-14-

1.1K 46 8
                                    

Powoli rozchylam powieki, powoli próbując przyzwyczaić się do drażniącego światła, które upewnia mnie w tym, że jest już wcześnie rano. Kiedy mi się to udaje, rozglądam się po całym pokoju, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Uświadamiam sobie ile dowiedział się na mój temat King i pragnę spalić się ze wstydu. Jak mogłam pozwolić na to, żeby poznał najciemniejsze zakamarki mojego życia?  Pocieram dłońmi twarz, a następnie podnoszę się do siadu. Robię to najdelikatniej jak umiem, żeby nie obudzić chłopaka leżącego tuż obok. Powoli wstaję z kanapy, jednocześnie lustrując jego osobę. Kiedy śpi, rysy jego twarzy wydają się mniej ostre, a usta nie wyginają się w tym charakterystycznym dla niego, kpiącym uśmiechu. Niczym nie przypomina tego człowieka, który nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa i odstrasza byle spojrzeniem. Cholera, o czym ja myślę? Kręcę głową, aby skupić się na przemierzeniu pokoju, bez wytwarzania zbędnych hałasów. W przejściu zgarniam swoją torbę, a następnie idę do łazienki, gdzie w błyskawicznym tempie się przebieram. Przeglądam się w lustrze i oddycham z ulgą, bo wiem, że chłopak nie będzie miał okazji zobaczyć mnie w tak okropnym stanie. Fakt, widział mnie w nocy, ale teraz jest jasno i każdy mankament jest trzy razy bardziej widoczny na mojej twarzy. Cicho przechodzę przez korytarz i podchodzę do drzwi, które jak się okazuje, nie są zamknięte. Schodzę nieco pewniej po klatce schodowej, próbując ustalić, co powinnam teraz zrobić. Nie wrócę do domu, bo moi rodzice z pewnością go okupują i tylko czekają aż wrócę, a wtedy będą mogli mi wypomnieć całe zło tego świata. Wyciągam telefon z nadzieją, że Allie jest wolna. Po kilku sygnałach dziewczyna odbiera i wita mnie swoim promiennym głosem.

— Del? Co jest? — pyta, a ja delikatnie przygryzam wargę. Wiem, że czeka nas dość szczegółowa rozmowa. Nie znoszę ukrywać przed nią czegokolwiek, bo zawsze zżera mnie poczucie winy. Wiem, że nigdy by mnie nie oceniała i zawsze mogę na nią liczyć.

— Jesteś w domu? Mam mały problem. — odpowiadam lekko zestresowana.

— Chodzi o rodziców? — na to pytanie marszczę brwi ze zdziwieniem. Skąd ona tak właściwie o tym wie? Czy to aż takie logiczne, że moi rodzice sprawiają, że chciałabym zapaść się pod ziemię i nigdy spod niej nie wyjść? Po chwili orientuję się, że dość długo nie udzielam odpowiedzi na zadane pytanie, a gdy już wiem, co powiedzieć, Allie mi przerywa. — Dzwonili do mnie kilka razy, ale nie słyszałam. Dopiero dziś rano zobaczyłam powiadomienia.

Kurwa. Czy oni zawsze muszą dzwonić po moich znajomych? Do dziś pamiętam, jak myśleli, że Megan zalicza się do grona moich przyjaciół i wydzwaniali do niej udając zatroskanych rodziców i opowiadając o tym, jak setny raz wybiegłam z domu bez słowa. Nigdy nie czułam większego zażenowania, ale dla nich nie było w tym zupełnie nic dziwnego. Poza tym, uważają tą sukę za pieprzony ideał.

— Delilah? — głos przyjaciółki wyciąga mnie z kolejnego wiru wspomnień. Mam w zwyczaju chodzić z głową w chmurach, ale ostatnio zdarza się to zbyt często.

— Ta, można tak powiedzieć. — rzucam bez emocji, bo tak właśnie się czuję. Wszystko, co próbowałam ukryć przed światem wie teraz pewien chłopak, który zdecydowanie nie wzbudza mojego zaufania.

— W takim razie, czekam na Ciebie. — po tych słowach wypowiedzianych przez rudowłosą, rozłączam się i wybieram kolejny numer.

Kiedy kierowca taksówki odbiera, jestem już na zewnątrz i kieruję się w stronę głównej ulicy.  Na całe szczęście nie czekam na taksówkę jakoś specjalnie długo, bo dziesięć minut po zakończeniu rozmowy moim oczom ukazuje się żółty mercedes. Witam mężczyznę, który siedzi na miejscu kierowcy. Wesoły, siwy pan około pięćdziesiątki, który raczy mnie historią swojego życia podczas tej krótkiej podróży. Na koniec odstawia mnie pod wyznaczonym adresem, a kiedy daję mu wyznaczoną kwotę, żegna się i odjeżdża. Przechodzę przez ulicę nie rozglądając się na boki, bo doskonale wiem, że nikt tędy nie przejedzie. W prawdzie jest mała szansa na to, że będzie inaczej, ale ja zawsze lubiłam ryzykować. Nie ważne, czy chodziło o ogromne ryzyko związane ze skokiem ze spadochronem, czy cień ryzyka związany z przechodzeniem przez taką właśnie ulicę. Mam wrażenie, że były momenty w moim życiu, kiedy oddałabym wszystko, żeby poczuć choć odrobinę adrenaliny związanej z podejmowaniem niebezpiecznych decyzji. W mgnieniu oka znajduję się pod drzwiami, których kolor i strukturę doskonale znam. Pukam trzykrotnie, tak jak mam to w zwyczaju i czekam na odpowiedź.

— W końcu jesteś. — ruda czupryna wyłania się zza drewnianej tafli. Przyglądam jej się dokładnie i muszę setny raz przyznać, że ta dziewczyna wygląda cudownie nawet bez ani grama makijażu na twarzy. Allie szerzej rozchyla drzwi, a ja wchodzę do środka.

— Nie przesadzaj. Czekałaś może z piętnaście minut. — odpowiadam, przewracając oczami.

— Wiesz, że nie znoszę czekać. — mówi, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. I jest. Jak można być tak niecierpliwym i spóźnialskim jednocześnie?

Uważnie obserwuję jak dziewczyna powoli podchodzi do wyspy kuchennej, a następnie zalewa kakao gorącym mlekiem. Tak prosta czynność, a w jej wykonaniu wygląda jak coś niezwykłego. Perfekcyjne, płynne ruchy i skupienie na twarzy to połączenie, którego mi od zawsze brakowało. W porównaniu do niezastąpionej Allie Collins, jestem istnym bałaganem. Nie odrywając od niej wzroku, ruszam w stronę salonu, gdzie zajmuję miejsce na wygodnej kanapie. Kiedy dziewczyna idzie w moją stronę z dwoma kubkami zapełnionymi słodkim napojem, zastanawiam się nad jednym. Jak można tak idealnie pasować do świata? Zawsze czułam, że odstaję od reszty moich rówieśników. Może i umiałam wbić się w towarzystwo i świetnie się bawić, ale zawsze czułam się jakbym stała na uboczu, a cała reszta świata pędziła pieprzoną autostradą.

— Nad czym tak myślisz? — pytanie dziewczyny przywraca mnie do rzeczywistości. Nie wiem, w którym momencie zajęła miejsce tuż obok mnie, ale wiem, że dzięki temu czuję się dużo lepiej. Bezpieczniej. Wzruszam ramionami, aby dać jej do zrozumienia, że nie myślałam o czymś wartym wzmianki. Przez chwilę skanuje mnie wzrokiem, jakby chciała się upewnić, czy mówię prawdę. — Co się stało wczoraj wieczorem? — po dłuższej chwili porusza temat, dla którego tak właściwie się spotkałyśmy.

— Ja... — zaczynam. — Pokłóciłam się z rodzicami.

— To wiem. — odpowiada. Prostuje się na swoim miejscu, a na jej twarzy pojawia się przebiegły uśmieszek. — Ciekawi mnie, co robiłaś w domu King'a.

Marszczę brwi zastanawiając się skąd ta mała ciekawska złośnica o tym wie. Dopiero po chwili dociera do mnie, że rozmawiałam o tym z Jake'm, kiedy zadzwonił do mnie w nocy. Przewracam oczami, bo domyślam się co chodzi tej wariatce po głowie. Collins uwielbia wszystkie te głupie romantyczne filmy, w których nastolatki wymykają się z domu, by zobaczyć się ze swoimi chłopakami. Z tym, że ja nie wymknęłam się z domu tylko zwyczajnie z niego uciekłam, a King nie jest i nigdy nie będzie moim chłopakiem. Nie mogąc dłużej znieść widoku tych jej rozmarzonych oczu, wyjaśniam jej całą sytuację.

— Nic szczególnego. Po kłótni z rodzicami zaczęłam wydzwaniać do Ciebie i Jake'a, ale byliście zbyt zajęci swoimi... podbojami. — powiedziałam z udawanym wyrzutem — Więc...

— Więc postanowiłaś iść do Jordan'a King'a?

Moje oczy momentalnie rozszerzają się. Nie pomyślałam o tym, jak to może wyglądać z perspektywy innych ludzi. Zaczynam powoli wątpić w to, czy faktycznie chodziło o to, że nie miałam innego wyboru. Zawsze mogłam wziąć pieprzone pieniądze, którymi moi rodzice częstują mnie jak jakąś zbiórkę charytatywną i pójść do hotelu. Dlaczego więc tego nie zrobiłam? Dlaczego poszłam po pomoc do człowieka, który kurewsko działa mi na nerwy?

Just let me goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz