Epilog cz.2

185 23 1
                                    

***

 Bez względu na to, jak głęboka jest noc, mafia portowa nigdy nie śpi.

 W głębokim mroku Jokohamy, na najwyższym piętrze siedziby mafii portowej, znajduje się diabelska stolica.

 Spośród licznych członków mafii tylko ci, którzy odznaczają się wyjątkową lojalnością i zasługami, stacjonują na straży tego piętra. Najwyższe piętro, gdzie znajduje się biuro szefa, jest "szczególnym przypadkiem" na terytorium mafii. Nieznaczące światło, a tym bardziej ludzie, nie mają tam wstępu, chyba że mafia sobie tego zażyczy.

 Przed drzwiami stało dwóch strażników mafii.

 Szefa nie było w biurze, ponieważ oni pilnują tylko niezamieszkałych pomieszczeń. Ale ci dwaj mieli czujny wyraz twarzy. Nieważne, gdzie byłeś i co robiłeś, po przebudzeniu wykonywałeś swoje obowiązki bez wahania emocji. Tylko osobom o stalowym duchu powierzano te zadania.

 Ani razu nie rozmawiali ani nie czyścili gardeł, gdy strzegli w bezruchu nocy.

 Strażnik usłyszał niewielki hałas.

 Było to dudnienie. Był słabszy niż odgłos komara, do tego stopnia, że mógł go pomylić z własnym oddechem. Nie wiedział, skąd się wziął. Ale strażnicy, którzy stali w ciszy przez niezliczone godziny, nie przeoczyliby tak niezwykłego dźwięku.

 Odruchowo chwycił swój pistolet maszynowy, nasłuchując uważnie.

-Co to jest?

-Nie słyszysz tego?

 Po krótkim poinformowaniu kolegi, strażnicy skoncentrowali wszystkie swoje zmysły na otoczeniu.

 Natychmiast usłyszeli go ponownie, odgłos uderzenia. Potem usłyszeli odgłos przewracania papieru. Tym razem nie pomylili się w tym, co usłyszeli.

 Jego kolega chwycił swój karabin maszynowy.

 W tym czasie ostatnie piętro było opustoszałe, nie licząc strażników mafii. Zostało zaprojektowane tak, aby nie przenikał przez nie nawet najmniejszy powiew wiatru, więc było mało prawdopodobne, aby cokolwiek robiło hałas.

 Przed nimi znajdował się korytarz, a za nimi biuro. Korytarz był pusty. To znaczy...

-Biuro...?

 Ciała strażników napięły się na ten dźwięk.

 Jedynie ruchem ręki i spojrzeniem kolega kazał mu otworzyć drzwi. Kolega zdjął z nadgarstka klucz biurowy i włożył go do trzech różnych dziurek, odblokowując każdą z nich.

 Następnie kopniakiem otworzył drzwi.

 Wewnątrz pomieszczenia stała wysoka postać. Młody mężczyzna o długich kończynach stał na środku w blasku księżyca. Trzymał w ręku jakieś dokumenty. Młodzieniec powoli spojrzał na mężczyzn z dokumentów, które trzymał w ręku.

-Spóźniliście się. - powiedział.

-Nie ruszaj się! Kim jesteś i jak tu wszedłeś?!

 Krzyknął strażnik, z bronią w ręku.

-Jak? Co za dziwne pytanie. Wszedłem jak zwykle, przechodząc przez drzwi za wami, panowie.

 Wyraz twarzy strażnika stwardniał w gniewie.

 Nie ma mowy, żeby to się stało.

 Byli skoncentrowani na pilnowaniu drzwi. Nie umknęła im nawet sekunda. Zauważyliby przechodzącego obok nich termita, a co dopiero człowieka.

BSD: Dazai, Chūya, Fifteen Years Old PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz