Dinan, Francja
14 stycznia 1888 roku
Rose ma się naprawdę dobrze. Nie ma gorszych humorków niż przed ciąży, dolegliwości też powoli zdawały się ustawać. Mimo, że to były dopiero początki wydawała się być radosna i oczekiwała aż brzuch zacznie jej rosnąć, by móc poczuć ten stan bardziej.
Byłam tym zdziwiona, bo wydawało mi się, że dodatkowe kilogramy i duży brzuch mogą ją przerażać w praktyce, ale jednak nie. Coś się w niej zmieniło.
Gdy jak co dzień, po śniadaniu rąbałam drewno w niskiej szopce za domem Rose, ona wołała mnie uporczywie.
-Bri! Bri!- Stała pod daszkiem drzwi wejściowych, z nieba sączył lekki deszczyk. Wybiegłam spod wiaty szopy.
-Co się stało?
-Lucas cię szuka!- Ledwo go zauważyłam, od teraz skupiałam się tylko na siostrze, ciężko było się przestawić, bo to ją widywałam każdego dnia od miesiąca.
Westchnęłam na jego widok, czekałam aż do mnie podejdzie, nie miałam czasu na pogaduszki w domu.
-Cześć.- Przywitał się. Jego włosy były wilgotne, ciut dłuższe niż gdy widziałam go ostatnim razem.
-Cześć. -Przewidywałam kolejną nudną rozmowę.
-Przepraszam- Wypalił od razu.
-Za co?- Nie udawałam zdziwionej. Skierowaliśmy się w stronę szopki.
-Za mój ostatni wybuch w powozie, nie powinienem. - Podparł się o wysoki klin drzewa, dłonie miał w kieszeni zielonkawego płaszcza.- Nie chce żebyśmy się kłócili.
-Oczywiście.- Potakiwałam.
-Chce żeby było między nami dobrze, Bri, jesteś dla mnie ważna i frustruje mnie gdy się ode mnie oddalasz.- Prychnęłam.
-Rozumiem.- Byłam senna, nie miałam ochoty na rozmowy z nim.
-Chciałbym więc byś się do mnie wprowadziła, ślub już coraz bliżej, może nie wywoła to skandalu.- Zaśmiałam się głośno.
-Do ślubu coraz bliżej? A kto go niby organizuje, co?- Spojrzałam na niego by upewnić się że jest o zdrowych zmysłach.
-Moja mama.- Wcale mnie to nie zdziwiło
-Ach, no tak.- Wszystko wydawało się jasne i klarowne. Nawet jeśli mnie nie lubiła to chciała Lucasa z kimkolwiek ożenić, bo nie był już najmłodszy a perspektywa starego kawalera w jej domu wydawała się dla niej uwłaczająca.
-Więc co o tym myślisz?- Podszedł bliżej.
-Myślę, że nie.- ustawiłam kawałek drewna i wycelowałam w niego siekierą. Kawałki drewna rozprysnęły się po ziemi.- Nie zamieszkam z tobą.- Dodałam.
-Dlaczego?
-Bo nie chce, to nie jest mój dom.
-A to jest twój dom?- wskazał palcem za swoje plecy, gdzie widniał mały domek Rose i Thomasa.
-Też nie.
-To dlaczego wiecznie tu jesteś, co? Skoro to nie jest twój dom.
-Siostra mnie potrzebuje, to tutaj jestem.- Byłam stanowcza.
-Ja też cię potrzebuję, jestem ważniejszy niż twoja siostra. - Podszedł bliżej i złapał mnie za rękę.- Chcę żebyś się wprowadziła, choćby zaraz.
-Niestety, ale nie planuje przeprowadzki ani ślubu, więc proszę, żebyś przestał mnie nachodzić.
-Ale Brigitte...- Chciał dokończyć gdy do szopki wparowała uradowana Rose.
-Bri zobacz co mam!- Pod pachą trzymała kurę. Patrzyliśmy na nią oboje z miną pełnej konsternacji.- Będzie rosół!- Cieszyła się jak dziecko i wypuściła kurę z rąk. Ta była równie zdezorientowana co my i zaczęła uciekać i biegać po całym podwórku.- Zaczekaj! - Wołała za nią Rose, ubawiona biegając za zwierzęciem.
-Zastanów się czego ty chcesz- Syknął Lucas gdy Rose była za daleko by nas usłyszeć.
-Chce gonić kurę z siostrą.- odłożyłam siekierę.
-Słucham?
-Dobrze słyszałeś. Nie chcę być twoją żoną i nigdy nią nie będę- Wyminąłem go. - nie pasuję do ciebie a ty do mnie.
-Brigitte!- Wydawał się być zdruzgotany.
-Znajdzie się inna warta twojej miłości i pożądania Lucas, ja odpadam z tej listy.- Wzdrygnęłam ramionami. Gdy pobiegłam do siostry, on stał pod tą wiatą jakby nie wiedział co ma teraz ze sobą zrobić, czy przekonywać mnie do miłości czy siebie do ruszenia się i odejścia z godnością. Gdy goniłyśmy tą kurę w mokrej, styczniowej trawie czułam się wolna jak nigdy wcześniej, a gdy sylwetka Lucasa była za bramą posiadłości Deneuve czułam jak kamień spada mi z serca.
Nigdy nie powinnam przyjąć oświadczyn z jego ręki. Rose zawsze powtarzała, że nie powinnam wybrzydzać, ale ja nie powinnam jej słychać w tym temacie. Powinnam raz na dobre przestać patrzeć na to co każą i mówią mi inni. Chcą mojego dobra ,ale ze swoich przekonań. Już i tak uchodzę za dziwną postać tej rodziny, więc nie powinnam jeszcze uchodzić za tą której każdy mówi jak ma żyć i która się do tego stosuje.
CZYTASZ
Pewnego razu w Winnicy/ T.CH
Fanfiction*opowiadanie zakończone, możliwość kolejnej (4) części* Północ Francji, Dinan. Rok 1886 r We Francji oraz na całym świecie panuje gruźlica, ludzie muszą stawić jej czoła na co dzień, ale nie mogą zapomnieć, że na tym nie kończy się świat. Żegnają uk...