Francja, Lanvally,
5 listopada 1887 r
Timothée
Jest późna noc gdy razem z Emmą wjeżdżamy powozem na teren zajazdu w sąsiednim miasteczku by spędzić tę noc i pomyśleć co dalej.
Wychodząc z powozu rozciągam się czując, że całe moje ciało jakby skostniało, stawy strzykają a mięśnie są naciągnięte.
Emma gramoli się za mną, zamiatając suknią wejście do izby.
-Poproszę jeden pokój- Mówię do sennej obsługi budynku.
-Dwa.- Poprawia mnie Emma- Miałeś na myśli dwa.- Upomina się. W przygaszonym świetle kilku świec jej twarz wygląda ziemisto, oczy ma podkrążone, a włosy wydają się matowe. Służba kiwa głową.
-Masz racje, przepraszam.- Patrzy na mnie podejrzliwie. Pewnie myśli sobie teraz w głowie, że zamawiając jeden pokój miałem ochotę spędzić z nią noc poślubną mimo, że nie my byliśmy chwilę temu Państwem Młodym. Gładzi moją rękę, szarpiąc ją delikatnie w geście bym lekko się zniżył, bo chce mi coś szepnąć na ucho.
-Chyba, że chcesz bym do ciebie przyszła- szepcze kokieteryjnie- muszę zachować pozory.- Spoglądam na nią i widzę jak błyszczą jej oczy, posyła mi uśmiech pełen wyćwiczonej nieśmiałości.
-Nie musisz tego robić.- Zapewniam, również szepczę, jakbyśmy wymieniali się tajemnicami.
-A co jeśli chce?-Rozchyla usta i rozpina guzik narzuty, by pokazać swój pokaźny dekolt. Pociąga w dół rząd falban by jeszcze bardziej uwydatnić swoje kształty Wzdycham głośno.
Lokaj odprowadza nas do pokoi na końcu korytarza, są naprzeciw siebie. Gdy zamykam za sobą drzwi ona mruga do mnie okiem. Odstawiam małą torbę na kufer obok łóżka. W kominku tli się ogień, na stoliku obok stoi karafka z brązową cieczą i dwie szklanki. Po zapachu poznaje, że to brandy, upijam łyk z karafki i podchodzę do okna. Jest tak ciemno, że w szybie odbija się tylko moja podobizna i słaby ogień kominka. Odstawiam naczynie na stolik, zdejmuje płaszcz, buty i frak. Rozpinam koszulę i płuczę twarz w misce z wodą przy toaletce. Zarost na twarzy postarza mnie o kilka lat, a rozczochrane włosy dodają niechlujności. Nie mam ochoty się nad tym pochylać, więc kładę się do łóżka.
Gdy Emma zakrada się do mojego pokoju i wybudza mnie pocałunkami w pierwszej chwili nie wiem gdzie jestem ani kim jest ta wyperfumowana kobieta. Emma pachnie liliami a jej skóra błyszczy w już gasnącym ogniu kominka.
Całuje mnie po szyi i rozpina do końca białą koszulę.
-Wydajesz się spięty.- Przemawia.
-Raczej zaspany.- Śmieję się pocierając twarz. Ona poważnieje.
-Czyli nie jestem dla ciebie interesująca.- Przestaje mnie całować i siada. Jest w samej halce, włosy ma w nieładzie.
-Emmo, skądże. - Siadam naprzeciw jej. - Zwyczajnie ten dzień był emocjonujący.
Gładzę jej dłoń i całuję w kostki palców. Patrzy na mnie tak jakby chciała coś ze mnie wyczytać nie znając obcego języka.
-Byłeś z nimi zżyty?- Pyta
-Z kim?
-Z tymi dziewczętami ze wsi. - Bada grunt ostrożnie. Śmieszy mnie określenie 'ze wsi', ale nie pokazuję tego po sobie.
-Mieszkaliśmy obok siebie prawie całe życie, więc tak.- Poważnieje- Przyjaźniliśmy się.
-Myślałam, że nadal się przyjaźnicie.- Wodzi wzrokiem po mojej twarzy.
-Już nie, każdy z nas idzie w swoją stronę.- Gładzę dłonią jej policzek. Jest naprawdę urocza. Ma mnóstwo piegów, mały, równy jak od linijki nos i zagadkowe oczy.
-Już nie pasujesz do nich, jesteś z innej klasy, masz wykształcenie i obycie. Coś w życiu widziałeś, a one mogą co najwyżej dobrze się wżenić. - Słowa Emmy mnie szokują.- To znaczy, tylko jedna z nich, ta brzydsza. I to wszystko.- Patrzę jej w oczy i nie wiem co odpowiedzieć. - Jesteś dla nich za dobry.
Nie odpowiadam nic, bo Emma dosłownie zatyka mi usta. Całuje mnie żarliwie. Odwzajemniam pocałunek i kładę ją na stertę poduszek. Zsuwam z niej delikatnie materiał halki, podziwiam jej ciało pierwszy raz, a ona rumieni się soczyście na twarzy. Podpiera się łokciami o poduszki i prosi wzrokiem bym ją pocałował. Robię to delikatnie, z czułością. Jej skóra jest delikatna i miękka.
Mimo przyjemności jakich doświadczam z nią tej nocy, słowa, które wypowiedziała obijają się dotkliwie w mojej głowie.
Nie czuję wyższości nad Rose i Bri, nie czuję też pogardy dla tego, że są z klasy robotniczej, a ja nie. Nie miały na to wpływu, tak samo jak ja na urodzenie w dobrym domu. Ani na swoją płeć by studiować i podróżować samodzielnie. Ich ''braki'' nie są ich winą.
Gdy poranne światło przebija się przez okno i oświetla twarz Emmy ułożoną na moim torsie. Oddycha spokojnie, jej twarz jest rumiana. Włosy pod światło wydają się być bardziej miedziane, piegi wyraźniejsze a mimiczne zmarszczki urocze. Byłaby piękną Panną młodą, tak samo dostojną jak wczoraj Rose. Ten ślub odzwierciedlał ją, ale i jej siostrę. Są nierozerwalne mimo swoich różnic. Te kiczowate krzesła, rama drzwi, dekoracje stołów i suszone kwiaty. Odcienie różu i przesadny makijaż. To była cała ona, od zawsze nie pasowała do otoczenia, w którym się wychowała, Thomas spadł jej z nieba. Jako żona szanowanego prawnika, będzie ważna, poczuje się na świeczniku, odżyje.
A Bri odetchnie, choć może jeszcze tego nie czuje. Później sama wyjdzie za mąż, możliwe że jej ekscentryczna indywidualność zostanie zdeptana przez teściową, jej surową, szarą minę i pogardliwy wzrok, ale może właśnie tego potrzebuje Bri. By pogodzić się, że wszystko kiedyś przemija, wszystko ustępuje miejsca nowemu.
Ja ustępuje Lucasowi.
Uśmiecham się na myśl Bri w sukni ślubnej, która zapewne gniotła by ją równie mocno co sukienka druhny. Będzie się czuła jak słoń w składzie porcelany, będzie szukała wzroku wsparcia w tłumie. Ale mnie wtedy nie będzie.
Muszę ją zostawić, z decyzjami, które sama podjęła, nie mogę wiecznie na niej wisieć, gonić i próbować by się nie wyrwała.
Każdy musi ułożyć sobie życie, bez rozmyślań, wszystko zostawić w przeszłości i ruszyć w przyszłość.
Nigdy nie wrócę już do Dinan. Postanowione. Zostawiam ją w miejscu, które kocha, a ja poszukam sobie nowe. To uczciwa wymiana.
Głaskam głowę Emmy, ta przeciąga się z grymasem gdy poranne promyki światła muskają jej powieki.
-Pora wstawać.- szepczę- Za kilka godzin mamy prom do Anglii, do domu.- uśmiecha się ziewając.
CZYTASZ
Pewnego razu w Winnicy/ T.CH
Fanfiction*opowiadanie zakończone, możliwość kolejnej (4) części* Północ Francji, Dinan. Rok 1886 r We Francji oraz na całym świecie panuje gruźlica, ludzie muszą stawić jej czoła na co dzień, ale nie mogą zapomnieć, że na tym nie kończy się świat. Żegnają uk...