Five

3.5K 342 975
                                    


George przebudził się wcześnie rano,zegarek w jego telefonie wskazywał godzinę 5:02.Próbował z powrotem zasnąć ale niezbyt mu to wychodziło,postanowił więc,że się trochę przejdzie.

Podszedł do komody i wyjął z niej szare dresy i czarną koszulkę po czym ruszył do łazienki by się ubrać i przemyć twarz zimną wodą.

Po wykonaniu tych czynności chciał napisać do Alexa czy pójdzie z nim,ale szybko wybił sobie ten pomysł z głowy przypominając sobie która jest godzina.Jego przyjaciel na pewno by go zabił gdyby obudził go o tej godzinie.

Ubrał swoje buty i spojrzał na swojego współlokatora który spał w najlepsze.Zabrał klucze z szafki i otworzył drzwi najciszej jak umiał,żeby nie obudzić śpiącego przyjaciela.

Wyszedł z pokoju i zakluczył drzwi dla bezpieczeństwa.Na korytarzu również starał się być cicho,żeby nikogo nie obudzić i wyjść z budynku nie zauważony.

Postanowił również,że zamiast brać windę to po prostu zejdzie schodami.George zachowywał się jak szpieg,gdy zszedł już na dół to wychylił się z za ściany by zobaczyć czy nikogo nie ma w pobliżu.

Gdy obadał cały teren i nikogo nie zauważył wyszedł z budynku.Odrazu poczuł orzeźwiający podmuch wiatru na swojej twarzy.

Przez pewien okres czasu chłopak po prostu patrzył przed siebie i słuchał jak ptaki wesoło ćwierkają.

W końcu postanowił,że wyjdzie poza bramy dziedzińca aby się wybrać na krótki spacer.Wokół niego nie było żadnych ludzi.Co jakiś czas mógł tylko zobaczyć pojedyncze auta które przejeżdżały obok niego.

Brunet dopiero teraz zdał sobie sprawę,że jest bardzo blisko uliczki w której wczoraj znaleźli martwą kobietę.Na tą myśl odrazu po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

Nie chciał,chodź musiał przejść koło niej żeby dotrzeć gdzieś dalej.Obrócił się w jej stronę i zauważył,że już nie było tam tej kobiety,co było dla niego oczywiste.Niestety na betonie dalej widniała zaschnięta krew.

Nagle Brytyjczyk na swoim ramieniu poczuł czyjąś dłoń,a już po chwili nóż na swoim gardle.
—Nawet nie próbuj się wyrywać bo jeszcze bardziej ucierpisz.

Sparaliżowany brunet nie ruszył się ani nie odezwał się słowem.Osoba która na niego napadła powoli zaczęła ciągnąć go do samochodu.

Jedyne co udało mu się zobaczyć to to,że jego oprawca miał na sobie białą maskę z uśmiechem.

George został wpakowany go bagażnika i odrazu po tym usłyszał głośny huk.Lecz ten dźwięk nie był spowodowany zamknięciem bagażnika,tylko tym,że brunet spadł z łóżka.

—Kurwa.—powiedział wstając i chwytając się za jego bolącą głowę.
—George nic ci nie jest?—powiedział Ranboo podchodzą do brązowookiego.

George chwycił się za szyje w miejscu gdzie we śnie miał przyłożony nóż i zaczął rozglądać się po pokoju.Jego serce biło tak szybko,bał się,że zaraz wyskoczy mu z klatki piersiowej.

—George?—powtórzył.
—T-tak chyba wszystko okej.
—Na pewno? Cały czas się wierciłeś na łóżku,a teraz z niego spadłeś.
—Miałem zły sen.
—Rozumiem,chcesz mi o nim powiedzieć?—George pokiwał głową i usiadł na łóżku.

—Śnił mi się Dream.
—Czekaj co? Ten Dream.
—Ta..śniło mi się,że mnie porwał.—westchnął-nie jesteśmy w stu procentach bezpieczni tutaj prawda?
—Nie będę cię okłamywać George..zawsze jest chociaż mała szansa,że coś się stanie.
—Rozumiem.
—Ale spokojnie,jeśli się boisz to będziemy mogli wychodzić wszędzie razem.
—Dziękuje Ranboo.—powiedział i przytulił swojego przyjaciela w ramach podziękowania.

Reszta niedzieli mineła dość spokojnie.George w końcu w spokoju odrobił swoje zadania domowe żeby jutro w szkole nie było przypału.

                                    *****

Jest poniedziałkowy poranek czyli najgorsza rzecz jaka może być.Brunet bał się zasnąć poprzedniej nocy ze strachu,że znowu przyśni mu się zamaskowany mężczyzna.

Brunet zabrał ze soba do łazienki pierwsze lepsze ubrania po czym się w nie ubrał.Odrazu po nim do łazienki wszedł Ranboo z którym po chwili wyszli z pokoju kierując się w stronę szkoły.

—Co mamy pierwsze?—zapytał brunet.
—Wychowanie fizyczne.
—Chyba żartujesz..na pierwszej lekcji?!
—Niestety i lepiej żebyśmy się nie spóźnili.—mówiąc to przyśpieszył kroku.

George i Ranboo weszli do szatni gdzie zauważyli już swoich przyjaciół.
—Siema—powiedzieli oboje.
—O hej,już myśleliśmy,że zaspaliście.—zaśmiał się Wilbur.
—Nie,nie spokojnie.

Chłopacy przebrali się w sportowe stroje i wszyscy razem poszli na sale gdzie czekała już reszta klasy oraz nauczyciel.

—Dzisiaj zagramy w piłkę nożną.—dziewczyny wydały z siebie odgłosy niezadowolenia—George,prawda?—powiedział wskazując palcem na Brytyjczyka.
—Tak proszę pana.
—Dobrze,przynieś ze schowka zielone i żółte szarfy żebym mógł was podzielić na drużyny.
—Okej.

Brunet poszedł do wskazanego pomieszczenia i odrazu zauważył wiszące szarfy.Tylko był jeden problem.George był ślepy na kolory.

Chłopak przyglądał się szarfą aż w końcu zabrał osiem szarf o które poprosił go nauczyciel.Miał nadzieję,że zabrał te które potrzebował bo dla niego wszystkie szarfy które trzymał w ręce były żółte.

—Proszę bardzo.—powiedział George podając mężczyźnie szarfy.
—Miałby być zielone i żółte a nie same zielone! Czy ty jesteś ślepy?
—Niech pan na niego nie krzyczy.—powiedział zdenerwowany Alex i chwycił Georga za ramię.—chodź George.

Alex i George poszli z powrotem w kierunku schowka.
—Spokojnie,nasz nauczyciel nie jest zbytnio cierpliwy.
—Ta..

Quackity zabrał odpowiednie szarfy i podał je swojemu przyjacielowi.
—Proszę bardzo,teraz masz odpowiednie kolory.
—Dziękuje ci Alex,nie wiem co ja bym bez ciebie zrobił.—powiedział i uśmiechnął się do niego.
—Dobra dobra bo zaraz się popłacze.Chodźmy z powrotem.—brunet skinął głową i wrócili wspólnie do reszty klasy.

George podał nauczycielowi szarfy.Ten tym razem nic nie powiedział tylko zaczął dzielić uczniów na dwie drużyny.

Jedyna osobą jaką znał George w jego drużynie to był Karl.Reszta osób była mu totalnie obca.

Rozpoczęła się gra i już na początku musiało się coś spieprzyć.George podał piłkę do osoby z przeciwnej drużyny.

—Debilu! Czemu podajesz piłkę żółtej drużynie?!—krzyknął jakiś chłopak którego George w ogóle nie kojarzył.
—P-przepraszam.

—To nie jego wina idioto!—krzyknął Alex.
—Jak nie jego wina?! To on jest pojebany i podaje nie swojej drużynie.

Zdenerwowany Quackity podszedł do chłopaka i uderzył go mocno w twarz.

—Pojebało cię?—powiedział i chwycił się za bolący policzek.
—Uspokójcie się!—krzyknął nauczyciel.—George,Alex siadajcie na ławkę.

Oboje ruszyli w stronę ławki i usiedli na niej.
—Dzięki.—zaczął brunet.
—Za co?
—Za to,że mi tak pomagasz.
—Wiadomo stary,nie ma za co.

Brunet siedział na ławce i wpatrywał się w grających uczniów zadając sobie pytanie:

„Czemu to ja muszę być inny?"

——————————————————————
Witam serdecznie w kolejnym rozdziale.
Proszę o zostawienie gwiazdki 🛐
Bóg zapłać.

Przepraszam Dreamnotfound/DNFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz