7. Silke, nie denerwuj mnie

178 46 8
                                    

Siedziałam na krześle w łazience i płakałam. Zlewałam się łzami, czując, jak mama znowu przyłożyła maszynkę do mojej głowy. Po chwili na podłogę spadły kolejne pukle włosów. Oddychałam ciężko, widząc ich resztki na podłodze. Nie chciałam tego, ale moja fryzura wyglądała tak tragicznie, że w końcu trzeba było to zrobić. Łyse place szpeciły mnie jeszcze bardziej.

— Silke, skończyłam. — Usłyszałam za  sobą drżący głos mamy.

Jej zapewne też było ciężko. Ogoliła swoją córkę do zera. Włosy, które czesała w kucyki, warkoczyki, koczki, kiedy byłam mała teraz leżały na podłodze.
Siedziałam na krześle, wycierając łzy z policzków. Powinnam się podnieść i spojrzeć w lustro, żeby zobaczyć,  jak wyglądałam, ale nie chciałam tego. Nie byłam na to gotowa.

— Mamo? — odezwałam się  cicho.

— Tak?

— Dałabyś mi trochę pieniędzy? Jeszcze nie wiem ile, ale muszę oddać Constantinowi.

— Dlaczego?

— Nie pojadę z nim nigdzie. Nie chcę, żeby przepadła mu cała suma.

— Silke, pojedź — powiedziała mama, kładąc mi dłonie na ramionach. — Oderwiesz się trochę od tego wszystkiego.

— Nie. Nie pokażę mu się taka.

— Silke...

— Nie chcę. — Przerwałam jej, wstając z miejsca.

Wybiegłam z łazienki i wpadłam do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Podeszłam do biurka i położyłam dłonie na blacie, zwieszając głowę. Po chwili uniosłam jedną rękę, po czym dotknęłam nią głowy, na której kiedyś miałam długie, czarne włosy. Przyklęknęłam przy biurku, kryjąc twarz w dłoniach.

Chciałam już umrzeć.

— Dam ci te pieniądze. — Odwróciłam się w kierunku drzwi, gdy usłyszałam po ich drugiej stronie stłumiony głos mamy.
Podziękowałam jej w duchu, bo nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu.

*

Leżałam na łóżku, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w sufit, a w tle grała cicho muzyka. Westchnęłam przeciągle, przecierając twarz dłońmi, po czym chwyciłam komórkę. Wybrałam numer Schmida, żeby się z nim połączyć, bo miał być już po treningu.

— Cześć, maluchu. — Po chwili usłyszałam jego radosny głos. — Już się za mną stęskniłaś?

— Cześć — odpowiedziałam cicho. — Prześlij mi numer swojego konta bankowego.

— Po co?

— Jednak nigdzie nie jadę. Przeleję ci pieniądze, tylko podaj numer i kwotę.

— Silke, nie denerwuj mnie — warknął brunet.

— Przepraszam, Consti, ale nie mogę.

— Dlaczego?

— Po prostu nie mogę — odpowiedziałam i się rozłączyłam.

Chwilę później wybiegłam z pokoju, czując nudności. Wpadłam do łazienki i zwymiotowałam do sedesu. Tym razem nie była to zasługa choroby, a stresu. Mój żołądek był poskręcany z nerwów po dzisiejszym poranku i utracie włosów. Wyglądałam tragicznie i wiedziałam, że od dzisiaj całe dnie będę spędzała w pokoju, ewentualnie w ogrodzie z tyłu domu, gdzie nikt nie będzie mnie widział.

I tak nikt nie lubił patrzeć na chorych ludzi.

CONSTANTIN

Wracałem właśnie do domu, gdy otrzymałem dziwny telefon od Silke. Inaczej tego nie mogłem nazwać. Najpierw się zgodziła na wspólny wyjazd, a kilka dni później informuje mnie, że jednak nigdzie nie jedzie. Zacisnąłem usta, wchodząc do domu i zastanawiając się, co takiego mogło się stać, że dziewczyna zmieniła zdanie. Przecież wszystko mieliśmy omówione. Miałem nawet rozmowę z jej matką na temat tego, co zrobić, gdyby Silke źle się poczuła. Odłożyłem komórkę na blat stołu w kuchni, po czym sięgnąłem po szklankę i wlałem do niej wodę, którą wypiłem duszkiem. Kolejny dzień upałów, dawał w kość. Chwilę później oparłem się o stół, chwyciłem telefon w dłoń, wszedłem w kontakty i zacząłem łączenie.

Ławka [Constantin Schmid] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz