2. Lubię, gdy tak do mnie mówisz

203 48 64
                                    

Sobotni poranek nie był dla mnie łaskawy. Kiedy się obudziłam, czułam się, jakby wcześniej rozjechał mnie walec. Nie byłam w stanie zwlec się z łóżka. Doskonale wiedziałam, że to po wczorajszym bieganiu. Przeszarżowałam i zdawałam sobie sprawę z tego, że rodzice będą na mnie źli. Ja sama byłam na siebie zła za swoją głupotę. Nie wiedziałam, co chciałam tym pokazać. Że wszystko było w porządku? Przecież tak nie było. Postanowiłam wziąć się w garść, żeby nie martwić rodziców. Zacisnęłam zęby i usiadłam na łóżku, a chwilę później wstałam na nogi. Czułam, jakby były z waty, ale nie bolały. Jeszcze. Szłam niepewnie, bojąc się, że za chwilę upadnę. Podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam ubrania na zmianę i przeszłam do łazienki, a pół godziny później zeszłam na dół do kuchni, gdzie siedzieli już moi rodzice.

— Jak się czujesz, kochanie? — zapytała mama, gdy tylko mnie zauważyła.

— Dobrze — odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.

— Na pewno? Blado wyglądasz — powiedziała, patrząc na mnie z troskliwą miną.

— Lepiej nie będę wyglądać, chociaż bardzo bym chciała. — Westchnęłam głęboko, po czym zacisnęłam usta w wąską linię.

— Silke, nie denerwuj się. — Uspokajała mnie. — Siadaj, już podaję śniadanie.

— Pomóc ci w czymś? — zapytałam po chwili, patrząc jak zalewała herbaty wrzątkiem.

— Nie trzeba — odparła, uśmiechając się do mnie.

Westchnęłam cicho, czując wyrzuty sumienia. Pomimo że kilka chwil wcześniej źle potraktowałam mamę, ona zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Podziwiałam ją pod tym względem. Ja na jej miejscu już dawno straciłabym nerwy. Usiadłam na krześle, spoglądając na ojca, który z wielkim zainteresowaniem czytał lokalną prasę, zamiast jej pomóc. Normalnie ja bym to zrobiła, ale dzisiaj czułam się naprawdę fatalnie, więc gdy usłyszałam, że mam usiąść, po prostu to zrobiłam. Kilka minut później mama nakładała jajecznicę na talerze. Przymknęłam oczy, gdy zapach jedzenia dotarł do moich nozdrzy. Czułam, jak mój żołądek zaczynał się buntować, ale stwierdziłam, że chociaż jej spróbuję, bo nie chciałam robić mamie przykrości. Zawsze ze smakiem jadłam jej dania, ale od jakiegoś czasu coraz mniej mi smakowały.

— Coś nie tak, córeczko? — zapytała, spoglądając w moim kierunku.

— Nie, wszystko w porządku — odparłam, uśmiechając się krzywo w jej kierunku.

— Zrobić ci coś innego? — dopytywała.

— Jeszcze jej chleb posmaruj i pokrój na kawałeczki — odezwał się ojciec z ironią w głosie, by następnie zamknąć gazetę, zwinąć ją w pół i odłożyć na bok.
Przewróciłam oczami, słysząc jego przytyk. Kiedyś miałam wrażenie, że nigdy nie przejmował się moim losem. Nie obchodziło go, co u mnie słychać ani to, jak mi szło, chociażby w szkole. Teraz byłam przekonana, że nie przejmował się mną nawet w momencie, gdy potrzebowałam największego wsparcia. Chociaż równie dobrze to mógł być jego pancerz ochronny na wydarzenia, które miały miejsce w naszej rodzinie z mojego powodu. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.

— Bez przesady, mamo, zjem to — powiedziałam, uśmiechając się lekko, a ona przytaknęła.

*

Kilka kęsów później siedziałam pochylona nad toaletą i zwracałam śniadanie. Oparłam się plecami o ścianę, cicho płacząc. Nie chciałam, żeby rodzice to słyszeli. Jakiś czas temu postanowiłam, że pokażę im, że byłam silna. Jednak niestety z dnia na dzień, było coraz gorzej. Zdarzały się dni, jak ten wczorajszy, gdzie tryskałam energią, ale w ostatnim miesiącu więcej było tych gorszych momentów. Dlatego też unikałam spotkań z Constantinem. Nie chciałam, żeby widział mnie w tym gorszym wydaniu.

Ławka [Constantin Schmid] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz