylko dotarł do mnie tak znajomy zapach, który rozpoznałbym wszędzie. W wejściu stał Louis, a jego postawa świadczyła jedynie o wyższości nad wszystkimi wokół. Wzrok miał lodowaty, wbity prosto we mnie, a po zaciśniętych mocno pięściach mogłem stwierdzić, że był bardzo zły. Odepchnąłem twarz zaskoczonej Olivii, która fuknęła niezadowolona, ale nie przejmowałem się tym. Patrzyłem ciągle w zimne oczy Louisa z uchylonymi ustami, nie mając pojęcia, co powiedzieć, w życiu nie spodziewałbym się czegoś takiego. W końcu i Olivia go zauważyła i oczywiście popełniła największy błąd.

- Oh, hej, nie zauważyłam, jak wszedłeś – jej przesłodzony głosik zdawał się działać na Louisa, jak płachta na byka, zwęził oczy, mocniej zacisnął pięści i zaczął głęboko oddychać.

- Może zrobię herbaty, a wy sobie porozmawiacie? - zapytała, uśmiechając się do mnie. - Dobrze kochanie?

Kiwnąłem jedynie głową, nie poruszając się więcej. Szybko odeszła, a ja zacząłem tego żałować, bo zostałem sam na sam ze zdenerwowanym Louisem Tomlinsonem.

- Myślałem, że wolisz być na dole Styles, ale widzę, że było ci ze mną tak źle, że aż zmieniłeś preferencje – odezwał się lodowatym i przepełnionym sarkazmem głosem, na którego dźwięk przeszły mnie ciarki.

- Przyszedłeś tylko po to, żeby się ze mnie ponabijać? - nienawidziłem tego, jak słabo brzmiał mój głos. Dodatkowo pokój oraz mój wygląd pokazywał dokładnie, jak wyglądały ostatnie tygodnie mojego życia, przez co czułem się jeszcze bardziej żałosny.

- Właściwie przyszedłem porozmawiać i może się pogodzić, ale widzę, że znalazłeś już sobie zastępstwo.

Po tych słowach wyszedł, nie czekając na żadną moją reakcję. Nie mogłem się ruszyć z przejęcia i coraz gorzej bylo mi oddychać, wszystko, o czym mogłem myśleć to to, że zniszczyłem ostatnią szansę na naprawienie swojego życia. Nie widziałem już szczęśliwego zakończenia. Przypomnienie sobie dokładnie tego zapachu, spojrzenie w jego oczy, to rozdrapało wszystkie moje rany i jeszcze bardziej je pogłębiło. Chciałem za nim pobiec, ale nie miałem już po co, dlatego zamknąłem się w łazience, żeby Olivia nie widziała, w jakim jestem stanie i zwinąłem się w kłębek na dywaniku przy wannie. Wilk we mnie skomlał, przez co dzwoniło mi w uszach, a zęby zgrzytały od zaciskania ich, by nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

Nie wiem, ile czasu zajęło mi dojście do siebie, pamiętam tylko, jak krzyczałem do dziewczyny, że ma wyjść i zostawić mnie w spokoju, że zadzwonię jutro, a potem długa pustka. Niall nocował poza domem, więc nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc, ale właściwie to cieszyłem się z tego, że nikt nie musiał mnie tak oglądać. Podniosłem się dopiero z powodu głodu, co było dziwne i normalnie bym to zignorował, ale jakieś dziwne przeczucie kazało mi iść i zjeść.

Gdy wszedłem do kuchni i spojrzałem na zegarek, okazało się, że nie jadłem od małego obiadu między zajęciami Olivii ponad dwanaście godzin wcześniej. Robiłem kanapki, jadłem, siedziałem i rozmyślałem nad życiem, popijając herbatę, znów robiłem kanapki i znów jadłem i po skończeniu szóstej, co było dla mnie w tamtym czasie dziwne, poczułem się o wiele lepiej. Postanowiłem spróbować naprawić swoje życie, nie mogłem wiecznie siedzieć załamany i patrzeć, jak powoli się wyniszczam. Moje życie zostało już spisane na straty i wieczne cierpienie i choć na początku myślałem, że będzie to nieco łaskawsze, to musiałem stawić temu czoła. Czułem, jakby coś we mnie umarło, zostawiło pustkę w duszy, ale tylko pustkę, nie czułem już smutku, żalu, czy tęsknoty, to stało się tak nagle, ale wydawało mi się dobre.

Od tamtego czasu pilnowałem się, żeby wstawać około ósmej rano, jeść śniadanie, wychodzić do parku biegać i choć męczyłem się szybciej niż za czasów liceum, to wciąż się nie poddawałem. Zacząłem szukać i po tygodniu poszczęściło mi się i zostałem sprzedawcą w sklepie z odzieżą sportową, prace zaczynałem o czternastej, przez co nie zmieniałem nic ze swojego poranka, Olivia odwiedzała mnie i przynosiła koktajle oraz świeże owoce, bo w tamtych dniach miałem na nie ogromną ochotę i mogłem jeść ogromne ilości bananów, arbuzów, czy truskawek. Cieszyłem się, że ją mam i choć wciąż jej nie kochałem, to naprawdę ją polubiłem i przywykłem do jej denerwujących cech. Moje życie zaczęło wyglądać o wiele lepiej.

_____________

Hejcia

Macie już wystarczająco dość holivi tutaj, czy wytrzymacie jeszcze chwilę? 

Ps. przepraszam, że spóźniony

All my love xx

K.

You make me crazier//L.S ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz