9. Constantin, co my robimy?

190 46 22
                                    

Kiedy obudziłam się trzeciego dnia naszego wyjazdu, zrobiłam wielkie oczy, widząc, że dochodziła godzina dziesiąta. Co prawda późno położyliśmy się spać, ale nie sądziłam, że będziemy spali aż do tej godziny. Przeciągnęłam się leniwie i poprawiłam perukę, której miałam coraz bardziej dość. Miałam wrażenie, że skóra głowy dosłownie gotowała mi się pod nią. Wstałam z łóżka, spojrzałam na śpiącego Constantina, po czym przeszłam do łazienki, gdzie od razu ściągnęłam sztuczne włosy. Westchnęłam przeciągle, odczuwając ulgę. Zaczęłam się powoli myć i ubierać. Miałam świadomość, że przeciągałam te wszystkie czynności do granic możliwości, ale robiłam po prostu wszystko, żeby jak najpóźniej założyć znowu perukę.

— Silke, długo jeszcze? — Po drugiej stronie drzwi usłyszałam głos Schmida, który zdążył obudzić się w międzyczasie.

— Jeszcze chwila i wychodzę — odpowiedziałam, spoglądając na swoje odbicie w lustrze.
Powoli oswajałam się z brakiem włosów, ale nadal nie mogłam się z tym pogodzić. W ogóle nie mogłam pogodzić się z tym wszystkim, co mnie spotkało. Chciałam być normalną nastolatką, która jesienią miała rozpocząć studia, tymczasem każdy dzień był dla mnie niepewnością i nie wiedziałam, czy dane mi będzie dalej się uczyć, chociaż tak bardzo tego chciałam.

— Silkeeee, szybciej. — Schmid znowu zapukał do drzwi do łazienki, skamląc pod nimi. — Zaraz mi pęcherz pęknie — dodał, nieustannie stukając palcami w drewno.
Przewróciłam oczami, po czym chwyciłam perukę w dłonie i założyłam ją na głowę, by następnie wyjść z pomieszczenia, do którego od razu wpadł brunet, na co przewróciłam oczami.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim, biorąc do dłoni komórkę. Zacisnęłam usta, widząc SMS-a od mamy. Przygryzłam palec, zastanawiając się przez dobrych kilka minut nad odpowiedzią, po czym wystukałam wiadomość.

Do mama: nie teraz, wieczorem

Od mama: dobrze, miłego dnia

Odczytałam SMS-a zwrotnego, a w tym samym momencie z łazienki wyszedł Constantin. Spojrzał na mnie, więc uśmiechnęłam się lekko, ale czułam, że nie wyszło tak, jak chciałam.

— Coś się stało? — zapytał, przyglądając mi się uważnie.

— Nic, wszystko jest okey — odparłam, na co Schmid pokręcił głową, ale nic nie powiedział.
Wiedziałam, że mi nie uwierzył, ale nie chciałam psuć nam dnia. Chciałam spędzić go miło, bo reszta wyjazdu po wieczornej rozmowie z mamą, mogła już nie być dla mnie miła.

— Idziemy na śniadanie? — Przytaknęłam głową i wstałam z miejsca, po czym wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do kuchni.

*

— Silke, zwolnij! — krzyczał za mną Constantin, na co zaśmiałam się głośno, bo nie miałam zamiaru tego robić.
Biegłam ile sił przed siebie, nie zważając na niego. Chociaż czułam, że z każdym przebiegniętym metrem słabłam, to chciałam poznać granicę swojego organizmu. Chciałam pokazać tej chorobie, która wyniszczała mnie od środka, że wcale nie byłam taka słaba, że potrafiłam walczyć. W tamtym momencie miałam gdzieś zalecenia lekarza. Byłam nierozsądna? Oczywiście, że tak i zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie zamierzałam zwalniać.
Pisnęłam nagle, czując dłonie na swoim ciele, a ułamek sekundy później leżałam na Constantinie, przez którego wylądowaliśmy na trawie.

— Mam cię — zaśmiał się chłopak, trzymając mnie w objęciach.
Patrzyłam w jego oczy, próbując unormować oddech.

— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytałam, lustrując jego twarz.

— Bo tylko w taki sposób mogłem cię zatrzymać — odparł, uśmiechając się szeroko, na co pokręciłam głową.

Chwilę później wstaliśmy na nogi i rozmawialiśmy o tym, gdzie iść dalej. Schmid chciał wracać do pensjonatu, żebym się nie przemęczyła, ale ja nie miałam takiego zamiaru. Dzisiejszy dzień chciałam spędzić w miarę normalnie.

Ławka [Constantin Schmid] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz