~Happy End~

1K 65 23
                                    

Przyjechałem na zakon. Po cichu wszedłem do zakrystii. Carbo jako jedyny był skierowały przodem do drzwi, więc on musi wiedzieć, że ja już jestem.

-Jako, że przez ten miesiąc, prawie nic nie robiliśmy, czas wznowić nasze wypady, skoki na kasyno jak i na banki.-zaczął mówić-Wszystko co i jak opowie wam Erwin.

Każdy spojrzał się na niego jak na debila. Carbo jedynie się szeroko uśmiechnął.

Wstałem z kanapy i skierowałem się w stronę przyjaciela.

-A więc, pierwsze moje pytanie, macie złote karty?-spytałem a oni spojrzeli na mnie jak na kosmitę.

Jako pierwszy podszedł do mnie Kui.

-Boże misiu kolorowy ty żyjesz!-krzyknął mi do ucha.

Po chwili każdy zaczął drzeć mordy.

Gdy wszyscy już się uspokoili, opowiedziałem im wszystko co i jak, i zaczęliśmy planować zemstę na Spadino i jego ekipę.

Cała grupa postanowiła, że nie biorę udziału w zemście bo jeszcze MoŻe CoŚ mI sIę StAć.

Ja rozumiem, że nie było mnie ponad miesiąc, i oni się boją czy coś, ALE MI TEŻ BRAKUJE DAWNYCH AKCJI.

Przygotowanie zajęło im 20 minut. Nie wiem co tak długo, ze mną było max 5 minut, i każdy był wyszykowany.

Wyszedłem z Zakrystii i pojechałem na aparty. Wszedłem do mieszkania i pierwsze co zrobiłem, to sprawdziłem moją szafkę z wszystkimi rzeczami. Były tam klucze, peny, jakoś dużo pieniędzy, paragony stare.

Paragony? A po chuj mi one.

Dla zabawy zadzwoniłem do babki.

-Dzień dobry babciu, tu pastor, ja mam pytanie do babki. Czy była babka przez miesiąc mojej nieobecności w kościele?-spytałem.

-Od kiedy ksiądz do mnie pierwszy dzwoni? Oczywiście, że byłam! Co ksiądz myśli, że ja miałabym przegapić mszę?! Nigdy w życiu!-rozłączyłem się szybko, ponieważ zaczynała opowiadać wszystko z ogłoszeń parafialnych z zeszłego miesiąca.

Nudziło mi się w mieszkaniu. Wziąłem pieniądze z szafki, wyszedłem z mieszkania i pojechałem do odzieżowego.

Było trudno coś ładnego znaleźć. Ostatecznie wziąłem SzArY gOlF i cZaRnE jEaNsY.

W drodze na Burger Shota, spotkałem Montane. Zatrzymał mnie ponieważ no jakby to powiedzieć, trochę zapierdalałem.

-Witam panie Knuckles, prawo jazdy poproszę.- powiedział z uśmiechem.

-Oh Montuś... Nie mam przy sobie.-przyznałem.

-To będzie mandacik za brak prawa jazdy oraz przekroczenie prędkości.-zaczął wypisywać coś na małej karteczce.

schylił się bliżej okna i zaczął mówić:

-Osobiście nie dał bym PaNu mandatu, ale mam Capele w samochodzie.

Kiwnąłem głową i wziąłem do ręki małą karteczkę.

Po chwili z czaiłem się, że Montuś dał mi dwie kartki. Na jednej był mandat a na drugiej napisane wyraźnie:

,,Kocham cię"

Odrazu wkradł mi się uśmiech na twarz. Zrobiłem zdjęcie karteczki, wysłałem do Grzesia i napisałem: ,,Ja ciebie też<3"

Odpaliłem samochód i pojechałem w stronę burger shota.

Na miejscu nikogo nie było. W sumie nie dziwie się, każdy jest na akcji.

Wyjąłem nóż z buta i zacząłem.

-No wyłaź.-w tym samym momencie z konta wyszedł jeden ze spadiniarzy.

-Powinieneś nie żyć. Co ty tu dalej robisz?-spytał.

-A no wiesz, hehe latam sobie jako duch.-powiedziałem wbijając mu ten nóż w brzuch jak to oni mi robili.

Zostawiłem chłopaka na zapleczu i wyszedłem z pięknego miejsca.

Nie chciało mi się go sprzątać bo w sumie na chuja mi ta umiejętność.

Po chwili namysłu postanowiłem zadzwonić do Grzesia, umówić się na jakieś spotkanie czy coś.

Oczywiście jak to Grzesiu, odebrał po 4 sygnale.

-Czeeeeeść Grzesiuuuuu-zacząłem-może chcesz się spotkaaaaaać?

-Oczywiście Erwinku. Za 10 minut za bankiem najbliżej apartów. Nie spóźnij się.-powiedział i rozłączył się.

Wolałem już nic nie kombinować, tylko po prostu pojechać na umówione spotkanie.

Po około 5 minutach również Montana dojechał na miejsce.

-Witaj Grzesiu.-przywitałem się ładnie.

-Cześć Erwinku.

Po tym pięknym przywitaniu znowu zaczęliśmy rozmawiać o dosłownie wszystkim. Zrozumiałem, że Montuś przemęcza się pracą i musi zwolnić z tym wszystkim. Zapierdala z pracą tak jak ja moim pięknym autem.

Po chwili zeszliśmy na temat miłości. Mówiliśmy sobie, jaka/jaki powinien być partner/ka w związku według nas itd. Ten temat zaszedł za daleko ponieważ zacząłem mówić:

-Słuchaj Montana, ja wiem, że to jest, będzie i było głupie, ale ja się w tobie zakochałem. Nie mogę wytrzymać dnia bez zobaczenia ciebie. Ten cały miesiąc nie wiem jak wytrzymałem.-powiedziałem.

-Erwin, to nie jest głupie, a jeśli już jest, to ja jestem głupi, ponieważ czuje to samo do ciebie co ty do mnie.-przyznał patrząc się na mnie swoimi pięknymi oczyma.

Chcieliśmy się przytulić jednak Grzesiu dotknął mi miejsce gdzie miałem ślady zrobione przez spadiniarzy.

-Boże przepraszam! Nie wiem gdzie masz jakieś rany, nigdy ich nie widziałem..-powiedział nieśmiało.

Nie chciałem żeby zachowywał się dziwnie, więc zdjąłem mój ulubiony golf.

Ten jednak spojrzał na mnie z przerażeniem. Serio aż tak źle to wygląda?

Widziałem jak chłopakowi zbierają się łzy do oczu. Przytuliłem go jak dziecko. Zaczął płakać, jednak nie chciał powiedzieć z jakiego powodu.

Zajęło mi chwilę uspokojenie bruneta. Gdy był już w miarę ogarnięty spytałem:

-Wiem, że to głupie co teraz powiem, ale
czy zostaniesz moim chłopakiem?-spojrzałem na niego żeby zobaczyć reakcję. Z tagi co widziałem, był szczęśliwy.

-Tak.-powiedział niespodziewanie.

Zbliżyłem się do chłopaka patrząc mu w oczy jak w najdroższy obraz. Złapaliśmy się za rękę po czym nieświadomie pocałowałem bruneta.

|I love you Monthana|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz