-8-

1.1K 45 1
                                    

Nie potrafię wydusić z siebie słowa po tym, co właśnie usłyszałam z jego ust.

Może jest to tylko chwilowe i zapewne ma na to wpływ alkohol, ale kogo to obchodzi?
W tym momencie były to słowa, których potrzebowałam, a wypowiedziane przez niego wpłynęły na mnie podwójnie.

— Jesteś zmienny. — mówię lekko zduszonym głosem.

— Nie. Jestem ostrożny. — odpowiada a ja przyglądam się mu z zaciekawieniem —
Zbyt wiele razy się zawiodłem, żeby ufać byle komu, przykładowo tobie.

Wypowiadając te słowa, mierzy mnie wzrokiem, co wywołuje lekkie ukłucie w moim sercu.

— Właśnie o tym mówię, Jordan. — zwracam uwagę na jego słowa — Przed chwilą mówiłeś o gwiazdach a teraz nazywasz mnie byle kim.

— Wierzysz we wszystko jak głupia. — rzuca złowrogo.

Co za bipolarny palant.

— Daj mi święty spokój.
Naprawdę jesteś zepsuty do szpiku kości, tak jak całe to miasto. — odpowiadam i podnoszę się z ławki, aby odejść.

Przez sekundę mam głupią nadzieję, że pójdzie za mną albo chociaż mnie zawoła.

Nadzieja jest matką głupich.

W jednej sprawie ma rację. Jestem naiwna.
Prędzej czy później mnie to zgubi, bo ten świat to jedno wielkie kłamstwo.

Idę chodnikiem w stronę swojego domu, bo poza Jake'm i Allie nie mam zbyt wielu znajomych a na imprezę nie widzi mi się wracać.

W mojej głowie krąży ogrom myśli.
Rodzice, przyjaciele, szkoła i ten pieprzony dupek, którego najchętniej wymazałabym z pamięci.

Dlaczego życie nie może być trochę prostsze?

Do mojej głowy przychodzi pomysł, na który mam odwagę tylko ze względu na wypity alkohol. Normalnie nie zdecydowałabym się na to, żeby pójść w miejsce, które przywołuje taki ból i cierpienie.

Cmentarz.

Od pogrzebu babci, ani razu tam nie byłam. Może się to wydawać dziwne, bo przecież była to najważniejsza osoba w moim życiu.
Prawda jest taka, że nigdy nie mogłam zebrać w sobie dość odwagi, żeby przyznać się przed nią, jak bardzo zawiodłam.

Zawiodłam nie tylko ją, ale też samą siebie.

Przechodzę przez ogromną, skrzypiącą bramę i idę w kierunku, który paradoksalnie, doskonale znam. Byłam tam tylko jeden raz, ale droga do tego miejsca jest wyryta w mojej pamięci.

Zatrzymuję się przy jednym z nagrobków i czytam napis, przez który łzy napływają mi do oczu.

,,Beatrice Davies. Kochająca żona, matka oraz babcia."

Właśnie taka była prawda. Babcia, choć tak wiele razy skrzywdzona przez życie, potrafiła nie tylko kochać, ale także okazywać miłość.

Siadam na ławce i zamykam oczy, wyobrażając sobie jej twarz. Oddałabym wszystko, żeby móc ją odzyskać, przysięgam.

— To nie jest sprawiedliwe. — mówię przez łzy.

Nie jest. Tylko, że nikt nigdy nie powiedział, że świat jest sprawiedliwy.

Odchodzą ci, którzy powinni zostać.
Śmieją się ci, którzy zasłużyli na rozpacz.
W posiadaniu wszystkiego są ci, którzy nie powinni mieć zupełnie nic.

Just let me goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz