-16-

838 40 9
                                    

Kłamstwa i kłamstewka. Jaka jest między nimi różnica? Kiedyś powiedziałabym, że żadna, ale teraz, z czystym sumieniem mogę przyznać, że różnica jest kolosalna. Kłamstwo, jak powszechnie wiadomo, ma krótkie nogi. Kłamstwo jest czymś dużym, mającym wpływ na to, jak potoczy się nasze życie. Może ono zranić bardziej niż cokolwiek innego, a mimo to ludzie nim żyją. W moim życiu zawsze obecne były kłamstewka, naginanie prawdy. Mówienie rodzicom, że się uczyłam, podczas gdy cały dzień przesiedziałam oglądając durne seriale lub wmawianie nauczycielce od historii, że nie mam pracy domowej, bo pies pogryzł mi zeszyt. Nie wpływało to na dalszy ciąg wydarzeń, bo w pewnym momencie każdy o tym zapominał. Z kłamstwami jest o wiele gorzej. O nich nie da się od tak zapomnieć. Z reguły zajmuje to wiele czasu, a czasami pozostaje w pamięci ludzi już na zawsze. Mają one ogromny wpływ na dalszy ciąg spraw, a szczególnie wtedy, kiedy są one kierowane do tych ważnych osób.

Przemierzam szkolny korytarz, zastanawiając się nad tym, kiedy kłamstewka stały się kłamstwami. Kiedy moje beztroskie życie zmieniło się w coś tak chwiejnego? Wcześniej każdy dzień wyglądał tak samo. Przez brak zainteresowania ze strony rodziców rzadko bywałam w szkole. Często natomiast siedziałam w domu oglądając telewizję, czy spędzając czas z przyjaciółmi. Pieniądze, których zawsze jest pod dostatkiem rozdawałam, albo odkładałam do biura rodziców, bo jedynym celem było pokazanie im jak bardzo nie są mi potrzebne. Z czasem, nawet nie wiem kiedy, w moim życiu pojawiły się inne cele. Zamiast chęci zrobienia rodzicom na złość, pojawiła się chęć zwrócenia na siebie ich uwagi, aby chociaż raz kiedy wrócą zostawili po sobie coś więcej niż plik zielonych banknotów i fałszywy uśmiech. Będąc w szkole nie myślałam już o tym, jak bardzo chcę wrócić do domu. Byłam w niej, bo chciałam dostać się na wymarzone studia, o których wcześniej nawet nie myślałam.

— Delilah! — podnoszę wzrok, kiedy słyszę swoje imię. Zauważam Allison, która wygląda na wyraźnie zdenerwowaną. Jej twarz, która przypomina teraz dojrzałego pomidora i oczy, które błyskają naprzemiennie smutkiem i złością budzą we mnie niepokój. Jest niewiele rzeczy na tym świecie, które mogłyby tak na nią wpłynąć.

— Co się stało? Ktoś Cię gonił? — pytam, ale jest tak zdyszana, że dłuższą chwilę zajmuje jej nabranie powietrza do płuc i uspokojenie się na tyle, by móc odpowiedzieć.

— Liam. — niemalże wykrztusza imię chłopaka, na co przewracam oczami, bo jestem pewna, że chodzi o jakąś bzdurę. Pewnie zaprosił ją na randkę, a ona nie wie w co się ubrać, albo nie wie jak odpisać na jego wiadomość. Bla bla. Moje nastawienie zmienia się, kiedy jej usta opuszcza to jedno imię. — J- Jordan.

Dokładnie czuję jak każdy fragment mojego ciała spina się w ten charakterystyczny sposób.
Rozum podpowiada, żeby zapytać o co chodzi, ale wszystko inne mówi, żebym biegła. I w taki właśnie sposób biegnę razem z Allison Collins w stronę wyjścia ze szkoły, nieświadoma tego, co przyjdzie mi za chwilę ujrzeć. Popycham duże drzwi, które skrzypią w znienawidzony przeze mnie sposób, a krzyki, które docierają do moich uszu wywołują niepokój. Męskie, wyraziste głosy mieszają się z dziewczęcymi piskami. Rozglądam się w poszukiwaniu przyczyny całego tego zamieszania i wtedy dostrzegam jego. Tym razem nie stoi jednak z wysoko uniesioną głową i kpiącym uśmiechem. Zastygam w bezruchu obserwując jak siedzi na Gavinie i okłada go pięściami z miną, która nie wyraża zupełnie nic. Nie jest to jedna z tych przepychanek, w których każdy chłopak chociaż raz wziął udział w swoim życiu. Furia jaka ogarnia bruneta widoczna jest gołym okiem i zdaje się, że nikt nie jest wstanie jej stłumić.

— Przecież oni się pozabijają. — głos Allie jest drżący i niepewny, zupełnie jakby nie należał do niej. Nie jestem w stanie nic powiedzieć, więc zaczynam zwyczajnie kierować się w ich stronę. Kieruje mną coś, co nie pozwala na jakiekolwiek słowa, czy rozwinięte reakcję. Chcę, żeby przestali. Muszą przestać.

Szybkim krokiem przechodzę przez szkolny dziedziniec, a po chwili znajduję się tuż przy sprawcach całego tego zamieszania. Nie zwracam nawet uwagi na wszystkie pary oczu wlepione w moją osobę, czekające na to, żeby rozpuścić kolejną plotkę. Wszyscy krzyczą, co tylko dodatkowo wzbudza moje wątpliwości odnośnie nauczycieli w tej pieprzonej szkole. Jak oni mogą nie słyszeć, że coś się dzieje?

— Przestań. — mówię cicho, ledwie słyszalnie. Jestem pewna, że nikt tego nie słyszał, więc mam zamiar powtórzyć nieco głośniej. Ku mojemu zdziwieniu, brunet zatrzymuje się. Jak gdyby ktoś użył przełącznika w jego głowie. Po agresywnym, pełnym złości chłopaku nie zostało zupełnie nic. Teraz widzę tylko tego bezbronnego chłopca, który wygląda jakby usłyszał najbardziej bolesną prawdę. Odwraca się w moją stronę, a jego czarne jak węgiel oczy, które jeszcze chwilę temu błyskały żywym ogniem, teraz są zupełnie puste.

— Jesteś jego matką, czy faktycznie Cię przeleciał? — nigdy nie zapomnę brzmienia tego przepełnionego jadem głosu. Normalnie z pewnością wdałabym się w dyskusję, ale te słowa uderzają we mnie z ogromną siłą. Wiele razy słyszałam z ust Megan plotki na temat tego, że z kimś sypiam, ale w tym przypadku jest inaczej. Nie mogła sobie tego wymyślić, bo zwyczajnie nie miałaby odwagi bezpodstawnie go oskarżyć. Powiedział jej to. Dlaczego?

Poczucie zawalającego się pod nogami gruntu nie przeszkadza mi w tym, żeby odwrócić się i zwyczajnie odejść. Jak tchórz? Być może. Nie ma dla mnie żadnego znaczenia to, co ludzie sobie o mnie pomyślą. Ludzie i tak zawsze kłamią i rzucają sobie pod nogi kłody.

— Dobrze było? — kolejne słowa wypadające z jej ust zmuszają mnie do reakcji. Dlaczego? Bo taka właśnie jestem. Nie umiem trzymać języka za zębami i zawsze, ale to zawsze, zrobię coś, żeby móc stanąć na proste nogi. Spoglądam na nią przez plecy, a na twarz przybieram jeden z tych uśmiechów, które choć wcale nie są szczere, właśnie tak wyglądają.

— Idealnie, ale nie bądź zazdrosna, Megan. Ciebie też przeleci, dokładnie tak samo jak wszystkich na tej jebanej planecie. — ton mojego głosu wydaje się być pewny, ale w rzeczywistości jest papierowy jak nigdy. Odchodzę, a dopiero kiedy znajduję się wystarczająco daleko, rozpadam się. Jestem idiotką. To było do przewidzenia, że ten zapatrzony w siebie kretyn zrobi ze mnie skończoną idiotkę. Nie obchodzi mnie zupełnie nic. Idę przed siebie chwiejnym krokiem, kiedy łzy, jedna po drugiej, spływają po moich policzkach tworząc strumyki pełne żalu i złości.
Jak przez mgłę słyszę Allie i jakiś drugi głos, ale nie mam zamiaru się zatrzymać. Mija dwadzieścia minut, a może godzina, gdy zaczyna padać. Głosy ucichły.

Z ulgą dostrzegam, że znajduję się już na obrzeżach miasta. Nie czuję tego strachu, który towarzyszy mi zawsze, gdy tam jestem. Nigdy się tam nie zapuszczałam, a mimo to, to miejsce wydaję się tak znajome i bliskie memu sercu. Powybijane szyby w niektórych oknach, obdrapane ściany budynków i pełno śmieci pokrywających chodniki niczym szata. Ten obraz przypomina mi odzwierciedlenie mojej duszy. Wiele razy złamana, obdrapana od kłamstw i brudów. Zepsuta. Zaśmiecona przez wszystkie te demony. Bezsilnie osuwam się na kolana i zatapiam twarz w drżących dłoniach.

Po głośnym huku nastaje ciemność.

Just let me goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz