➰ROZDZIAŁ 1➰

112 5 19
                                    

**Clary**

Szłam ulicami Nowego Jorku do mojego małego opuszczonego mieszkania. Mimo późnej nocy ulice były jasne od neonów, oświetlonych witryn sklepowych, świateł samochodów. Wszędzie było dużo ludzi. Co się dziwić, był weekend, sama wracałam z jednej z imprez.

Gdy doszłam pod budynek, w którym znajdowało się moje mieszkanie rozejrzałam się jeszcze wokół czy aby na pewno nie ma nikogo podejrzanego. Weszłam do starej i odrażającej klatki schodowej.

Wszędzie był kurz i wilgoć. Za każdym razem, gdy tu wchodziłam brało mnie na wymioty.

Moje mieszkanie było w lepszym stanie, ale trzymało się tak tylko dzięki dużej ilości run jakie Stworzyłam.

Podeszłam do stołu i zaczęłam wyciągać moje łupy z klubu nocnego. Portfele, biżuteria, zegarki, itp.

Dzięki temu jakoś żyłam. Chodziłam po różnych imprezach i podczas tańca lub przy stawionym drinku podbierałam ludziom cenne rzeczy.

- Dobra robota, Clary.

Poszłam w kierunku łazienki. Marzyłam o szybkim prysznicu i zmyciu tej tony tapety z twarzy.

Gdy już się umyłam jak co wieczór patrzyłam na swoje odbicie w lustrze.

Moje rude włosy były przeplatane kruczo czarnymi pasemkami. To właśnie codziennie mi przypominało, że poza anielską krwią mam też krew mojej matki- Lilith. Zacisnęłam dłonie na umywalce. Od kąd pamiętam łatwiej mi było sięgnąć do demonicznej krwi niż do anielskiej.

Jedyne co na tą chwilę mam z mojej anielskiej części to możliwość tworzenia run, co swoją drogą jest moją jedyną pomocą by przetrwać.

Wyszłam z łazienki i od razu pokierowałam się do pomieszczenia gdzie na podłodze leżał nieduży, ale w miarę wygodny materac. Opadłam na niego i popadłam w burze myśli o przeszłości.

EDOM, 2004r.

**Lilith**

Siedziałam na tronie i patrzyłam z czułością na mój ciążowy brzuch. Nie mogłam uwierzyć, że to się udało. Demony nie mogą mieć w ten sposób dzieci.

- Już niedługo kochanie poznasz swoje przyszłe królestwo, a demony tu mieszkające upadną do twych stópek.

- Pani, masz gościa.

Spojrzałam na moją prawą rękę. Zniesmaczyłam się na wieść o jakimś gościu. Niechętnie skinęłam głową.

- Przyprowadź go. Oby to było jednak ważne.

Samuel pokierował się w stronę wielkich drzwi i wpuścił mężczyznę do sali.

- Valentine Morgenstern, co sprowadza cię w moje progi?

- Witaj Lilith. Postanowiłem być jednak obecny przy poczęciu naszego potomka.

Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Nie był tu obecny od kąd zaszłam w ciążę, nie odzywał się też.

- Co było przyczyną zmiany twojego zdania?

- Moja żona uciekła wraz z synem jak już wiesz...

- Rok temu. - wtrąciłam mu ten fakt.

- Zgadza się. Długo nie mogłem się z tym pogodzić... Teraz jednak jestem gotowy przyłączyć się do wychowania tej istoty, którą nosisz pod swoim... Sercem?

You're my Angel, DemonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz