14. Powiedz mi, jak ci pomóc?

167 41 19
                                    

Ubraliśmy się z Constantinem i usiedliśmy na łóżku. Zastanawiałam się, kiedy w końcu w moim życiu skończy się ten ciągły pech. Bo ile można? Zagryzłam wargę, zastanawiając się, co zrobić. Powinnam zejść na dół i porozmawiać z mamą. Tylko nie wiedziałam, czy dać jej trochę czasu na ochłonięcie, czy od razu wyjaśnić całe zajście. Poza tym byłam spragniona, więc i tak musiałam przejść do kuchni.

— Chcesz coś do picia? — zapytałam Schmida, na co przytaknął, lustrując moją twarz.

— Czym ty się stresujesz? Przecież jesteśmy dorośli — powiedział, szturchając mnie w bok. — Twoja mama raczej jest świadoma, że będąc w swoim towarzystwie, nie kolorujemy w zeszycie — dodał, a ja przewróciłam oczami. On jak zwykle miał do wszystkiego inne podejście. W ogóle nie przejmował się tym, że moja matka widziała nas nagich w łóżku.

— Mieć taką świadomość, a to widzieć, to dwie różne rzeczy — odparłam, spoglądając na niego wymownie. — Dla niej jestem wciąż małą dziewczynką.

— Dlatego mówię do ciebie maluchu — odezwał się, za co uderzyłam go pięścią w bark. Schmid jak zwykle teatralnie wykrzywił twarz w grymasie bólu. — Iść z tobą? — zapytał, na co zaprzeczyłam ruchem głowy. Wolałam najpierw sama z nią pogadać, żeby jakoś załagodzić sytuację.

Wstałam z miejsca, po czym wyszłam z pokoju, żeby zejść na dół. Gdy dotarłam do kuchni, mama stała przy blacie i kroiła warzywa. Chociaż krojeniem nie można było tego nazwać. Siekała biedną marchewkę, wyładowując na niej swoje emocje. Bez słowa podeszłam do szafki, z której wyjęłam dwie szklanki.

— Zabezpieczacie się? — Zastygłam w bezruchu, słysząc to pytanie. Przełknęłam mocno ślinę, kładąc cicho szklanki na blat, a po kuchni roznosił się tępy odgłos uderzania ostrza noża o drewnianą deskę do krojenia. Miałam wrażenie, że im dłużej milczałam, tym głośniejszy był ten odgłos.

— Nooo, tak — odezwałam się w końcu, spoglądając na mamę.
Odłożyła nóż na blat, po czym odwróciła się w moim kierunku.

— Dobrze wiesz, że nie możecie zaliczyć teraz wpadki — mówiła, bacznie mi się przyglądając. — To pogrzebałoby twoje leczenie.

— Nie musisz się o nic martwić.

— Naprawdę nie potrafisz powiedzieć mu nie? Skoro on nie może zapanować nad popędem, może ty powinnaś być bardziej asertywna? — pytała, a ja milczałam, czując, jak wzbierała we mnie złość. Nienawidziłam tego, gdy próbowała ustawiać mi życie.
— Chyba będę musiała porozmawiać z Constantinem — powiedziała stanowczym głosem, a ja czułam, że byłam na granicy wybuchu.

— Mamo, proszę cię, nie układaj mi życia. Jestem dorosła — mówiłam, zaciskając dłonie w pięści. Ten gest miał mi pomóc w zapanowaniu nad emocjami.

— Nie możecie na razie powstrzymać się od seksu? To byłoby odpowiedzialniejsze.

— Ty rozumiem, czekałaś do ślubu? — zapytałam z ironią w głosie. Zagryzłam wargę, bo nie chciałam, żeby zabrzmiało to aż tak źle. Nie chciałam atakować mamy, ale było już za późno.

— Silke, ja wtedy nie byłam śmiertelnie chora — odparła, spoglądając na mnie wymownie. Wypuściłam przeciągle powietrze z płuc, żeby się wyciszyć, ale to nie pomogło. Jej słowa ubodły mnie i to mocno.

— Czyli co? Mam teraz zacząć się umartwiać i rezygnować z przyjemności, bo jestem chora?

— Po prostu wstrzymajcie się na trochę, chociażby do momentu, aż przygotują dla ciebie te leki i zaczniesz je brać.

Ławka [Constantin Schmid] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz