-17- Zniknięcie

333 25 6
                                    

Obudziłam się koło południa. Gdy otworzyłam oczy to nie zobaczyłam nikogo w pobliżu. W sumie to się zdziwiłam. Gdzie wszyscy? - pomyślałam. Nagle do pokoju weszła Vic.

Blondynka podeszła do mnie i zobaczyła ze już nie spie.
- BEATRICE! - krzyknęła na cały regulator.
- C...co - odpowiedziałam zachrypniętym głosem.
- Całe szczęście, ze już nie śpisz! - krzyknęła trochę ciszej.

Usiadłam powoli na kanapie i zobaczyłam Ethana i Thomasa kręcących się w koło po ogrodzie, i Alicie która chodziła nerwowo z telefonem w ręku.
- Vic, co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana.
- Damiano zniknął - powiedziała od razu bez zamysłu, a mi zrobiło się czarno przed oczami.
- C o!? - krzyknęłam.

Nie umiałam się na niego gniewać. Mimo tego wszystkiego. Nie potrafiłam się o niego nie martwić. Tak cholernie się bałam.
- Wyszedł gdzies i nie można się do niego dodzwonić. Ciagle włącza się poczta głosowa - powiedziała Al podchodząc do mnie.

- A próbowaliście namierzyć jego komórkę? - powiedziałam co mi ślina na jezyk przyniosła.
- Nie... chwila - powiedziała Vic, po czym wyciągnęła swój telefon. Z racji tego, ze wszyscy mamy iPhone'y, możemy się nawzajem namierzać.

Vic patrzyła się chwile w telefon.
- Nie, nic... brak sygnału - rzuciła zrezygnowana.
Westchnęłam głęboko po czym wstalam z łóżka zapominając o moich ranach. Podparłam sie rękoma i nagle poczułam przeszywający ból. Zawylam głośno a do oczu napłynęły mi łzy.

- AUUUĆ! - wykrzyczałam opadając na lozko.
- Matko, o matko! - krzyknęła Alicia - BEATRICE, co ty robisz!?
- Zapo... zapomniałam o tym - wyłkałam.
Dziewczyny pobiegły po lód do zamrażarki, po czym przyszły i przyłożyły mi zimno do ran. Ból troszeczkę ustał.

Wstałam, tym razem delikatniej. Poszłam wolnym krokiem do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki.
18:36 - pokazywał zegarek na piekarniku.
Na dworzu było dość jasno. Wyszłam z kuchni kierując sie na ogródek.

- Bea! - krzyknął Ethan po czym do mnie podbiegł i delikatnie mnie objął - Jak dobrze, że wstałas, martwiłem sie, że przez to, że straciłaś tyle krwi, bardzo zasłabłas.
- Na szczęście żyje i mam sie... nie za dobrze - westchnęłam.

Po chwili otrząsnelam sie.
- A co z Damiano? Macie jakiś trop? - zapytałam, tym razem obojga chlopakow, bo Thom dołączył do mnie i Ethana.
- Niestety nic, jesteśmy jednym wielkim kłębkiem nerwów.
- Ale... ale jak to sie stało? - ponownie o cos zapytałam.
- Jak zasnęłaś, to Damiano chodził w chuj zdenerwowany po domu i ogrodzie. Nie wiedział co ma zrobic. Nagle wszedł do przedpokoju, zebrał swoje manatki typu portfel, kurtka i telefon po czym wyszedł z domu nic nikomu nie mowiac i trzaskając za sobą drzwiami - opowiedział Thomas.

- Rozumiem... - powiedziałam zrezygnowana - Idziecie do domu? - spytałam.
- Myśle, że tak - Thomas spojrzą sie na Ethana a długo-włosy ruszył w kierunku budynku.

Siedzieliśmy w domu razem wszyscy. Rozmawialiśmy o tym co ja zrobiłam. Doszłam do wniosku ze była to straszna głupota. Nie powinnam robić takich rzeczy ze względu na chłopaka. Nagle padł temat Damiano. Vic stwierdziła, że nie wybaczy mu tak szybko.

Z resztą, wydawało mi sie, że każdy z nas był teraz na niego wściekły. Jak on mógł w ogóle. Nie mieściło nam się to w glowie.

Ja szczerze mowiac nie widziałam właśnie co o tym wszystkim myslec. Było mi bardzo przykro, że przez niego posunęłam sie do takiego czynu. A on chyba nie zdawał sobie sprawy za bardzo z tego co zrobiło, skoro obojetnie wyszedł z domu.

Rozmawiając tak, minęły 3 i pol godziny. Mój telefon pokazywał 22:10. Nagle usłyszeliśmy huk w przedpokoju. Zerwaliśmy sie wszyscy. No ja trochę wolniej bo musiałam uwazac na moje rany. Ujrzałam go. Zobaczyłam Damiano stojącego w progu.

Trzymał w ręku butelke wódki. Było widac, że jest schlany. I to ostro.
- Damiano!! Co ty robisz!?? - Vic zaczęła krzyczeć do niego.
- Co??? Ja?? Nic? - powiedział brunet ledwo co, sepleniac w chuj.

Nagle podszedł do mnie, chwiejącym krokiem.
- Beatrice, kochanie, wybacz mi blagam. Ja nie chciałem - zaczął mowic, a ja odsunęłam sie od niego, bo nie mogłam wąchać tego smrodu alkoholu.

Jednak odsunięcie sie nie poskutkowalo, bo chłopak przyczepił sie do mnie jak smród do dupy. Pierdolił cos, że mnie kocha, i ze nie chciał mnie skrzywdzić, ale ja go nie słuchałam za bardzo.

- Damiano, daj jej już na dzis spokój - powiedział Ethan podchodząc do bruneta.
- Ale, moja, moja Beatrice - wyseplenił.
Ethan i Thomas wzięli go za rece i zaczęli prowadzic na silę do jego pokoju.

Widziałam jak w jego oczach pojawiają się łzy. Mi również zaczęły się cisnąć do oczu. Tak bardzo było mi smutno.

Nie bylo opcji, że wtedy bym z nim spała. Pobiegłam szybko przed chłopakami i zabrałam swoje rzeczy z pokoju. Wybiegłam do salonu i usiadłam na kanapie zaczynajac płakać. Dziewczyny podeszły do mnie.

- Kochana... nie płacz - powiedziała smutnym tonem Vic.
- Tak, słońce, nie warto - dodała Alicia.
Starałam się trochę zapanować nad płaczem jednak łzy same leciały z mych oczu. Ja tak go kocham a on mnie tak zranił - przeleciało mi przez myśli.

- Gdzie dzisiaj śpisz? - zapytała mnie Vic.
- Chyba tutaj.
- Nie ma mowy, Beatrice. Śpisz ze mna albo z Alicią - odpowiedziała stanowczo, zakładając rece na klatke piersiową.

- Vic, prosze... naprawdę chce sama. Muszę to wszystko przemyslec - powiedziałam błagalnym tonem na co Vic i Al nie chętnie sie zgodziły.
- Ale w razie czego, przyjdz do mnie albo do Vic, dobrze? - dodala jeszcze Alicia. Przytaknelam głową na zgode po czym przytuliłyśmy sie na dobranoc i każda z nich poszła w swoją stronę.

Zostałam sama. Nie miałam sił, by iść sie umyć wiec położyłam sie spac brudna. Za oknem rozpętała sie burza. Lezalam sobie tak pod kocem i myślałam o tym co się działo dzisiaj. Na samą myśl o tym chciało mi się płakać.

Nagle gdy burza na chwile ucichła, usłyszałam jakies szlochanie. Tak, to był Damiano. Zapewne płakał w pokoju. Bardzo mi go brakowało, ale ciagle przed oczyma miałam to zdjęcie. Gdy całował się z tamtą dziewczyną.

Nadal nie wiedziałam co go nakłoniło zeby to zrobić. Po cichu wstałam z łóżka i skierowałam się do drzwi od pokoju Dam'a. Podreptałam tam po cichutku. Stanęłam pod drzwiami, i usłyszałam siorbanie nosem i płacz.

Zrobiło mi się go szkoda. Chciałam tam wejsc i go przytulić. Jednak nie. Nie mogłam. Ciagle było mi tak cholernie smutno, że te myśli i sumienie powstrzymywały mnie przed tym. Wróciłam po cichu do łóżka.

Zakrylam się kocem i poczułam jak ciepło mnie otula. Burza szalała jak nawiedzona. Bardzo się bałam, przez co nie mogłam zasnąc, ciagle słyszałam jakies huki i strzelanie za oknenem. Chciałabym, żeby Damiano leżał koło mnie...

————————————————————————
Krótki rozdział bo 1069 słow.
Ale jakoś tak wyszlo.

Co sądzicie o tym co zrobił Damiano?

Co bedzie dalej, dowiecie się w następnych rozdziałach<3

My love - Damiano David Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz