**Clary**
Szukałam ojca po wielu pokojach. Od mojej ucieczki całkowicie zmienił układ pomieszczeń. Tylko mój pokój został na swoim miejscu. W pokoju, gdzie był jego gabinet stał teraz duży, czarny, błyszczący fortepian.
W pomieszczeniu, gdzie była nasza domowa zbrojownia nie było już broni, a miotły, mopy i inne rzeczy do porządkowania.
Stojąc przed kolejnymi drzwiami usłyszałam coś. Ciężkie kroki zmierzające w moją stronę. Rozejrzałam się szybko i wpadłam do pokoju, przed którego drzwiami stałam. Zorientowałam się, że to był najgorszy pomysł na jaki mogłam wpaść.
Byłam w gabinecie Valentine'a. Jeśli te kroki należą do niego, to kierowały się właśnie tu. Widząc, że nigdzie się tu nie ukryję postawiłam na ryzykowną grę. Usiadłam szybko na foletu przy ciężkim biurku ojca i udawałam znudzoną.
Drzwi otworzyły się i usłyszałam rozmowę.
- Nie ma się co Pani martwić... - Valentine spojrzał na mnie z mieszaniną zaskoczenia i złości. - Przepraszam, oddzwonię. - rozłączył się i schował swojego najnowszego iPhona do kieszeni garnituru.
- No proszę. Maniery, drogi garniak, nowiusieńki telefon. Uprzyziemniłeś się. - Uśmiechnęłam się ukazując zęby.
- Co ty tutaj robisz? - jej głos był spokojny. Coś tu nie grało. Podszedł i usiadł za biurkiem. - Nie przypominam sobie, że kiedykolwiek pozwalałem Ci wchodzić do mojego gabinetu.
Oparł łokcie na blacie i złączył palce obu dłoni. Patrzył na mnie wyssanymi z emocji oczami, czarnymi jak noc.
Fascynujące, że Jonathan ich nie odziedziczył.
- Nie możesz mnie ukarać. Nie tutaj był twój gabinet.
- Ale ciągle tu jesteś. Powinnaś od razu wyjść. - jego ton głosu przybrał na sile.
Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Ciemne, drewniane meble, ciemna podłoga, jasne ściany z obrazami, duże okna za biurkiem. Standardowy układ.
- Jak wyszłaś z pokoju? Można go otworzyć tylko z zewnątrz. - Spojrzałam na niego, a kątem oka dostrzegłam kamerę w górnym kącie pomieszczenia.
- Jeśli kamerę masz tu, to masz je wszędzie. Sam zobacz jak udało mi się wyjść.
Wstałam z fotela i zaczęłam krążyć po pokoju. Udawałam, że oglądam stare gobliny, zakurzone grzbiety książek i inne pierdoły.
Valentine wyjął swój telefon i zaczął, podejrzewam, oglądać nagranie. Kącik moich ust uniósł się do góry. On jednak tego nie zobaczy, bo stałam do niego tyłem. Usłyszałam jak wciąga powietrze z sykiem.
- Zabiłaś Wiktora. - zero emocji w głosie.
- Sam się zabił. Pech chciał, że ostrze już leciało, gdy otworzył drzwi.
Usłyszałam jak ojciec pomału wstaje od biurka. Ja jednak dalej oglądałam obrazy z udawanym zainteresowaniem. Gdy poczułam jak zaciska swoją dłoń na moim barku chwyciłam ukrytą rękojeść. Ostrze wysunęło się milimetry od jego skóry na szyji. Nawet nie pamiętałam kiedy odwróciłam się do niego przodem.
- Nie dotykaj mnie. - wysyczałam. - Oddaj mi stele, ja ucieknę i zapomnisz o mnie. Już wystarczająco zniszczyłeś mi życie.
Valentine opuścił ręce i schował je do kieszeni spodni.
- Wyjmij te ręce. Chcę je widzieć!
Pomału wyjął je z kieszeni, a gdy rozłożył dłonie zobaczyłam, że w prawej ręce dwoma palcami coś trzyma. To coś migało się na czerwono.
CZYTASZ
You're my Angel, Demon
FanfictionClarissa Morgenstern ma siedemnaście lat i jest pół demonem. Jej matką jest królowa piekieł - Lilith. Jednak wychowywana jest przez ojca. Życie nie oszczędza jej wyzwań, a jedyną odskocznią jest jej najlepszy przyjaciel Kieran, który jest Faeria. Mi...