15. Wszystko będzie dobrze

173 41 21
                                    

Siedziałam na krześle obok dyżurki lekarskiej, nerwowo ruszając nogą. Przy mnie stała walizka, z kilkoma rzeczami, które miały być mi potrzebne w czasie pobytu w klinice. Tym razem przyjechałam sama, bo mama złapała przeziębienie. Do Berlina przywiózł mnie kuzyn Philip. Chłopak chciał poczekać ze mną do czasu przyjęcia na oddział, ale nie chciałam marnować jego czasu, bo wiedziałam, że może to trochę potrwać. I tak byłam mu wdzięczna, że za każdym razem, gdy potrzebowałam podwózki, to mogłam na niego liczyć. Pożegnaliśmy się i on wrócił do Oberaudorf, a ja czekałam na lekarza. Pierwszy raz znalazłam się w sytuacji, gdzie zostałam sama, bo wcześniej zawsze towarzyszyła mi mama, wspierała mnie. Patrzyłam w podłogę nieobecnym wzrokiem, zastanawiając się nad moim dalszym losem.
Od trzech dni byłam wspierana przez fundację, która pomagała mi w zbieraniu pieniędzy na kosztowne leczenie. Utworzono specjalne subkonto, na które ludzie mogli wpłacać darowizny oraz opisano moją historię. Niestety narazie konto praktycznie świeciło pustkami. Byłam jedną z setek tysięcy potrzebujących i, gdy rano widziałam na stronie, że wsparły mnie tylko dwie osoby, wiedziałam, że będę musiała jakoś nagłośnić zbiórkę, tylko nie wiedziałam w jaki sposób to zrobić. Nie mogłam pozwolić na to, żeby Constantin dowiedział się o tym, bo wtedy poznałby prawdę o moim stanie zdrowia, a nie chciałam tego.

— Pierwszy raz w klinice? — Wzdrygnęłam się, słysząc obok siebie męski głos, który wyrwał mie z zamyślenia.
Przeniosłam wzrok w prawą stronę, dostrzegając stojącego przy mnie młodego chłopaka. Na oko, w wieku podobnym do mojego. Patrzył na mnie z góry, trzymając dłonie w kieszeniach od spodni.

— Nie, byłam już tu kilka razy — odpowiedziałam.

— Naprawdę? Bo wyglądasz jakbyś była nowicjuszką. — Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o czym mówił. — Strasznie się denerwujesz. — Prychnęłam poirytowana, słysząc te słowa. Kim on był, żeby mnie oceniać? Poza tym, gdyby był na moim miejscu, też by się denerwował.

— A ty jakbyś się czuł, gdybyś umierał? — zapytałam, patrząc wymownie na szatyna, a ten uśmiechnął się lekko.

— Aż tak się nie denerwowałem — odparł od niechcenia, wzruszając ramionami. — Okey, może miałem chwile zwątpienia i gorsze dni, ale wierzyłem, że mnie wyleczą.

— Jesteś chory? — zapytałam ze zdziwieniem.

— Byłem — powiedział pewnie. — Rok temu pokonałem chorobę. Dzisiaj mam kontrolę — mówił, a ja w głębi ducha pozazdrościłam mu, że wygrał z chorobą, którą miał. Też tak chciałam. — Aron jestem. — Przedstawił się, wyciągając dłoń w moim kierunku.

— Silke — odparłam, witając się z nim.

— Co postanowiło się do ciebie przytulić? — dopytywał, siadając obok mnie.

— Mięsak Ewinga.

— Witaj w klubie. — Zrobiłam zaskoczoną minę, gdy usłyszałam, że chorował na to samo, co ja.
Czyżby pojawienie się tego chłopaka, miało być dla mnie jakimś znakiem od losu, że ja też mogłam wyzdrowieć? Że potem tak, jak on, będę dopytywać innych o to, czy to ich pierwszy pobyt w klinice?

Marzyłam o tym.

— Jak udało ci się to pokonać?

— Operacje, chemia, naświetlania i leki — odparł, a ja przygryzłam wargę. Byłam tak samo leczona, tyle że mi już odebrano nadzieję na to, że dzięki tym metodom mogę wyzdrowieć.
— I myślę, że dużo dało mi też pozytywne myślenie. Możesz się śmiać, ale każdego dnia, nawet w tych najgorszych chwilach wierzyłem, że wyzdrowieję i w końcu tak się stało. Teraz przyjeżdżam tu na kontrole.

Ławka [Constantin Schmid] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz