Brigitte! Brigitte!

24 1 0
                                    

Francja, Dinan, 

15 listopada 1887 r

-Nie mam pojęcia gdzie poszła, przed chwilą była jeszcze w kuchni i pomagała Josephine w myciu podłóg.- Ojciec drapał się po głowie, Lucas stał na drugim schodku przed werandą. Wyglądał jak zbity pies, narzeczona przeciekała mu przez palce. Zachodził zmrok, a ja w podomce i rozwalonym warkoczu chowałam się w ogrodzie, obserwując mężczyzn przez dziurę w płocie.

-Dobrze, przyjdę kiedy indziej.- Lucas zrezygnowany, z rękami w kieszeni odwrócił się na pięcie.

-A coś się stało, że jej poszukujesz?- Docieka ojciec.

-Nie, nic się nie stało, zwyczajnie chciałem spędzić z nią czas.

-Ach tak, ją ciężko złapać.- Zaśmiał się ojciec.

-Zauważyłem- Lucasowi nie było do śmiechu. Odwrócił się w stronę ogrodu. - Czuję się jakbym nie miał narzeczonej, nie ma dla mnie czasu nawet gdy nie ma nic do roboty..- Ojciec stał zamyślony. Miał podwinięte rękawy i zabrudzone dłonie w sadzy z kominka. Lucas wyglądał na zdenerwowanego. Wiatr targał jego czuprynę. Zaciskał kości policzkowe i przegryzał nerwowo dolną wargę.

-Taka ta nasza Brigitte, ostatnio polubiła samotność.

-A myślałem, że będzie odwrotnie, gdy Rose wyjedzie, będzie dusiła się wolnym czasem.- Pokręcił głową. -Widocznie za mało ją jeszcze znam.- Wychylał głowę. Miałam wrażenie, że obserwuje mnie, że jego wzrok prześwietla na wskroś deski płotu. I chyba się nie myliłam.

-Czy ona jest w ogrodzie?- Zapytał ojca, bo z daleka, w opadającym w mroku ogrodzie zauważył jasny materiał mojej podomki.

-Nie mam pojęcia.- Teraz ojciec wychylał się jak tylko mógł, stawał nawet na palcach.

-Sprawdzę.- Lucas odstawił jakiś mały pakunek na schodku werandy i ruszył w moją stronę.

Wstałam z klęczek i biegłam ile sił w nogach w stronę winnicy. Brama była uchylona więc przedarłam się bez kłopotu. W tym pędzie mój warkocz całkowicie się rozplątał.

Wiedziałam, że fizycznie nie mam przewagi nad sprintem Lucasa, ale znałam winnice jak swoją kieszeń, mimo że winorośla były gołe z liści, wiedziałam gdzie się schować.

Ten pościg przyprawił mnie o adrenalinę i samą w sobie przyjemność. Biegłam w zaparte, nie czułam zmęczenia, a chłód tylko mnie napędzał.

-Brigitte! Brigitte!- Słyszałam gdzieś daleko za sobą. Wiedziałam, że dla Lucasa winnica będzie jak labirynt, nigdy tutaj nie był. Jest poległym w tym starciu.

Mimo przewagi nad chłopakiem, musiałam się zatrzymać by nabrać więcej powietrza. Podomka była szeroka, wiatr wypełnił szczeliny między nią a moją skórą, czułam się jakbym była w środku nadmuchanego balonu.

Gdy usłyszałam jego pokrzykiwania bliżej, trochę zwątpiłam, chyba przeceniłam jego umiejętności terenowe.

Schowałam się za małą, gospodarczą szopką, w której trzymaliśmy sprzęty gospodarcze sekatory, grabie i wiadra.

Słyszałam uderzenia jego stóp o piaszczystą, wydeptaną ścieżkę. Oddychał głęboko i zapewne rozglądał się wokoło. Byliśmy pośrodku winnicy. Jest tu jeszcze masa kryjówek, o których on sobie nawet nie wyobrażał.

-Bri..- Wszedł do środka szopy, była mała więc długo tam nie pobył.

Nie była też bardzo dopracowana ani szczególnie szczelna. Deski były stare i niektóre próchniały i robiły się dziury. W jednej z tych dziur zauważył kosmyk moich włosów. Usłyszałam tylko ciche prychnięcie pod nosem i zanim ruszyłam do kolejnego biegu, on sprawnie pojawił się po mojej stronie i złapał mnie za ramię.

-Mam cię.- W ciemności jego twarz połyskiwała, a jasne włosy odbijały mrok.

-Gratulacje.- zaklaskałam w dłonie. On zawiesił wzrok na moich nagich obojczykach. Podomka była dość obszerna, więc zwisała mi na jednym ramieniu i sięgała do kostek.

-Dlaczego się przede mną chowasz?- Zapytał nadal trzymając mnie za ramię, ale delikatniej niż na początku.

-Nie chowam, po prostu biegam- Wzruszyłam ramionami.

-W podomce? Późnym wieczorem?

-Otóż to- szłam w zaparte.

-Nie słyszałaś jak cię wołałem?

-Skądże- Przytakiwał mi z uśmiechem na twarzy. Wiedział, że kłamię.

-Masz rozwiązane sznurówki.- Zauważył i gdy ja ledwo zdążyłam spojrzeć na swoje buty on już klęczał i wiązał je delikatnie patrząc mi w oczy.

Zarumieniłam się i wygładziłam rękami spódnicę. Gdy skończył zasznurować mi buty wstał i podszedł bliżej. Był dziwnie rozbawiony, albo bardziej zadowolony. Zarzucił mi opadające ramiączko podomki na ramię, muskając je przy okazji. Miał ciepłe dłonie i świetlisty wzrok. Patrzył na moje usta z pasją w oczach, z pożądaniem.

-Wracajmy do domu.- Wyminęłam go i ruszyłam w stronę podwórka. Byłam zmieszana i zawstydzona. Nigdy nie widziałam by ktoś był tak wpatrzony we mnie jak Lucas w tej chwili.

Pewnego razu w Winnicy/ T.CHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz