Rozdział pierwszy
Dinan, 31 lipca 1886
-Możesz nie szarpać mi tak włosów? To nie jest słoma w którą zawijasz sznurek z ojcem na co dzień!- Rose szamocze się na drewnianym krześle przed starą toaletką, jej koleżanka zachorowała na gruźlicę i niestety zastępuję ją dziś w czesaniu jej włosów na bal.
- Mogłabyś być czasem wdzięczna?- szarpię bardziej, a ta syczy z bólu.
- Kiepska z ciebie będzie kiedyś matka dla swoich córek.- wstaje z krzesła i szczelniej odziewa się szlafrokiem. Wychodzi z pokoju, zadzierając wysoko brodę.
- A skąd pomysł, że chciałabym być matką?!- odkrzykuję gdy ta biegnie po schodach na górę.
Rose i ja to trochę ogień i woda. Gdy jesteśmy gdzieś razem nikt obcy nie przypuści, że możemy być od tych samych rodziców, że dzielimy razem pokój i czasem nosimy te same ubrania. Nie wierzą, że mogłyśmy się kiedyś dogadywać.
Od dwóch lat nasz kontakt kuleje, można by się śmiać, że między nami panuje Syberia a nie północna, zazwyczaj ciepła Francja. Do takiego stanu rzeczy przyczyniła się właśnie owa gruźlica i to jak potężne żniwa zbiera za sobą. Szpitale pękają w szwach, jedna z najlepszych koleżanek Rose zmarła na tę chorobę pół roku temu, a dwa lata wcześniej nasza mama. Wszyscy cierpimy równo po śmierci mamy, dom bez jej badawczej, delikatnej i pełnej kwiatów ręki to nie to samo. Siostra próbowała być jak mama po jej odejściu. Pilnowała taty by dobrze się odżywiał, nie przemęczał. By dom regularnie odwiedzała Josephine, by względnie wyglądał na uporządkowany. Dbała bym nie chodziła rozczochrana i nie zmieniła się przypadkiem w roztrzepanego chłopca. Ale gdzieś w tym jej biegu, by było jak dawniej chyba zgubiła nastoletni luz, w tym roku obchodzi dwudzieste urodziny i nie wygląda na szczęśliwą, młodą kobietę.
Ostatnia lipcowa noc rozkłada się wygodnie na niebie, ptaki robią ostatnie rundki w powietrzu przed ciemnością. Siedzę na wzniesieniu za domem i obserwuję główną uliczkę Dinan. Na moim horyzoncie widnieje kościół, ludzie wychodzą z niego po wieczornej mszy, a zaraz obok zbierają się ludzie ubrani przepięknie i dystyngowanie. Dzisiaj zaczyna się towarzyski miesiąc, do Dinan co roku w tym okresie zjeżdżają się rodziny z całej Francji by bawić się w ''swoim gronie'' i przy okazji wżenić swoje dzieci w dobre, przyszłościowe, majętne małżeństwa.
I właśnie na taką okoliczność czesałam dziś Rose. Będzie bawić się tam pod okiem taty drugi rok z rzędu, ponieważ poprzedni sezon nie poszedł po jej myśli. Rozkochała w sobie chłopca, ale okazało się, że wcale nie ma ze sobą żadnego posagu, a Rose zależy by dobrze ulokować swoją rękę.
Także tegoroczny sezon towarzyski w Dinan uważam za otwarty.
CZYTASZ
Pewnego razu w Winnicy/ T.CH
Fanfiction*opowiadanie zakończone, możliwość kolejnej (4) części* Północ Francji, Dinan. Rok 1886 r We Francji oraz na całym świecie panuje gruźlica, ludzie muszą stawić jej czoła na co dzień, ale nie mogą zapomnieć, że na tym nie kończy się świat. Żegnają uk...