Jakby wam to powiedzieć... To jest przed ostatni rozdział w tej książce... Mam zamiar napisać kolejną, również morwin jednak będzie trochę inna niż ta. Więc, miłego czytania<333 (PLS PRZECZYTAJCIE TO CO NAPISAŁAM NA SAMYM KOŃCU, TO JEST BARDZO WAŻNE).
.
..
.
..
.
.Otworzyłem oczy, oślepiło mnie mocne białe światło.
Co tu kurwa tak jasno.
Musiałem chwile poczekać, żeby oczy się przyzwyczaiły do tego jebitnego gówna.
Rozejrzałem się w okół. Nikogo oprócz mnie nie było na sali.
Ale co ja tu robię? Co się stało?
Dobra nie ważne już pamiętam. Dziękuję, że sklerozy nie dostałem, to bardzo miłe ze strony Boga.Chciałem wstać z łóżka, jednak uniemożliwił mi to ból na całym ciele. Po chwili do sali wszedł lekarz.
-O Boże, pan się obudził!-krzyknął jak pojebany.
-Co mordę drzesz!-podniosłem głos.
Lekarz nic nie odpowiedział, tylko zaczął robić jakieś badania.
Kilkakrotnie pytał się czy coś mnie boli. Odpowiadałem, że tak bo ten idiota tak te badania agresywnie robił, że nie dało się wytrzymać.
Kto mu dał pozwolenie na pracę związaną z ludźmi?! Boże, pomóż, naprawdę jestem za młody na takie cierpienia.
Po około 10 minutach te męki się skończyły.
Posiedziałem tak w ciszy czekając na jakieś ciekawe wydarzenia może, gdy nagle do sali weszło 3 policjantów z rannymi osobami na plecach.
No czy ja coś mówiłem o ciekawych wydarzeniach?
Jeden z nich spojrzał się na mnie z miną ,,wtf co ty tu robisz gościu" i wrócił do tego co robił przed chwilą.
Po chwili do sali weszło więcej psów. Jednym z nich był Pan Capela. Ten spojrzał na mnie i podszedł.
-Dzień dobry, przepraszam, że tak zapytam, jak się pan nazywa? Bardzo mi kogoś przypominasz..-powiedział z wyraźnym zaciekawieniem.
-Dzień dobry, Erwin Knuckles, Pastor zakonu błędnej ciszy.-uśmiechnąłem się.
-Nie, nie, nie. Pastor nie żyje od jakiegoś miesiąca, co pan mi tu próbuje wmówić?
-Mówię prawdę. Mógłbyś zadzwonić proszę do Carbonary, nie mam telefonu, a chciałbym żeby tu przyjechał.-spytałem z nadzieją, że się zgodzi.
Capela odrazu wziął telefon z kieszeni i zadzwonił.
Po kilku minutach widziałem Carbo wchodzącego do sali.
-Matko jedyna, Erwin?!-krzyknął na cały szpital.
-Zamknij łeb, nie tak głośno!
-Boże, ja myślałem, że ty nie żyjesz, co ci się stało?! Kto to był?! Co oni ci zrobili?! Masz mi wszystko opowiedzieć!!-widać było, że ma łzy w oczach.
-Dobrze opowiem ci wszystko, tylko daj ty mi czas, niech mnie stąd wypiszą bo pierdolca dostanę.-przyznałem.
-No co tak stoisz jak debil, chodź się przytulić idioto.-powiedziałem, a ten odrazu podszedł i prawie mnie udusił.
***
Po 4 dniach wziąłem wypis na żądanie bo pierdolca można dostać naprawdę.
CZYTASZ
|I love you Monthana|
Fanfiction"Bardzo mnie kusiło żeby podejść bliżej. Nie mogłem tego dłużej trzymać w sobie. Podeszłem do bruneta, i chwilę się zawahałem czy to aby napewno dobry moment. W sumie, lepszego nie będzie. Pocałowałem go. Tą cudowną chwilę przerwał nam dzwonek telef...