Rozdział 14

113 7 27
                                    

Jaka ta miłość potrafiła być krucha. Pierwszy raz zdarzyła mi się sytuacja, że klient zrezygnował z naszych usług ze względu odwołanego ślubu. Miałam świadomość wszystkich rozwodów, bo w tych czasach związki nie były trwałe, ale nigdy bym nie przypuszczała, że ktoś zakończy relację na fazie planowania uroczystości. To przecież nie małe pieniądze, bo dosyć duże przedsięwzięcie się za tym kryje, a do tego u niektórych dochodzą nasze usługi. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy potrafiłabym poświęcić tyle pieniędzy i czasu, by pod koniec powiedzieć „żegnaj".

Małżeństwo to ogromny krok w przyszłość i jeśli ktoś nie czuje się na niego gotowy, to moim zdaniem nie powinien brać na siebie takiej odpowiedzialności. Organizowałam wesela i doskonale wiedziałam, ile trzeba poświęcić, by wszystko pięknie wyszło. Aczkolwiek może i dobrze, że stało się to przed ślubem niż po sakramentalnym "tak". Tylko nie rozumiałam, dlaczego pan Andersson zrzucił wszystko na mnie. Dosadnie przekazał mi, że to moja wina, tylko co ja miałam z tym wspólnego? Coraz częściej myślałam, żeby otworzyć własną firmę w tej branży, ale nie wiedziałam, czy odważyłabym się na taki krok. Jednak nie mogłam określić, jak długo jeszcze tutaj potrafiłabym wytrzymać.

Byłam nieźle na niego wkurzona, ale nie powinnam mu pyskować, bo mogłam stracić robotę. Czułam, że odgrywał się za to, że nie chciałam zostać jego asystentką, ale znałam swoją wartość i nie upadłam jeszcze tak nisko. Jedyne czego miałam pewność w tamtej chwili, to tego, że nigdy nie pozwolę mu się stłamsić. Rozumiałam, że jako szef mógł mówić, co robiłam źle i czego jeszcze powinnam się nauczyć, ale nie miał prawa zwalać na mnie wszystkiego za nie niepowodzenie jego firmy.

Żałowałam, że nie mogłam rzucić mu wypowiedzenia z dnia na dzień. Do swojego gabinetu weszłam z impetem, trzaskając przy tym drzwiami. Czemu nie mogłam cieszyć się ze swojej pracy, tylko musiałam męczyć się z takim zboczeńcem? Nie obchodziło mnie, co myśleli w tamtej chwili moi współpracownicy. To było jedyne, na czym mogłam się wyżyć. Usiadłam na krześle i przeciągle westchnęłam, nie wiedziałam, jak miałam sobie z tym wszystkim poradzić. Bałam się, że przez jego głupie widzimisię zostanę bez pracy i nie będę miała jak zarabiać na życie.

Po kilku minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Podniosłam głowę i zobaczyłam Heidi. Po części byłam załamana, machnęłam do niej, żeby weszła do środka. Nie miałam siły, by siedzieć dłużej w pracy, ale nie mogłam opuścić biura szybciej niż to konieczne. Kobieta nie bardzo rozumiała moje zachowanie, ale usiadła na krześle i czekała aż cokolwiek jej opowiem.

— W ostatnim czasie jesteś wybuchowa, co się dzieje? — zaczęła, gdy w ogóle się nie odzywałam. Nie wiedziałam, co powinnam jej powiedzieć, a co zachować dla siebie. Niewiele mówiłam o nowej relacji, a o starej już nie chciałam pamiętać. Jednak Elsa wyjeżdżała za trzy dni i musiałam mieć osobę, z którą mogłabym porozmawiać o moich problemach, ufałam Heidi i miałam nadzieję, że się nie pomyliłam.

— Wszystko mi się wali. Nie wiem, czy to jest odpowiedni czas, abym ci o wszystkim opowiadała.

— Umówimy się kiedyś na kawę i wtedy opowiesz mi o tym, co cię martwi, powiedz mi, czym cię dzisiaj tak wkurzył szef?

— Uznał, że para, która odmówiła nasze usługi, to wszystko moja wina, ale co ja zrobiłam? Nawet tych ludzi nie znam, więc jaki miałam wpływ na rozpad ich związku?

— Chyba sobie żartujesz. — Ruda była bardzo zdziwiona moją wypowiedzią, ale ja nie miałam ochoty na jakieś cholerne żarty. Ostatnio czas dał mi trochę w kość i w ogóle nie przyszłoby mi to do głowy.

— Wyglądam, jakbym żartowała? — Czułam, że włączał mi się tryb obronny. Nie chciałam być niemiła dla koleżanki, ale czasami nad tym nie panowałam.

W kręgach namiętnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz