Eighteen

3.1K 383 248
                                    



George zdziwił się na jego słowa i to dość mocno.Dlaczego chciał z nim rozmawiać i o czym?

—Nie będę z tobą rozmawiać.—powiedział George.
—Dlaczego? Wolisz siedzieć sam i gadać ze ścianą?—prychnął wyższy.
—Zaprowadź mnie z powrotem do Karla to sobie z nim pogadam.
—Jak nie będziesz się unosił to może później cię do niego zaprowadzę.
—Byłeś dziś u niego?
—Nie.—odparł krótko Dream.
—To na co czekasz? Chcesz go głodzić tak jak mnie na początku? On wam nic nie zrobił.
—Ciesz się,że Sapnap'a tu nie ma jak narazie bo już pewnie ten twój przyjaciel leżałby martwy.

Brunet jakby zmarzł na te słowa.Nie chciał aby jemu ani Karl'owi stała się jakakolwiek krzywda.Wiedział,że jeśli coś zrobią chłopakowi będzie to tylko i wyłącznie jego wina.W końcu to on zadzwonił do niego aby zjawił się w parku.

—Nie róbcie mu nic proszę..zabijcie mnie ale jego wypuście..—powiedział brunet ze łzami w oczach.
—To nie zależy ode mnie.—westchnął Dream.
—A od kogo?!—wykrzyczał.
—Nie mogę ci powiedzieć.—powiedział i wyszedł ze swojego pokoju.

Clay'owi zrobiło się trochę żal chłopaka,pierwszy raz od lat komuś współczuł.

George trafił tu przez ich głupotę a teraz musi się tu męczyć.Mógł być teraz ze swoimi przyjaciółmi i się dobrze bawić,a siedzi w domu z dwoma seryjnymi mordercami.

Blondyn postanowił,że pójdzie do Karla i da mu coś do jedzenia.

Poszedł do kuchni i zaczął przygotowywać kanapki.Nie chciał aby jego więzień poczuł się jak w jakiejś restauracji więc zrobił mu jedną kromkę chleba,tak samo jak George'owi na początku.

Napełnił również małą szklankę wodą z kranu i ruszył na dół aby dostać się do piwnicy.

Odłożył jedzenie na półkę i otworzył drzwi od piwnicy.Zabrał z powrotem jedzenie i wszedł do środka gdzie zauważył siedzącego pod ścianą chłopaka.

Gdy Karl go zauważył natychmiast się spiął.Nie chciał już być więcej bity,wystarczyło mu to jak potraktował go drugi chłopak.

—Proszę nie rób mi nic.—powiedział Karl i zakrył się rękoma.
—Nic ci nie zrobie..przyniosłem ci jedzenie.—powiedział Dream i postawił koło chłopaka talerz oraz szklankę.

Brunet niepewnie spojrzał na jedzenie obok siebie a później swój wzrok skierował na porywacza.

—Dziękuje,a mogę wiedzieć co z George'm?
—Jest bezpieczny.—zapewnił blondyn.

Widząc,że Karl powoli zaczyna jeść wyszedł z piwnicy zamykając ją i skierował się po schodach na górę.

                                 ******

—Proszę was chodźmy do tego parku.—powiedział Alex.
—Możemy iść.—westchnął Ranboo.—Ale przecież wiesz,że tam go nie będzie.

Cała trójka zaczęła zbierać się aby udać się do parku w poszukiwaniu swojego przyjaciela.

Chociaż wiedzieli,że poszukiwania nie przyniosą żadnych pozytywnych skutków,chcieli iść do parku w którym ich przyjaciele mieli się spotkać.

Byli już w połowie drogi,Alex praktycznie biegł żeby jak najszybciej dostać się na miejsce.

Na szczęście przez to,że Ranboo i Wilbur nie byli tacy niscy jak Quackity nie musieli oni biec tylko szli szybkim krokiem.

W końcu doszli do parku..i w zasadzie na tym się skończył ich plan.Zaczęli iść już wolniej rozglądając się wszędzie po ziemi,dokładnie tak jakby mieli tam coś znaleźć.

—To może się rozdzielimy?—zaproponował Alex.
—Możemy.
—Dobra to ja pójdę w stronę stawu,Ranboo pójdzie koło placu zabaw,a ty Will pójdziesz w te miejsce do pikników..okej?
—Jasne kapitanie.—zaśmiał się brunet.
—Jak coś byście znaleźli to zadzwońcie.—powiedział Meksykanin i ruszył w swoją stronę.

Wiedział,że szanse na znalezienie czegokolwiek są naprawdę,ale to naprawdę niskie,lecz nie mógł się poddać.Chciał żeby obaj jego przyjaciele się znaleźli.

Zaczął iść ścieżką wokół stawu.Cały czas rozglądał się wokół siebie mając nadzieję,że zauważy coś co doprowadzi go do któregoś z zaginionych chłopaków.

Przez chwilę przeszła mu nawet myśl,że jego przyjaciele mogli zostać wepchnięci do tego stawu i już dawno nie żyją.Jednak szybko odgonił od siebie tą myśl.Wolał być jednak przekonania,że oboje żyją.

Wilbur poszedł na pusty teren gdzie można było urządzić piknik.To właśnie jego zadaniem było przeszukać ten właśnie teren.

Przechodził on między innymi ludźmi którzy postanowili przyjść i rozłożyć tutaj swoje koce.

Czuł na sobie wzrok innych osób co trochę go denerwowało.Starał się rozglądać tak,żeby nie patrzeć na inne osoby.

Niestety nie zauważył nic innego oprócz papierków od jedzenia które pozostawili przebywający tutaj ludzie.

Stwierdził,że nie ma sensu tutaj dalej szukać i po prostu zaczął kierować się do miejsca w którym się rozdzielili.

Ranboo kierował się w stronę placu zabaw który miał przeszukać.Cholernie martwił się on o swoich przyjaciół,chciał się z nimi jak najszybciej spotkać.

Z daleka mógł dostrzec na placu małe dzieci które się bawią i wesoło śmieją.

Zapragnął w tym momencie być tak szczęśliwe jak one.

Podszedł bliżej i zaczął rozglądać się wszędzie wokół.Nie wchodził na teren placu bo wiedział,że nic tam nie znajdzie,a nawet jeśli coś tam było,to zostało zakopane to w piasku przez biegające tam dzieci.

Blondyn rozglądał się wszędzie z nadzieją na zauważenie chociaż najmniejszego śladu,który potwierdziłby,że któryś z brunetów tutaj był.

Przechadza się on wszystkimi ścieżkami i mija on rodziny które przyszły tutaj na spacer.Niestety żadnego śladu po George'u czy Karl'u.

Po długich poszukiwaniach decyduje się wrócić na miejsce spotkania.Odrazu zauważył on Wilbura który siedzi na ławce,więc postanawia usiąść przy nim.

—I jak?—pyta wyższy.
—Nic nie znalazłem,a ty?—Wilbur wzdycha głośno.
—Rownież nic..Gdzie jest Quackity?
—Jeszcze nie przyszedł.Myślisz,że powinniśmy do niego zadzwonić.
—Myślę,że wręcz powinniśmy to zrobić.

Wilbur na te słowa odrazu zaczął wybierać numer do Meksykanina.Kliknął zieloną słuchawkę i wsłuchiwał się w dźwięki wydawane przez telefon.

Po paru dłuższych sygnałach usłyszał po drugiej stronie słuchawki zmartwiony głos Alex'a.

—Halo Quackity znalazłeś coś?
—Właśnie nie a ty?
—Nie.—westchnął.—Przyjdź już tu gdzie się rozdzieliliśmy i wracajmy do domu.
—Okej już jestem blisko.—powiedział i się rozłączył.

Brunet schował swój telefon do kieszeni i spojrzał na swojego towarzysza.

—Zaraz tu będzie.

I faktycznie już po chwili mogli zobaczyć czarnowłosego chłopaka który zmierzał w ich kierunku.Niestety nie wyglądał on ani trochę na szczęśliwego.

—O Ranboo też już jesteś.—uśmiechnął się słabo.—Znalazłeś coś?

Blondyn przecząco pokręcił głową.
—Wracajmy już,proszę.

Wilbur poklepał niższego od siebie chłopaka po plecach i ruszyli oni z powrotem na dziedziniec.

——————————————————————-
Podobno jak się dłużej na coś czeka to bardziej się docenia,więc kolejny rozdział za tydzień,co wy na to?
⭐️⭐️?

Przepraszam Dreamnotfound/DNFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz