Obróciłem się żeby zobaczyć kto to. Był to Montanha.
-Co się z tobą dzieje? Od dawna cie na komendzie nie widziałem, coś się stało? -spytał.
-Wszystko jest okej, czemu się tak martwisz?-odpowiedziałem.
-No nigdy nie było dnia żebym ciebie na komendzie nie widział. Zawsze byłeś raz na dzień albo trzydzieści razy na dzień, a teraz ami śladu po tobie.- Czy on coś sugeruje?
-Jakoś mi się nie chce nic robić- przyznałem
-Siadasz?-pokazałem na miejsce obok mnie. Po chwili Montanha usiadł.
-Coś cie dręczy Erwin, to widać, nie ukryjesz tego.-patrzył mi w oczy.
-Nic się nie dzieje, na spokojnie Grzesiu.-Nie kontrolując siebie, powoli na policzku zlatywała mi samotna łza.
Szybko ją wytarłem. Jednak Montanha to zauważył. Nic nie mówiąc przytulił mnie. Było to naprawdę miłe uczucie, może to się nie kończyć? Czekaj, ja o tym pomyślałem?!
-Boje się Grzesiu.- przyznałem.
-Czego się boisz?- spytał.
-Boje się o przyjaciół, o ciebie.-czy ja powiedziałem, że o niego też? Boże...
-Ale dlaczego? Erwin co się dzieje?-był zaniepokojony.
-Nie mogę ci powiedzieć, jak bardzo bym chciał, nie mogę.-chciało mi się płakać.
Wstałem z ziemi, Grzesiu odrazu za mną. Przytuliłem go mocno. Poleciała mi łza.
Po chwili usłyszałem strzał. Montana krzyknął głośno. Spojrzałem na niego, kula trafiła mu w brzuch.
Rozejrzałem się szybko wokół siebie, stał tam Spadino a obok niego jakiś chłopak. Przecież nic mu nie powiedziałem!! O chuj mu chodzi?! Szybko uciekli. Ja jak najszybciej zadzwoniłem po EMS. Opatrzyłem swoją bluzą Montanie ranę i czekałem aż przyjadą.
-Słyszysz mnie Grzesiu? Oddychaj spokojnie EMS już jedzie!-nie dostałem żadnej odpowiedzi od niego.
Czy oni mogą jechać szybciej?!
Po około 3 minutach byli już na miejscu i zabrali go na szpital.Szybko z garażu wziąłem mój pojazd i pojechałem za nimi. Wiem, że Dorian będzie na mnie zły ale nie mogę Grzesia tak zostawić.
W szpitalu czekałem na lekarza, aż wyjdzie z sali, może coś mi powie jak z Montana.
Postanowiłem skoro już tak czekam zadzwonić do Capeli, musi wiedzieć co z nim.
-Capela, przyjedź do szpitala Pillbox, Montane postrzelili.-wyjaśniłem mu łamiącym się głosem.
-Co? Już jadę! Masz mi tam opowiedzieć wszystko co wiesz!-wydarł się na mnie i rozłączył.
Nie mogłem już wytrzymać. Zjechałem po ścianie na podłogę. Schowałem twarz z dłonie i niekontrolowanie zacząłem płakać. Po około 2 minutach Capela był już na miejscu. Gdy zobaczył mój stan, zadzwonił do Doriana żeby tu przyjechał. Kucnął przy mnie i zaczął mówić.
-Uspokój się już, wszystko będzie dobrze Erwin. Montana z tego nie wyjdzie?- próbował pocieszyć.
Usłyszałem tylko głośny ton Doriana który był już w szpitalu.
-Kurwa Erwin czy ciebie pojebało?! Czemu nie dzwoniłeś, dostałem telefon od Capeli! Co się do jasnej cholery stało?!-Również zaczął się wydzierać jak Capela przez telefon.
-Możecie na mnie nie krzyczeć?! Gadałem z Grzesiem na parkingu i ktoś do niego strzelił może być?!- jeszcze bardziej chciało mi się płakać.
To przeze mnie tu jest. Mogłem coś zrobić ale nie zrobiłem!
Wstałem i skierowałem się do łazienki. Zamknąłem się w jednej z kabin, wziąłem telefon, wybrałem numer Spadiniarza i napisałem SMS.,,Dlaczego kurwa go zastrzeliłeś?! Przecież nic mu nie wydałem! Nic nie wie. Na chuja to robisz?!"
Czekałem chwile na odpowiedź. Dostałem ją po jakiejś minucie.
,,Powiedziałeś mu, że chciałbyś mu coś powiedzieć, ale nie możesz i, że boisz się o przyjaciół, to chyba już dużo prawda? Mógł się czegoś domyślić. A ty mogłeś pomyśleć zanim coś powiesz."
Wróciłem do Capeli i Doriana. Akurat wychodził lekarz, szybko podbiegłem do niego i spytałem co z Grzesiem.
-Jest w bardzo ciężkim stanie, nie wiadomo, czy uda nam się go uratować, robimy co w naszej mocy żeby się udało, jak narazie trzeba czekać.- wybuchłem jeszcze większym płaczem niż wcześniej.
.
.
..
.
..
.
..
.
..
.
..
.
..
.
.
Znowu przepraszam jeśli będą jakieś błędy.No i jest kolejny rozdział, mam nadzieje, że wam się podobał<33
Kolejny już pisze więc albo będzie wieczorem albo po południu<3
CZYTASZ
|I love you Monthana|
Fanfic"Bardzo mnie kusiło żeby podejść bliżej. Nie mogłem tego dłużej trzymać w sobie. Podeszłem do bruneta, i chwilę się zawahałem czy to aby napewno dobry moment. W sumie, lepszego nie będzie. Pocałowałem go. Tą cudowną chwilę przerwał nam dzwonek telef...