~I'll do anything to save the family~

763 41 19
                                    

Była godzina około 7 rano, dostałem telefon od Carbo, że porwali naszego. Odrazu wstałem i szybko podeszłem do szafy, ubrałem pierwsze lepsze ciuchy i wyszedłem z mieszkania. Pobiegłem pod garaż i wyjechałem w zentorno. Nie zważając na inne pojazdy na ulicy, zapierdalałem ile wlezie żeby być jak najszybciej przy zakonie. Kilka razy podczas drogi do celu jebłem w słup lub w jakieś auto, dlatego miałem rozciętą brew. Wbiegłem do zakrystii i spytałem się na wejściu czy coś mają, mówili, że dostali sms gdzie mamy się udać żeby odzyskać kolegę, po chwili Carbo się odezwał

-A ty co żeś w brew zrobił idioto?- zaśmiał się.

-Jebłem w słup kilka razy jak do was tu jechałem, później się tym zajmę. No na co czekacie? Jedziemy ratować rodzine!-wydarłem mordę na osoby siedzące w zakrystii.

Wszyscy automatycznie ruszyli do aut, wysłali mi tylko w sms gdzie mam jechać i wszyscy ruszyliśmy. Znowu zapierdalałem ile wlezie, bo przecież nie zostawię rodziny na pastwę losu. Oo około 7 minutach wszyscy byli na miejscu.

Był tam mały zardzewiały domek. Jako osoba nie dbająca o swoje życie, wszedłem do domku pierwszy, a innym kazałem poczekać na zewnątrz. W środku zastałem około 6 osób z broniami wcelowanymi we mnie.

Spojrzałem się na nich jak na idiotów. Po chwili zza rogu wyszedł spadino.

-No ale, że ryzykujesz życie dla marnego człowieka? Oj Erwin- zaśmiał się.

-Dlaczego porywasz moją rodzine? Podobno chciałeś spokój..-mruknąłem na tyle głośno żeby usłyszał.

-Nie marudź, a teraz oddam ci twojego kolegę, a ty wrócisz do osób przed domkiem, i powiesz, że znalazłeś go związanego w pokoju. I ani słowa o tym, że mnie tu spotkałeś bo dobrze wiesz co cie czeka.-Zagroził po czym dodał- A, chłopacy na znak, że mówimy prawdę, strzelcie mu w ramię.

Jeden z ich grona strzelił mi w lewe ramię. Odrazu złapałem się za bolące miejsce i ukucnąłem. Osoba przede mną zaśmiała się głośno i wyszli tylnym wyjściem.

Przez ramie nie mogłem wstać, ani się ruszyć, bolało jak cholera. Nie wiedziałem wtedy czy krzyknąć żeby tu przyszli czy siedzieć cicho. Po chwili z innego pokoju, cały poobijany Lucian wybiegł i zatrzymał się przy mnie.

-Boże Erwin co się stało?! Ktoś jest przed domem od nas? Zawołać ich?- pytał zaniepokojony.

-Jest cała nasza grupa... Z-zawołaj ich.- Powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

Lucian szybo wybiegł z domu i słyszałem jak woła całą ekipę. Po chwili przybiegli i odrazu pomogli mi wstać i opatrzyli mi ranę. Zadzwonili do zaufanego medyka. Przyjechał po 5 minutach i wziął mnie do siedziby.

Nie mogłem już wytrzymać z bólu. Zemdlałem.

Po około kilku godzinach obudziłem się, leżałem w moim mieszkaniu już z opatrzoną raną przez medyka. Wstałem z łóżka trochę za szybo, i za gwałtownie. Zabolała mnie głowa i ramie.

Nie zważając na ból, poszedłem się ubrać. Ubrałem czarne jeansy i szary golf. Wyszedłem z domu w stronę garażu żeby wziąć zentorno.

Pojechałem do zakonu, mając nadzieje, że nikogo tam nie będzie.

Nie musiałem nawet się martwić. W połowie zatrzymała mnie policja. Podszedł do okna KoMeNdAnT Gregory Montanha.

-Dzień dobry panie Erwinie. Wie pan, że prowadzi pan jak naćpany? Prosił bym dokumenty i zrobimy test na obecność narkotyków czy innych takich.- Zaczął monolog.

Dałem mu wszystkie dokumenty i czekałem aż przyniesie swój sprzęt czy coś.

Po sprawdzeniu wynik wyszedł negatywny. Nic nie ćpałem.

-Skoro nie jesteś Pastorku naćpany, to dlaczego prowadzisz jak niedorozwinięty?-spytał.

-Nie wiem, może to przez ramie.- powiedziałem nie mając już na nic siły.

-Nie będę pytał co się stało. Czy mógłbyś zadzwonić do kogoś czy przyjechał by po ciebie, bo w takim stanie napewno cię nie puszczę. Zrobisz sobie krzywdę a w tym możliwe, że innym.- Czyżby Grzesiu się martwił?

Ostatecznie zadzwoniłem po Doriana bo by montana nie dał mi spokoju. Po około 3 minutach Dorian był na miejscu. Przesiadł się do mojego samochodu na miejsce kierowcy i dojechaliśmy.

-Czy ciebie pojebało?! Masz do chuja rękę nie do użytku a ty wychodzisz se i od tak jedziesz jak pojebany gdzieś?! Nie możesz tak do kurwy jasnej robić!! Erwin ja wiem, że ty jesteś pojebany ale bez przesady! Poświęciłeś się już kilkanaście razy dla rodziny, okej rozumiem, ALE ZACZNIJ WKOŃCU DBAĆ O SWOJE ŻYCIE I ZDROWIE!!!- marudził mi gdy odwoził mnie do mieszkań.

-Zrozum, że ja nie umiem siedzieć bezczynnie, po prostu nie mogę rozumiesz?!- wydarłem się na Doriana.

-Od dzisiaj załatwiam Ci kurwa jebaną ochronę która nie wypuści cię w takim stanie z domu!-gwałtownie skręcił na mieszkania.

-Kurwa ała!!-jebłem się o rękę.

-Uspokój sie i wypierdalaj do mieszkania, nie chce cie widzieć w mieście ani na zakonie!!!

Wyszedłem z mojego własnego auta i skierowałem się tak jak Dorian kazał do mieszkania.

W chuj mi się nudziło. Mimo zakazów przyjaciela, wyszedłem na miasto. Poszedłem na miejsce dawnego spotkania ze Spadino. Usiadłem przy krawędzi i patrzyłem na piękne widoki miasta. Po chwili usłyszałem za sobą kroki. Ktoś się zbliżał w moją stronę...

.
.
.

.
.
.

.
.
.

.
.
.

A jednak pojawił się dzisiaj rozdział😏

!PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY JEŚLI JAKIEŚ SĄ!

|I love you Monthana|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz