rozczarowanie

55 3 0
                                    

Rozdział siódmy.

11 stycznia 1887

Anglia

Przed piętnastą Rose pod ramię z Lucasem przechadzają się po wąskich chodnikach, ja stoję pod wielką, mosiężną bramą i obracam co chwila głową w różne strony by niczego przypadkiem nie przegapić.

W takt mijających sekund stukam stopą w bruk. Mam wrażenie, że bardziej się przejmuję całą sytuacją niż zainteresowana chodząca zgrabnie i powabnie nieopodal.

Wkoło mnie nie ma żywej duszy, aż do chwili gdy na horyzoncie powoli idzie kobieta, w widocznej, zaawansowanej ciąży. Przygląda mi się uważnie i też na kogoś wyczekuje. Łączę fakty gdy na akademickim, zewnętrznym zegarze wybija piętnasta.

-Bri- zza moich pleców wyłania się Timothée w ciemnym kapeluszu na głowie. Gdy zjawia się on, tajemnicza, obserwowana przeze mnie wcześniej kobieta idzie w naszą stronę, a za nią dołącza się do zgromadzenia Lucas z Rose. Z boku cały zgiełk obserwuje zaciekawienie ojciec Lucasa, ale chyba rozumie, że jednak nie jest tu potrzebny, siada więc nieopodal na ławce.

Przez chwilę nikt się nie odzywa, każdy się patrzy po kolei na każdego jakbyśmy grali w króla ciszy. Można by rzec, że nie wiadomo co powiedzieć, czego oczekiwać albo kto w ogóle powinien te dyskusje zacząć.

-Rose- zaczyna Chalamet, wyciągając w jej stronę dłoń, a drugą kładąc na ramię kobiety.-Poznaj proszę Sarę.

Kobiety patrzą na siebie. Nic nie mówią, jakby może nawet nie oddychają i ojciec Lucasa może będzie jednak potrzebny na ostatnie namaszczenie.

Są całkowicie różne od siebie, a jednak chyba tak podobne. Kto wie. Jeśli przypuszczać najgorsze, to mają obie fatalny gust do facetów.

-Rose- siostra wystawia do niej swoją dłoń a ta ujmuje ją wypowiadając swoje imię.

-Może ktoś przybliżyć całe to zgromadzenie?- Lucas krzywi się jakby rozwiązywał bardzo trudne zadanie matematyczne, a Tim na jego uwagę tylko przewraca oczami.

-Wiem, że spodziewałyście się spotkać tu kogoś innego- zaczyna brunet spoglądając na mnie i siostrę- Ale zaskoczył i mnie- robi pauzę by pozbierać myśli- i rzucił studia.

-Słucham?!-Rose bulwersuje się- Z jakiej przyczyny?

-Nie wiem-Timothée  wzrusza ramionami.

-Z tej przyczyny?- Rose wskazuje palcem na brzuch Sary.- Jak ci nie wstyd...-mamrocze do kobiety przez zaciśnięte zęby, podejrzewam, że gdyby nie zaawansowany stan Sary, toczki tym dwóm kobietom by pospadały z głów.

-Spokojnie Rose- Brunet próbuje załagodzić całe to spięcie.- To siostra Shawn'a.

Robię duże oczy, bo myślałam, że obrazek jest bardziej oczywisty, że to ktoś mu bardziej bliższy.

-Przyjechałam po kilka rzeczy, które mój brat pozostawił w pokoju- tłumaczy brunetka.

-Jak mogłeś nie zauważyć, że twój przyjaciel się wyprowadza?-odzywam się, bo nie do końca pojmuję.

-Nie bywam tu często- wzrusza ramionami, a ja łączę fakty, że woli wyczekiwać pod lub w bibliotece i podrywać na całowanie po rączkach dziewczyny. Ale rezygnuję z dalszej potyczki słownej.

-Wiesz może co się z nim dzieje?-dopytuje siostra.

-Zostaje w Kanadzie, zakochał się- te słowa działają na Rose jak środek paraliżujący mięśnie. Prawie osuwa się na ziemię. Szok dominuje jej ciałem.

-Ale..ale jak to?

- Shawn od lat podkochiwał się w naszej sąsiadce, w końcu po latach skakania przez jej płot i wysiadywania pod jej oknem, zgodziła się. Dała szansę tej relacji- Sara zerka na Rose, która wtapia swój wzrok w swoje buty. Robi to tak rozpaczliwie, jakby cały jej świat właśnie runął, jakby pod stopami robił się wielki krater, jakby miał zaraz połknąć ją Hades i nigdy nie wypuścić.

 Timothée patrzy na mnie ukradkiem jakby chciał przesłać wzrokiem jakieś zakodowane wiadomości. Zbywam go i otaczam ramieniem siostrę. Ta nie protestuje i wtula się w moją klatkę piersiową.

-Wiedziałeś o tym?-kieruje swoje pytanie do Chalamet'a.

-Wiedziałem o tej dziewczynie, ale jeszcze zanim poznał Rose- tłumaczy się- nie miałem pojęcia, że zerwie zaręczyny i rzuci studia dla niej.

-Czy ja nie jestem wystarczająca Bri?- w histerii, z czerwonymi gałkami ocznymi Rose patrzy na mnie pytająco.

Nie odpowiadam nic, jakkolwiek to wybrzmiewa w całej tej konwersacji. Przytulam ją mocniej. Sara mija nas i idzie odebrać rzeczy brata. Stoimy w czwórkę po środku pustego dziedzińca.

Nikt się nie odzywa, nikt nie zaczyna mówić nawet o fatalnej pogodzie czy pomyśle by wrócić do Francji.

Jedyne co rozbrzmiewa mi w głowie, to myśl, albo poczucie fatalnego, kolejnego rozczarowania. I to chyba nie tylko w mojej głowie.

-No to dzieciaki- podchodzi do nas ojciec Lucasa- Pora do domu.

Pewnego razu w Winnicy/ T.CHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz