13. Constantin, oszalałeś?

177 44 13
                                    

Siedziałam na podłodze w łazience oparta o ścianę i przeklinałam w duchu moje życie. Przymknęłam na chwilę oczy, cicho wzdychając. Był środek nocy, a ja zamiast spać, walczyłam z nudnościami. Nienawidziłam tego. Tak bardzo chciałam, żeby w końcu ta choroba dała mi normalnie żyć, ale niestety po kilku dobrych dniach, znowu nadeszły te gorsze. Myślałam, że po tym całym stresie, który niedawno przeżywałam w związku z zamknięciem mnie w domu przez matkę, mój organizm w końcu dojdzie do siebie, ale niestety tak się nie stało.

Pierwsze dni po tym, jak Constantin przywiózł mnie do domu, nie były łatwe. Pomiędzy mną a mamą, było wyczuwalne napięcie. Nie potrafiłyśmy ze sobą rozmawiać. Żadna z nas nie wypowiedziała słowa przepraszam. Wszystko zmieniło się po trzech dniach, kiedy u mnie przyszło kolejne załamanie w chorobie. Potrzebowałam wsparcia, a ona mi je dała i wtedy w końcu szczerze porozmawiałyśmy.

Nagle znowu zerwałam się z miejsca i uklęknęłam na kolanach, po czym kolejny raz wyrzuciłam z siebie zawartość żołądka. Z każdą minutą czułam, że byłam coraz słabsza. Miałam nadzieję, że za chwilę będę mogła wrócić do łóżka i się położyć. Bałam się, że zasłabnę.
W łazience spędziłam jeszcze kilkanaście minut, po czym nareszcie wstałam z podłogi, żeby przejść do sypialni. Umyłam zęby i napiłam się wody z kranu, a następnie opuściłam pomieszczenie. Pisnęłam głośno, podskakując, gdy otworzyłam drzwi.

— Mamo, chcesz, żebym zawału dostała? — zapytałam, trzymając dłoń po lewej stronie klatki piersiowej.
Moja matka stała jak gdyby nigdy nic na korytarzu, centralnie przy drzwiach od łazienki. Odetchnęłam głęboko, spoglądając na nią.

— Co się dzieje?

— Nic, tylko wymiotowałam.

— Znowu? — zapytała, a ja wzruszyłam ramionami, bo co miałam powiedzieć? Przecież znała odpowiedź.
— Rano zadzwonię do Philipa, może będzie mógł nas zawieźć do kliniki.

— Mamo, daj spokój i tak za tydzień mam wizytę. — Nie widziałam sensu w tym, żeby fatygować kuzyna, aby zawiózł nas do Berlina już teraz, skoro miałam się tam stawić kilka dni później.

— No właśnie, za tydzień, a ty potrzebujesz konsultacji już teraz. Przez te wymioty w ogóle nie przybierasz na wadze, zaraz będą z ciebie same kości - odparła, a ja chcąc nie chcąc przyznałam jej w duchu rację.
Wczoraj się ważyłam i na liczniku było minus trzy kilo. Byłam coraz szczuplejsza i zastanawiałam się, jak Constantin zareaguje, gdy mnie taką zobaczy po powrocie ze zgrupowania. Przestawałam przypominać siebie. Jednak nie o wagę tu chodziło i o wymioty, ale znowu zaczynały boleć mnie nogi. Nie powiedziałam o tym nikomu, jednak wiedziałam, że działo się coś niepokojącego. Mimo wszystko odrzucałam od siebie myśl, że guzy znowu rosły albo, że pojawiły się następne. To byłby dla mnie cios. Ostatnie badania przyniosły mi nadzieję, że w końcu wszystko szło w dobrym kierunku, ale moje obecne samopoczucie przeczyło temu.

— Dobrze, ale jakby miał inne plany, to nie naciskaj na niego — powiedziałam, na co mama przytaknęła, uśmiechając się lekko.
— Idź, już spać — dodałam po chwili. Ruszyłam do pokoju, a mama do swojej sypialni.
— Mamo, jak to się stało, że w ogóle wstałaś? — zapytałam, zatrzymując ją tym samym.

— Po prostu się obudziłam i stwierdziłam, że zobaczę czy śpisz — odparła, a ja pokręciłam z niedowierzaniem głową.
Zamiast porządnie się wyspać, to kolejny raz kontrolowała, co działo się ze mną. Byłam jej wdzięczna, ale powinna bardziej dbać też o siebie.
Odwróciłam się od niej, po czym weszłam do sypialni i położyłam się do łóżka. Chciałam w końcu odpocząć.

***

— Silke, chyba nie mam ci już nic więcej do zaproponowania. Moje możliwości się wyczerpały — powiedział lekarz, spoglądając na mnie znad dokumentacji trzymanej w dłoni, a ja przełknęłam ślinę, analizując jego słowa.

Ławka [Constantin Schmid] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz