Nie mogłem powstrzymać płaczu. Dorian chciał mnie przekonać żebym jechał na mieszkania się przespać ale odmówiłem. siedziałem na krześle jak dziecko. Myślałem o tym wszystkim.
Dlaczego ja w ogóle się o niego martwię? Dlaczego nagle jest dla mnie tak ważny? Co mi się do cholery stało?
Spojrzałem na Doriana i Capele. Stali i rozmawiali ze sobą co chwile na mnie spoglądając. Byłem bardzo śpiący. Oparłem się o ścianę, i już nie myśląc o całej tej sprawie zasnąłem.
Obudziłem się gdy poczułem lekkie szturchanie. Spojrzałem na osobę która mnie obudziła. Był to Carbonara. A ten tu skąd?
-Chodź zawiozę cie do mieszkania, tam się prześpisz.-powiedział.
Nic nie mówiąc wstałem z krzesła trochę się kołysząc. Wszedłem do auta Carbo i pojechaliśmy.
Po około 7 minut dojechaliśmy do celu. Wysiadłem i skierowałem się do drzwi od mojego mieszkania. Gdy wszedłem do środka zadzwoniłem jeszcze do Doriana.
-No cześć co tam? Nie spisz?-spytał.
-Zaraz pewnie zasne, chciałem żeby ktoś do mnie zadzwonił jak Grzesie się obudzi, zrobisz to dla mnie?-poprosiłem.
-Tak jasne, ktoś do ciebie zadzwoni, a teraz idź spać.-rozłączył się.
Przebrałem się w luźne ubrania i ponownie poszedłem spać.
Tym razem zamiast szturchanie, obudziły mnie wibracje telefonu. Dzwonił nieznany numer.
-Erwin Knuckles, Zakon błędnej ciszy, w czym mogę pomóc?
-Tu szpital Pillbox, zostaliśmy poproszeni o zadzwonienie do Pana gdy Pan Gregory Montanha się obudzi.
-Dobrze dziękuję za informację, dowidzenia.-rozłączyłem się szybko.
Ubrałem buty i wybiegłem z mieszkania. Wsiadłem do zentorno i jak najszybciej pojechałem do szpitala.
Oczywiście nie obeszło się bez pierdolnięcia w słup kilka razy.
Wbiegłem do sali gdzie powinien leżeć montanha.
-Ty żyjesz, Boże przepraszam to moja wina.-rozryczałem się.
-Ej ej ej, Erwin to nie twoja wina, co ty pierdolisz? Nie obwiniaj siebie za to, że ktoś do mnie strzelił.-tłumaczył.
Przytuliłem się do Grzesia i usiadłem na krześle obok jego łóżka.
- Jak długo będziesz tu leżeć?-spytałem.
-Nie wiem, lekarz nic nie mówił. Ale raczej jutro wezmę wypis bo nie lubię leżeć i nic nie robić.
-Nigdzie nie wyjdziesz dopóki lekarz nie powie, że możesz! Może ci się jeszcze coś stać, dopiero co operacje miałeś.- uniosłem trochę głos.
-Erwin kurwa, czy wyjdę prędzej czy później nie zrobi różnicy!-tym razem on się wkurzył.
- Zrobi i to wielką! lepiej wyjść później i mieć pewność, że nic się już z raną nie zrobi, niż wyjść prędzej z niepewnością czy za kilka dni ci coś straszniejszego nie stanie z tym!- kłóciłem się.
-Wyjdę kiedy chce i nie będziesz ki rozkazywać! Nie jesteś moim rodzicem czy kimkolwiek innym. Jeśli masz zamiar na mnie krzyczeć to możesz już wyjść i nigdy nie wracać, będę robić co chce.-powiedział.
Nie powiem, zabolało mnie to. Myślałem, że kimś w jego życiu jestem. Jedna łza poleciała mi powoli po policzku. Grzesiu to zauważył i chyba dotarło do niego, że mnie tym zranił.
Nic nie mówiąc wstałem z krzesła i wyszedłem. Montana coś do mnie jeszcze mówił jednak nie słuchałem już go.
Nigdy bym nie pomyślał, że on będzie dla mnie tak ważny.
Wszedłem do auta, i pojechałem. Nie wiedziałem gdzie jadę, po prostu jechałem tam gdzie popadnie. W pewnym momencie się zatrzymałem i dałem łzą polecieć po policzkach. Cały się trzęsłem. Znowu nie wiedziałem co ze sobą zrobić.
Opanowałem płacz i ruszyłem dalej. Pojechałem do pobliskiego sklepu i kupiłem trochę alkoholu i wróciłem na mieszkania.
Wziąłem moją torbę z dobytkiem ze sklepu, otworzyłem drzwi i usiadłem na kanapie. Otworzyłem jedną butelkę alkoholu, włączyłem coś na tv i zacząłem ciężką noc.
O godzinie 01:20 usłyszałem dzwonek do drzwi. Chwiejnym krokiem podszedłem i otworzyłem. Stał tam Dorian z Capelą.
-Kurwa Erwin, co z tobą się stało?!- pierw odezwał się Capela.
-Aaaa nic, a wy tuuuuu po coo?-spytałem.
-Nie odbierasz telefonów. Objechaliśmy całe miasto żeby się dowiedzieć gdzie ty jesteś! Montana powiedział, że coś odjebał i smutny wybiegłeś od niego, co się kurwa stało?-tym razem zapytał Dorian.
-Po pierwsze nie wybiegłeem tylko wyszedłem.- powiedziałem prawie się wywalając.- a po drugie, nic się nie stało.
-Boże ty zaraz się wyjebiesz na ten krzywy ryj, zawsze wiedziałem, że masz słabą głowę.- znowu odezwał się Dorian.
Obydwaj weszli do mieszkania i zamknęli drzwi. Capela zaprowadził mnie bezpiecznie na kanapę żebym się nie wyjebał.
Dorian posprzątał puste butelki na stole i usiadł obok mnie.
-zakochałem się w nim-jebłem niespodziewanie.
-Co?- Dorian z Capelą powiedzieli równo niedowierzając.
-MORWIN IS REAL-Krzyknął Capela.
-Ja chce żyć normalnie, a nie tka jak teraz- miałem coś dopowiedzieć ale przerwał mi dzwonek telefonu.
Wstałem z kanapy i odebrałem.
-Halo?
-Obserwuje cię. Jeśli powiesz któremuś o tym o czym nie powinieneś, pamiętaj, że któryś z twojej rodzinki zginie, a chyba tego nie chcesz?- był to spadino.
Rozłączyłem się automatycznie. Znowu zacząłem się martwić.
Dlaczego nie może mnie zostawić w spokoju? Co ja mu takiego zrobiłem?
Jak chce mnie mieć dla siebie, niech powie, co się wstydzi, przecież go nie zjem.No jedynie tylko nieodwzajemnione uczucia będzie miał.
Zapominając o osoby które czekają na mnie, poszedłem do pokoju spać.
.
.
..
.
..
.
..
.
..
.
..
.
.Um tak, nowy rozdział, troche zjebany ale jest XD
hau hau mua mua<33
CZYTASZ
|I love you Monthana|
Fanfiction"Bardzo mnie kusiło żeby podejść bliżej. Nie mogłem tego dłużej trzymać w sobie. Podeszłem do bruneta, i chwilę się zawahałem czy to aby napewno dobry moment. W sumie, lepszego nie będzie. Pocałowałem go. Tą cudowną chwilę przerwał nam dzwonek telef...