11. Zapomij o mnie

164 44 10
                                    

— Constantin, jak do tego doszło? — zapytała pani Marit, gdy wraz z moją mamą przyjechała do szpitala w Hausham.
Zadzwoniłem do matki i powiedziałem, co się stało, prosząc, żeby pojechała do matki Silke i powiadomiła ją o wszystkim. Nie chciałem pani Krauthofer mówić przez telefon tego, że jej córka znalazła się w szpitalu. Poza tym kobieta nie miała prawa jazdy, a pan Florian był wiecznie w pracy, więc denerwowałaby się, że nie ma jak dostać się do Hausham. Wolałem załatwić to inaczej.

— Byliśmy na rowerach i przemokliśmy — odparłem, a kobieta pokręciła głową. Miałem wrażenie, że była na mnie wściekła przez to, co się stało.
— Silke zależało na tym, żeby wybrać się na tę przejażdżkę — dodałem po chwili.

— Prosiłam, żebyś nie ulegał jej zachciankom — odparła zdenerwowanym głosem.
— Constantin, ona ma nowotwór. Praktycznie zero odporności. To może skończyć się dla niej tragicznie — mówiła, posyłając mi złowrogie spojrzenie, a ja tylko zacisnąłem usta, spuszczając wzrok na podłogę, bo nie miałem nic na swoją obronę. Kobieta miała rację i cały czas modliłem się w duchu o to, żeby u Silke nie doszło do zapalenia płuc, bo mogłaby tego nie przetrwać.

— Pani Krauthofer? — Spojrzeliśmy wszyscy na lekarza, który do nas podszedł.

— To ja — odezwała się matka Silke, robiąc krok do przodu.

— Zapraszam ze mną. Porozmawiamy o pani córce.

Pani Marit poszła za lekarzem, a ja zostałem z mamą na korytarzu. Stałem oparty o ścianę i wpatrywałem się w podłogę, licząc na to, że gdy wróci mama Silke, to przekaże nam jakieś dobre wiadomości. Westchnąłem przeciągle, przecierając twarz dłońmi. Cały czas miałem wyrzuty sumienia, że ten wyjazd tak się zakończył. Nie pozostawało mi nic innego, jak modlenie się o to, żeby Silke wyzdrowiała. Szybko trafiła do szpitala, więc szanse na to były duże, ale przerażał mnie fakt, że podpięli dziewczynę do tlenu.

— Wydobrzeje, zobaczysz. — Przeniosłem wzrok na mamę, gdy usłyszałem jej głos. Stała i patrzyła na mnie, posyłając mi ciepły uśmiech, żeby mnie pocieszyć.

— Chciałem, tylko żeby była szczęśliwa — odezwałem się cicho.
— W ostatnim momencie zauważyłem, że zbiera się na deszcz.

— Nie sprawdzaliście rano pogody?

— Nie. — Westchnąłem.

— Już się tak nie dołuj — odparła moja mama, uśmiechając się lekko.
— Jest w szpitalu, to jej pomogą.

— Podają jej tlen.

— Tlen, to nie respirator — powiedziała od razu. — Po prostu przez wysoką gorączkę trudniej jej się oddycha, ale zobaczysz, że jak zbiją temperaturę, to wszystko wróci do normy.

Przytaknąłem lekko, zaciskając usta. Próbowałem myśleć pozytywnie, ale nie potrafiłem, bo widziałem, w jakim stanie była Silke. Nigdy nie widziałem, żeby gorączka w taki sposób ścięła kogoś z nóg. Naprawdę martwiłem się o dziewczynę. Tak bardzo chciałem, żeby szybko doszła do siebie. Wiedziałem, że nawaliłem. Pani Marit zgodziła się na ten wyjazd, bo zapewniałem ją, że Silke nic się nie stanie, że wróci cała, a teraz leżała w szpitalu. Zastanawiałem się, czy kobieta jeszcze mi zaufa i jak zareaguje, gdy dowie się, że zostaliśmy z Silke parą. Krauthoferowie mieli tylko ją i na dodatek była śmiertelnie chora. Pani Marit dmuchała i chuchała na nią z każdej strony. Stopowała Silke na wszystkie możliwe sposoby, dlatego ja pozwalałem dziewczynie na wszystko, na co miała ochotę.

Bo chciałem, żeby była szczęśliwa.

*

Stałem za przeszklonymi drzwiami i patrzyłem na twarz Silke, która rozmawiała ze swoją mamą. Tak bardzo chciałem być wtedy na miejscu pani Marit, ale nie pozwolono mi wejść do sali. Nie wiedziałem, czy to było faktyczne zalecenie lekarza, czy mama Silke kazała mu tak powiedzieć, żeby pokazać mi, gdzie było moje miejsce. Kobieta po powrocie z rozmowy z medykiem, nie patrzyła na mnie. Gdy wróciła, to powiedziała, jak czuła się Silke, ale rozmawiała tylko z moją matką. Mnie nie zaszczyciła swoim spojrzeniem. Jednak odczułem ulgę, słysząc, że antybiotyk zadziałał i, chociaż temperatura nadal się utrzymywała, to była już niższa, a dziewczyna nie majaczyła. Był z nią normalny kontakt, pomimo że była nadal mocno osłabiona.
Silke spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, unosząc lekko dłoń. Odwzajemniłem gest, a po chwili zacisnąłem usta, gdy pani Marit przesunęła się tak, że zasłoniła mi ją. Już miałem pewność, że będę miał utrudniony kontakt z Silke.

Ławka [Constantin Schmid] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz