➰ROZDZIAŁ 27➰

31 3 2
                                    

**Clary**

Moja ciemność zaczęła się odbijać na mojej psychice. Czułam się jak człowiek zamknięty w psychiatryku. Tylko tam jest sześć białych ścian i kaftan, a ja mam nieograniczoną ciemność i swobodę ruchów.

- Ile jeszcze?! Moje biedne ciało dostanie odleżyn! Jestem pewna, że te materace są niewygodne!

Miałam cichą nadzieję, że pojawi się ktoś, ktokolwiek. Ale była tylko ta jebana ciemność. Nic kurwa więcej!

- Niech się ktoś pojawi. Nie będę gardzić!

Co prawda, gdyby pojawił się Valentine naplułabym mu pod nogi i kazała się wynosić, ale i tak to byłoby ciekawsze od nicości.

Zawsze myślałam, że człowiek zapadający w śpiączkę i inne takie ma sny. Tyle, że człowiek w śpiączce nie jest tego świadomy. Ja jestem. Wiem czemu tu jestem i przez co.

Byłam ciekawa co dzieje się w rzeczywistości. Co będzie kiedy się obudzę? Będzie ktoś przy mnie czy będę sama? Będzie dzień czy noc?

Kilka razy próbowałam się wybudzić, ale to cholerstwo Isabelle jest za mocne. Mam nadzieję, że chociaż podpięli mi jakąś kroplówkę.

W mojej głowie narodziło się najważniejsze pytanie ze wszystkich.

Czy dożyje przebudzenia się?

- Ależ oczywiście, że dożyjesz.

Nie byłam świadoma, że wypowiedziałam to na głos. Ale ucieszyła mnie czyjaś odpowiedź. Zerwałam się na nogi i zobaczyłam Lilith.

- Wróciłaś. Umieram tu.

- Jeszcze trzy dni.

Westchnęłam. Spojrzałam na Lilith. Miała na sobie piękną sukienkę koloru metalicznej platyny. Była bez rękawów z półgolfem. W talii wyglądała jakby miała szeroką ozdobną gumkę. Sięgała trochę pod kolano i była plisowana.

Lilith zauważyła jak się w nią wpatruję.

- W porządku?

Wyrwała mnie z rozmyślań modowych.

- Tak. Nie mogę się wcześniej obudzić?

- Musiałabym cię obejrzeć, ale śpisz. Nie masz mnie jak wezwać. Wytrzymaj kochanie.

Poczułam lekkie rozczarowanie. Z drugiej strony jeśli wytrzymam pokaże, że jestem silna i wyszłam z tego bez szwanku na umyśle.

- Dobrze. - ale Lilith już nie było.

Żeby zająć czymś umysł zaczęłam liczyć od stu do jednego.

**Mia**

Stałam przy Aleku w centrum operacyjnym i słuchałam jak tłumaczy który alarm o czym informuje. Jace z Izzy trzymali się na uboczu i o czymś rozmawiali. Byłam ciekawa o czym, ale chyba za mną nie przepadali, więc nie próbowałam się dowiedzieć.

- Ten jest od... - zdanie Aleca przerwało głośne trzaśnięcie drzwiami frontowymi.

Po chwili do centrum wszedł młody chłopak. Wydaje mi się, że w wieku Aleca. Miał jasną karnację skóry i włosy jak księżyc na niebie nocą. Jego oczy były zielone.

- I powrócił syn marnotrawny po ilu? Dwóch czy trzech dniach, bo straciłem rachubę. - pierwszy raz usłyszałam jak Jace żartuję. Chyba żartował.

You're my Angel, DemonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz