Jest poniedziałek, więc jako przykładna, 18 letnia córeczka prawników, idę do szkoły.
No, może nie na wszystkie lekcje, bo zwyczajnie mi się nie chce.Zwlekam się z łóżka i chwiejnym krokiem otwieram szafę w poszukiwaniu jakichś ubrań.
Po dziesięciu minutach wyciągam jasne jeansy z wysokim stanem i białą hiszpankę na długi rękaw.Idę do łazienki, gdzie biorę szybki prysznic, pomijając włosy i ubieram się. Tuszuję rzęsy a na usta nakładam błyszczyk. Na całe szczęście moje brwi nie wymagają malowania, za co jestem wdzięczna.
Wracam do swojego pokoju i zakładam łańcuszek, który dostałam na urodziny od Jake'a i Allie oraz pierścionek. Biorę torebkę, do której wrzucam długopis i jakieś inne mało potrzebne bzdety a następnie schodzę na dół.
— Sophie, wychodzę. — zwracam się do gosposi, która przychodzi do nas trzy razy w tygodniu.
— Delilah, zrobiłam Ci lunch. — starsza kobieta podaje mi papierową torebkę a ja z uśmiechem ją przyjmuję.
Sophie to naprawdę złota kobieta. Tak jak nie znoszę ludzi, tak ona jest naprawdę cudowna. Nie może być tu codziennie, ale mimo to zastępuje mi rodziców.
W korytarzu zakładam czarne, krótkie conversy, które uwielbiam i wychodzę z domu. Dzisiaj postanowiłam iść do szkoły na pieszo, bo pogoda jest ładna.
Chwilę później stoję pod budynkiem swojej szkoły i z obrzydzeniem przyglądam się temu zakłamanemu społeczeństwu. Całe to miasto jest jednym wielkim kłamstwem, ale nie miałam wyboru i muszę tu teraz siedzieć. Opieram się o jeden z murków i czekam na przyjaciół, którzy w przeciwieństwie do mnie, już od 2 godzin są w szkole.
Po dzwonku całe podwórze wypełnia się uczniami, którzy wyglądają jakby opuścili prawdziwe piekło.
— Ktoś tu chyba chce mieć przesrane. — odwracam się za dobrze znanym mi głosem Jake'a.
— Ona już ma przesrane. Za to ją kochamy. — odpowiada mu rudowłosa, która jak zwykle się uśmiecha.
— Dajcie spokój. Mam pozamiatane odkąd wyszłam z łona matki. — wzdycham od niechcenia.
— Cześć, piękna. — wita się ze mną Noah a ja odpowiadam luźne ,,Hej".
Rozmawiamy o początku dnia w szkole, który z wiadomych przyczyn mnie ominął. Nikt się nawet nie spodziewał, że przyjdę na czas.
Taka już właśnie jestem - leniwa i zniechęcona.
Naszą pogawędkę przerywa pisk opon, który dochodzi z parkingu. Odwracam się i jak na złość widzę kogoś, o kim wolę zapomnieć.Mierzy wszystkich tymi swoimi czarnymi oczami, aż w końcu jego wzrok zatrzymuje się na mnie a kącik jego ust nieznacznie wędruje do góry. Nie jest jednak sam, tylko z dwoma kolegami, ale żadnego z nich nie znam.
— Ty podła suko. — słyszę za swoimi plecami i już wiem, że szykuje się konkretna spina.
Wszędzie poznam ten piskliwy, odrażający głos. Jak na złość każdy oczywiście skupia się na mnie i męczącej mnie Megan. Kiedy dziewczyna jest już blisko, odwracam się w jej stronę i kpiąco uśmiecham.
— Suko? Spojrzałaś w lusterko? — odpowiadam i przypominam sobie jak bardzo uwielbiam się z nią droczyć.
— Zazdrościsz, bo każdy Twój chłopak woli mnie. — czarnowłosa ciągnie to dalej a ja jestem coraz bardziej zmęczona jej bełkotem.
Wiecznie te same argumenty. No ile można?
— Ja, w przeciwieństwie do Ciebie nie potrzebuje chłopaka. — tłumaczę nad wyraz spokojnie.
— Jasne, dziwko. — znowu zaczyna wyzywać, ale po mnie to spływa.
— Dobra, małpo. Wracaj do cyrku. — mówi Jake a ja się uśmiecham i macham jej na odchodne.
Już mam wracać do rozmowy ze znajomymi, gdy przerywa mi kolejna osoba. Ten głos ma na mnie zdecydowanie inny wpływ. I nie wiem, czy sęk w tym, że jego właściciel jest cholernie gorący, czy w tym, że działa mi na nerwy.
— Jestem pod wrażeniem. — mówi z lekko zachrypniętym głosem a po moim ciele snuje się dreszcz.
Powoli odwracam się w jego stronę a moja twarz, jak myślę, nie wyraża nic. Na jego ustach natomiast uformował się zadziorny uśmiech.
— I przyszedłeś poklaskać? — odpowiadam obojętnym tonem, na co jego uśmiech się poszerza.
Spoglądam na swoich przyjaciół, którzy najwidoczniej nie pałają sympatią do chłopaka. Szczególnie Noah, który konkretnie się spiął.
— W życiu. Jeszcze Twój chłopak by mnie pobił. — naśmiewa się z Noah, który zaciska pięści ze złości a jego koledzy również powstrzymują śmiech.
— Po pierwsze, nie mam chłopaka. Po drugie, nie jesteś zabawny. — mierzę go chłodnym spojrzeniem a on poważnieje.
— Przyjechałem zaprosić Cię na domówkę. Musisz wyprać mi koszulkę. — puszcza mi oczko i odchodzi, nie dając mi czasu na odpowiedź.
Reszta dnia w szkole minęła spokojnie.
Na całe szczęście nie mam żadnych większych zaległości ani też problemów z nauką, co jest naprawdę dobrą wiadomością.Otwieram drzwi od domu i ku mojemu zaskoczeniu są one już otworzone. Zastanawiam się, czy to Sophie dłużej została, czy może ktoś się włamał, ale to co widzę w środku zabiera mi tlen.
Właśnie stoją przede mną moi rodzice. Pieprzone trzy miesiące ich nie było a oni przyjeżdzają i nawet nie dadzą mi znać.
Po ich minach wnioskuje, że nie są w dobrym humorze, więc nie silę się nawet na przywitanie.Wymijam ich i już mam wchodzić po schodach, ale zatrzymuje mnie głos ojca.
— Delilah! Nie unikniesz rozmowy!
Znowu zawalasz szkołę. — mówi a ja nie mogę w to uwierzyć.Zatrzymuję się w pół kroku i odwracam znowu w ich stronę. Czuję pieczenie oczu i to jak łzy nabierają mi się do oczu. Jak można być tak okropnym rodzicem?
— Żartujesz? — pytam zduszonym głosem, ale po chwili powtarzam już głośniej —
Żartujesz sobie?!Matka otwiera usta, aby coś powiedzieć, ale skutecznie jej przerywam.
— Wracacie po 3 pieprzonych miesiącach i nie powiecie nawet zjebanego ,,Cześć"! Jak zwykle chodzi tylko o oceny, bo nic innego was nie interesuje! Po co mi jesteście potrzebni w życiu skoro i tak was non stop nie ma?! — wykrzykuje na jednym wdechu i wbiegam na górę, zamykając się w swoim pokoju.
Wyciągam telefon z torebki i wybieram numer Jake'a, aby napisać wiadomość. Po tej kłótni nie zamierzam zostać w domu, choćbym miała uciekać z niego przez okno.
do: Jake:
Przenocuj mnie dziś. Wrócili.Nie czekając na odpowiedź, wyciągam z szafy torbę i pakuję w nią trochę rzeczy, bo nawet nie wiem, kiedy wrócę.
Jestem gotowa do wyjścia, więc zamykam swój pokój na klucz, żeby przypadkiem nie przyszło im do głowy go przeszukać i schodzę po schodach na dół. Nie zwracając uwagi na krzyki rodziców, wychodzę z domu, trzaskając drzwiami.
Jedyny plus w tym, że mają mnie gdzieś jest taki, że nawet nie mają pojęcia z kim się trzymam i gdzie mnie szukać.
Dwadzieścia minut później stoję pod domem Jake'a i dzwonię dzwonkiem do drzwi. Chwilę później chłopak je otwiera i bez słowa zamyka mnie w szczelnym uścisku.
I tak właśnie zaczyna się ten wieczór.
CZYTASZ
Just let me go
RomanceKażdy myślał, że był wcieleniem diabła. Mylili się, bo był on upadłym aniołem.