Rozdział 20. Koszmar.

24 5 0
                                    

Już kilka dni są wakacje. Mieszkam w domu Rona i jego rodziny. Pokój mam koło pokoju siostry Rona, Ginny. Co prawda fajnie było mieszkanie z nimi ale tęskniłam za rodzicami. Miałam nadzieje, że się odezwą. Poza tym przynajmniej o tym zapominam gdy Fred i George się wygłupiają. Obecnie wszyscy jedliśmy kolacje. Wszyscy rozmawialiśmy. Nadal zastanawiało mnie jedno. Czemu rodzice chcieli bym zamieszkała u rodziców Rona i jego rodzeństwa? Nic z tego nie rozumiem.

-Właśnie Olivia. Skąd masz ten naszyjnik?- Zapytała Ginny pokazując na naszyjnik.

-Kiedy wy byliście na wycieczce to ja pomagałam Hagridowi w opiece nad jego zwierzętami i pewnego dnia Hardodziob go mi dał.- Powiedziałam patrząc na Ginny. Po kolacji chciałam pomóc posprzątać ale pani Molly zaprzeczyła i pognała wszystkich do łóżek. Z wyjątkiem bliźniaków którzy musieli pomóc w sprzątaniu za karę po zniszczeniu przez przypadek wazonu. Po wejściu do pokoju zamknęłam drzwi. Przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. Po chwili zasnęłam. Szłam przez korytarze Hogwartu. Niebo było ciemne. Zanosiło się na deszcz. Wręcz na ulewę. Nikogo nie widziałam. Jakby szkoła była opuszczona. W pewnej chwili zauważyłam jak deszcz zaczyna padać. Rozejrzałam się. Ani żywej duszy. Zaczęłam się bać. Przerażała mnie ta cisza wokół mnie. Jednak mimo to dalej szłam. Nagle zauważyłam Profesora Snape'a. Leżał oparty o ściany. Podbiegłam do niego i kucnęłam. Na szyi miał wiele ran ugryzień od śladów zębów węża. Jego rany. Przeraziły mnie tak samo jak zamknięte oczy nauczyciela.

-Profesorze. Profesorze Snape. Słyszy mnie pan?- Zapytałam ale nie dostałam odpowiedzi. Zauważyłam, że jego klatka piersiowa się nie rusza. Zdjęłam z szyi mój naszyjnik. Wzięłam jego zakrwawioną dłoń i dałam w nią mój naszyjnik. Zdjęłam mój płaszcz i okryłam nim mężczyznę. Wiedziałam, że nie żyje. Miałam łzy w oczach. Nie lubiłam widoku martwych osób. Wyjęłam różdżkę. Zaczęłam iść. Szłam powoli aż nagle zauważyłam jak ponownie ktoś leży. Podbiegłam jak najszybciej do tej osoby którą okazała się Bellatriks. Bellatriks Lestrange. Leżała nieruchomo z lekko rozchylonymi ustami. Kobieta miała otwarte szeroko oczy. Jej różdżka leżała obok. Połamana na pół. Wyglądała jakby oberwała Zaklęciem Niewybaczalnym. Dokładnie to zaklęciem Avada Kedavra. Usłyszałam odgłosy walki. Wystraszyłam się. Pobiegłam w stronę hałasu.

-Jesteś naiwny. Myślałeś, że ci ujdzie na sucho? Myślałeś, że Potterowi i twojej córce nic się nie stanie?- Usłyszałam obcy mi głos. Zajrzałam przez dziurkę od klucza. Zauważyłam przerażającego mężczyznę. Był wysoki i chudy. Jego twarz była bielsza od nagiej czaszki, a oczy miały wąskie źrenice. Z kolei nos miał płaski jak u węża, a zamiast nozdrzy miał jedynie wąskie szparki. Jego usta były pozbawione warg, a na głowie nie było włosów, brwi ani rzęs. Przeraziłam się.- Nic nie powiesz? Cóż może lepiej bym dał Lucjuszowi twoją córkę? Ten od razu pokarze synowi jak to załatwiać.- Dodał. Jego głos. Z każdym kolejnym słowem przypominał rosnącą w mężczyźnie wściekłość.- Skoro tak uważasz...- Mężczyzna urwał i sprawił, że zrobił ranę na szyi osoby z którą rozmawiał.- Avada Kedavra.- Zakryłam usta widząc zielony promień z różdżki bezwłosego, a po chwili łzy zebrały mi się w oczach widząc z kim mężczyzna rozmawiał i kogo zabił. Był to mój ojciec. Upadłam na kolana. Niestety zabójca mojego ojca otwierając drzwi uderzył mnie nimi. Spojrzał na mnie.- Żegnaj Olivio Taylor.- Powiedział i wskazał na mnie swoją różdżką.- Avada Kedavra!- Krzyknął.

-Nie!- Krzyknęłam siadając szybko wyrywając się z tego koszmaru. Rozejrzałam się dysząc. To był sen. To bym najzwyklejszy sen. Starałam się uspokoić. Serce biło mi tak mocno, że omal nie zemdlałam. Wstałam i owinęłam się kocem. Po cichu opuściłam pokój i zeszłam na dół. W salonie paliło się w kominku. Nikogo nie słyszałam. Podeszłam do fotelu. Usiadłam w nim okrywając się szczelnie kocem. Starałam się zasnąć. W pewnej chwili usłyszałam hałas dobiegający z kuchni. Wystraszyłam się.

-Ciszej Fred bo innych obudzisz.- Usłyszałam nagle głos George'a. Wstałam i podeszłam do nich.

-Podkradacie słodycze?- Zapytałam przecierając ręką lewe oko. Fred i George krzyknęli wystraszeni. Nawet zauważyć mogło się jak podskakują.

-O-Olivia? Ty nie śpisz?- Spytali bliźniacy zaskoczeni.

-No jak widać.- Powiedziałam kiedy nagle usłyszałam kroki. Odwróciliśmy się, a po chwili światło się zapaliło. Na schodach stali państwo Weasley. Bliźniaki schowały słodycze trzymające w rękach za plecy.

-No ładnie. To teraz już wiem czemu znikają słodycze.- Powiedziała pani Weasley.

-Możecie wyjaśnić czemu nie śpicie? Jest druga w nocy.- Odparł pan Weasley. Na samo wspomnienie swojego koszmaru zrobiło mi się słabo. Oparłam się o szafkę.

-Olivia co ci?- Zapytał Fred, a po chwili George posadził mnie na krześle od stołu dając mi czekoladę. Poczułam łzy w oczach.

-J-Ja... P-Przepraszam... M-Miałam koszmar i... N-Nie mogłam z-zasnąć.- Mówiłam z trudem czując łzy w oczach. Poczułam rękę na ramieniu.

-Olivio nie musisz za nic przepraszać. To zrozumiałe, że może ciebie martwić zachowanie rodziców. Ale zapewne mają jakieś sprawy na głowie i nie chcą ciebie nimi obciążać.- Powiedział pan Weasley. Skinęłam głową. Fred i George zaprowadzili mnie prosto pod pokój gdy poczułam się o wiele lepiej. Zjadłam trochę czekolady która pomogła. Położyłam się ponownie do łóżka i starałam się zasnąć. Odetchnęłam z ulgą gdy mi się to udało.

Siostrzenica Psychopatki.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz