~It is worth taking care of your health~

656 48 28
                                    

*Monana POV*

Obudziłem się w białym pomieszczeniu. Chwile mi zajęło przyzwyczajenie się do w chuj białego światła. Jestem w szpitalu?

Rozejrzałem się po sali, wnioskuje, że jestem w szpitalu Pillbox. Jedyne co pamiętam to, że rozmawiałem z Pastorem.... później się przytuliliśmy.... i nie wiem co dalej.

Po chwili do sali wszedł lekarz.

-Obudził się pan! Za chwileczkę pana zbadamy.-powiedział.

Nie odpowiadałem no w sumie nie chciało mi się.

3 minuty po wizycie lekarza, do sali wbiegł Erwin.

-Ty żyjesz, Boże przepraszam to moja wina.-rozpłakał się.

-Ej ej ej, Erwin to nie twoja wina, co ty pierdolisz? Nie obwiniaj siebie za to, że ktoś do mnie strzelił.-próbowałem na samym wstępie uspokoić siwego.

Ten jednak mnie nie słuchał. Podszedł do mnie i mnie mocno przytulił. Wziął krzesło i usiadł obok mnie

- Jak długo będziesz tu leżeć?-spytał.

-Nie wiem, lekarz nic nie mówił. Ale raczej jutro wezmę wypis bo nie lubię leżeć i nic nie robić.-przyznałem

-Nigdzie nie wyjdziesz dopóki lekarz nie powie, że możesz! Może ci się jeszcze coś stać, dopiero co operacje miałeś.- uniósł trochę głos

-Erwin kurwa, czy wyjdę prędzej czy później nie zrobi różnicy!-tym razem ja się wkurzyłem

- Zrobi i to wielką! lepiej wyjść później i mieć pewność, że nic się już z raną nie zrobi, niż wyjść prędzej z niepewnością czy za kilka dni ci coś straszniejszego nie stanie z tym!- kłócił się.

-Wyjdę kiedy chce i nie będziesz ki rozkazywać! Nie jesteś moim rodzicem czy kimkolwiek innym. Jeśli masz zamiar na mnie krzyczeć to możesz już wyjść i nigdy nie wracać, będę robić co chce.-powiedziałem nie myśląc co się może stać.

Spojrzałem na bladego siwolca i dotarło do mnie, że zraniłem go moimi słowami. Ujrzałem na jego twarzy małą samotną łzę płynącą po jego policzku.

Nic nie mówiąc wstał z krzesła i wyszedł. Krzyczałem do niego, że przepraszam, żeby został. Nie słuchał mnie już.

W chuj żałuję tego co powiedziałem. Dlaczego nie mogę cofnąć czasu?

Popłakałem się. On mi tak pomógł w życiu, uratował mi życie nawet a ja go skrzyczałem do łez. Mogłem się nie obudzić.

Do sali wszedł lekarz żeby zrobić badania.

*10 minut później*

W końcu skończył. No i chuj, tym razem do sali wszedł Dorian z Capelą.

-Co tam Grzesiu-spytał Dorian.

-Fatalnie.- nie chciało mi się rozmawiać.

-Co się stało? Był już Erwin?- tym razem odezwał się Capela.

Opowiedziałem im wszystko ze szczegółami. Posiedzieli ze mną jeszcze chwilę i poszli. Ja postanowiłem się przespać.
***
Około godziny 08:20 chłopacy znowu przyszli.

-Pastor się najebał wczoraj.- zaczął Capela.

-Co? Od kiedy on pije?- spytałem z niedowierzaniem.

-Nie mam bladego pojęcia, ale mówił coś, że się zakochał.- tym razem odezwał się Dorian.

-Morwin is real.-zaczyna się..

-Capela, Morwin is not real.

-Nie znasz się. Kiedy wychodzisz?-spytał.

-Dzisiaj chce się wziąć wypis.

*Erwin POV*

Obudziłem się rano z bolącą głową. Obudziłem się akurat gdy zadzwonił telefon.

-Erwin Knuckles, Zakon błędnej ciszy, słucham?

-Dzisiaj, godzina 15:30 przy zakonie. Nie spóźnij się.

Osoba rozłączyła się.
Dzwonili z zastrzeżonego. Czemu przy zakonie? Dobra wolałem nie wnikać w szczegóły.

.
.
.

.
.
.

.
.
.

.
.
.

.
.
.

No i znowu dzisiaj 3 rozdziały wstawiłam XDDD miałam wstawiać po 2 ale już kit

kocham was za te komentarze, kocham je czytać (pls piszcie wiecej kom XDD)
Jakby ktoś chciał popisać to oczywiście można😏

W ogole dziekuje bardzo za tyle gwiazdek i wyświetleń jesteście super<33

|I love you Monthana|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz