Od samego rana byłam zdołowana i cholernie smutna. Nadszedł dzień, w którym Elsa wyjeżdżała na kilka miesięcy. Cieszyłam się z tego, że spełniała swoje marzenia, ale wiedziałam, że bardzo będzie mi jej brakowało. Oczywiście chciałam ją odwieźć na lotnisko, jednak czułam, że to nie najlepsza decyzja. Przyjaciółka w ogóle po sobie tego nie pokazywała, ale byłam pewna, że dla niej to również niełatwe. Mimo że nasz kontakt na sto procent się nie urwie, to strasznie mi szkoda naszych wspólnych wypadów.
Nawet nie chciało mi się jakoś specjalnie stroić, ale postanowiłam jednak założyć zwykłe jeansy i jeden z moich większych swetrów w kolorze białym. To zawsze dobrze ze sobą wyglądało. Do tego dobrałam ulubione zimowe, zamszowe botki i kurtkę, po czym wzięłam dokumenty i udałam się do samochodu. Z ciężkim trudem do niego wsiadłam i wrzuciłam pierwszy bieg. Godzina jej wyjazdu zbliżała się wielkimi krokami. Nie zastanawiałam się dłużej nad tym, tylko dołączyłam do ruchu.
Po Elsę dojechałam dwadzieścia minut później. Nawet nie musiałam wychodzić z samochodu, bo przyjaciółka już czekała za mną pod domem ze wszystkimi swoimi walizkami. Zaczęłam się zastanawiać, jak zamierzała to zmieścić w samolocie. Przecież każdy pasażer miał określoną ilość własnych bagaży i nie wiedziałam, czy ognistowłosa nie przekroczyła limitu czterokrotnie. Wysiadłam z auta i pomogłam jej w zapakowaniu, po czym ruszyłyśmy w kierunku lotniska. Miałyśmy spory kawałek do przejechania, więc nie powinnyśmy się za długo nad tym zastanawiać.
— Gdzie podziała się moja wygadana przyjaciółka? — zaczęła, gdy ja wciąż milczałam. Nie bardzo miałam ochotę na prowadzenie jakiejkolwiek konwersacji, ale to były nasze ostatnie wspólne minuty i nie chciałam tego zignorować.
— Nie będę udawała, że wszystko jest w porządku, cieszę się, że spełniasz swoje marzenia, ale będzie mi ciebie brakowało. Jednak nie chcę psuć ci humoru, dlatego za bardzo się tym nie przejmuj.
— Głupio mi, że zostawiam cię z samą z Elliotem i Chrisem, ale podpisałam już kontrakt, nie mogę sobie teraz odpuścić.
— Wiem i nawet nie śmiałabym cię o to prosić, po prosu muszę sobie jakoś poradzić i sądzę, że dam radę. Wystarczy, że będziemy miały kontakt online i powinno być dobrze.
— Alexia, oni naprawdę nie mają prawa siedzieć w twojej głowie, musisz wziąć się w garść, będę ci pomagać na odległość, jak tylko się da, ale nie mogę za wiele obiecać.
Rozmowa z nią zawsze podnosiła mnie jakoś na duchu. Cały czas się zastanawiałam, jak to będzie wyglądało, ale czy był sens, aby o tym myśleć? Elsa miała rację i musiałam odnaleźć dawną siebie. Przez ostatnie wydarzenia zatraciłam gdzieś swój prawdziwy charakter. Nigdy nie zachowywałam się jak zastraszona gąska. Liczyłam, że wkrótce powróci mój pazur, który uwielbiałam, mimo że dla niektórych mógł być uznawany za nietaktowny.
Na miejsce dojechałyśmy po godzinie. W końcu musiałyśmy przedostać się na koniec miasta. Cały czas odnosiłam wrażenie, że jechał za nami jakiś samochód, ale gdy skręciłam na parking, to on pojechał dalej. Dziwnie się czułam, nie mogłam pojąć swojego zachowania. Po zaparkowaniu udałyśmy się do środka, na szczęście do odprawy zostało jeszcze czterdzieści minut, więc miałyśmy trochę czasu, by porozmawiać. Doszłam do wniosku, że nigdy nie rozstawałyśmy się na tyle miesięcy, ale fantastycznie, że Elsa mogła spełnić swoje marzenia. Miałam nadzieję, że gdy wróci do Göteborgu, to odwiedzi mnie w mojej własnej firmie, a moje nazwisko będzie znane w branży ślubnej. Nikłe szanse, ale postanowiłam dążyć do tego celu. Nie potrafiłam określić z jakim skutkiem, ale na pewno chciałam coś osiągnąć w życiu.
— Stresujesz się? — zagaiłam, by nie myśleć o swoich problemach.
— Z jednej strony tak, ale z drugiej czuję ogromną ekscytację. Nigdy nie myślałam, że będę mogła przeżyć taką przygodę.
CZYTASZ
W kręgach namiętności
RomanceNatrafiają na siebie gdzieś na ulicach Göteborgu. Alexia, zajęta swoimi sprawami, nie dostrzega go od razu, jednak tajemnicze spojrzenie błękitnych tęczówek nawiedza jej myśli. Kobieta nie ma pojęcia, że to nie było ich pierwsze spotkanie. Christoph...