18. W końcu mnie tam doprowadziłeś.

759 26 9
                                    

Godzina 15:25 a zajęcia i powrót do domu mam już zaliczony. Oprócz tych wszystkich plotek które już trochę ucichły dzień był w porządku. Matt z Mią i Laurą bardzo mnie pocieszają i wspierają. Phillip nadal się do mnie nie odzywa, więc ja też nie będę. Weszłam do domu i zdjęłam buty. Skierowałam się w stronę kuchni aby się napić. Zastałam tam Mattheo a na kanapie w salonie ujrzałam Rose i tych dwóch typków których imion nie znam, a trochę głupio mi tak zapytać: ej mam pytanie, jak macie na imię?

Trochę głupio, prawda?

- Cześć. - po dłuższej chwili coś powiedziałam bo nie powiem było trochę niezręcznie w tej grobowej ciszy.

- Hej Anas. Słuchaj bo my mamy wiadomość dla ciebie tylko nie wiemy czy się zgo... - Rose zaczęła mówić tym swoim głosem który był słodki ale miał w sobie tą nutkę ostrości. Jednak dane jej dokończyć, nie było.

- Rose kurwa możesz chociaż raz się zamknąć?! - warknął na nią Mattheo. Rozumiem że też krzyczał na mnie czy po prostu od tak sobie krzyczał. Jednak ten krzyk był inny. Był straszny. Był taki po którym przeszły mnie ciarki.

- Macie spine czy coś? Daj jej powiedzieć. - powiedziałam trochę przestraszona jednak starałam się tego nie okazywać. Spojrzałam się na dziewczynę która również na mnie spojrzała wzrokiem podziękowania i współczucia.

- A ty zamknij się i kurwa wypierdalaj. Psujesz wszystko. - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Był wkurzony. Mocno wkurzony. Nie wiedziałam tylko o co mu chodzi. Nic przecież nie zrobiłam. - czemu wszystkie laski muszą być tak zjebane? Ta mówi to co nie trzeba, ta wszystko niszczy. Po prostu jesteście pojebane. Przysięgam że wszystkie kobiety na tym świecie są dziwne i zjebane. - te słowa nie zabolały mnie. Nie chciało mi się płakać. Tak jak zwykle by było. Skończyły mi się łzy. Spojrzałam tylko na niego złym wzrokiem kiedy szedł usiąść na kanapę.

- Powiedziałeś że wszystkie kobiety są pojebane, tak? A pomyślałeś może o swojej matce? Mimo że jej tu nie ma i może nie była dobrą matką ale i tak należy jej się szacunek. To ona nosiła cie 9 miesięcy i rodziła w bólu. To ona cie wychowywała. To ona starała Ci się zapewnić jak najlepsze życie. Pominęła fakt czy jesteś wpadką czy nie. Chciała cie wychować na pożądnego człowieka. Każdej kobiecie należy się szacunek. A jeśli tak bardzo mnie nienawidzisz to czemu ostatnio mówiłeś jak bardzo mnie kochasz i dziękujesz za to że dałam Ci dach nad głową? Fakt. Mogłam cie wyrzucić na tą jebaną ulice i powiedzieć abyś radził sobie sam. Ale tego nie zrobiłam. Zlitowałam się nad jebanym Mattheo Riddle'm. - powiedziałam zła. Odwrócił się i zaczął na mnie patrzeć. Poszłam do przed pokoju, założyłam buty. Wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Odeszłam stamtąd słysząc w nim tylko krzyk który pochodził od blondyna i był skierowany do Mattheo. Brzmiał on: zjebałeś. Totalnie zjebałeś. Ona ma rację.

Wyszłam poza bramę i skierowałam się do parku. Usiadłam na jednej z ławek i zaczęłam patrzeć na fontannę. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na godzinę po czym spowrotem go schowałam. Zapaliłam jednego papierosa. Nikotyna odrazu mnie rozluźniła, ona zawsze mi pomaga. W stresie, złości, smutku, szczęściu, po prostu zawsze. Była drugą rzeczą, którą zawsze ale to zawsze muszę mieć przy sobie, pierwszą oczywiscie był telefon. Zaczął padać deszcz. Założyłam kaptur na głowę i dalej siedziałam. Siedziałam. Nic nie robiłam, po prostu siedziałam.

***
Było już ciemno. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na ekran. 23:54. Szczerze, myślałam że jest już po drugiej. Miałam schować telefon kiedy usłyszałam wibracje pochodzące właśnie z urządzenia. Matt. Odebrałam.

- Cześć Anas, wiem że jest późno ale chciałem Ci coś powiedzieć. - zaczął odrazu.

- Hej, jasne wal śmiało. - odpowiedziałam.

Niebezpieczna gra ~ Mattheo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz