Anglia, Londyn,
4 Stycznia 1888 r
Timothée
Całe święta i w czasie zabaw sylwestrowych byłem w pracy, więc postanowiłam odbić sobie ten czas i trochę się odstresować. Emma z rodzicami wyjechała tuż przed świętami do Hiszpanii, więc znów zostałem sam.
Ponownie byłem w barze i dałem się omamić po kilku kieliszkach pięknej nieznajomej. Tym razem zaprosiłem ją do domu, nie protestowała, ale zażądała większej stawki. Mój upity rozum tego nawet nie zarejestrował. Ale nie stanowiło to dla mnie problemu, przez okres świąt w szpitalu płacono całkiem nieźle.
Brunetka była pociągająca, jej włosy opadały kaskadami na jej nagą, śniadą skórę.
Była bardzo pewna siebie w swoim zachowaniu i wiedziała czego chce. Instruowała mnie i napędzała.
Jej ciało było piękne, a moja śmiałość do niej była pobudzana procentami we krwi, w innym przypadku może bym się hamował i miał większe wyrzuty sumienia potem.
Przez tą już kolejną schadzkę z prostytutką, byłem bardziej świadom, że nie kocham Emmy, nawet nie wiem czy darzyłem ją jakimkolwiek większym uczuciem. Ani czy ona była w ogóle mną zainteresowana a nie moimi pieniędzmi, mogła być napędzana aspiracjami ojca, który łasił się na pieniądze.
Co prawda miałem kaca moralna, przez to co robię nieświadomej kobiecie, że tak naprawdę wstydzę się siebie i tego co robię, ale to leczyło moją samotność i poczucie pozostawienia samemu sobie. Potrzebowałem ciepła drugiej osoby, nawet jeśli miałbym za to jeszcze długo i sporo płacić.
Ostatnio czułem, że jestem w letargu, że każdy dzień wygląda tak samo, a każdy tydzień kończy się z tą samą kobietą, o której nie wiem nic oprócz tego, gdzie rozmieszczone sa jej pieprzyki na ciele.
-Ktoś chyba dobija się do drzwi.- Mamrocze kobieta całując moje ucho.
-Poczeka.- Wodzę dłońmi po jej ciele.
Uderzenia w drzwi są coraz głośniejsze, jest późny wieczór, sąsiedzi zaraz się zdenerwują. Wzdycham i zakładam szlafrok. Podchodzę do drzwi gdzie przez zauważam wrzucony list przez dolną szparę u drzwi. Szybko czytam skąd jest adresowany. Z Dinan, to matka. Chowam list do kieszeni szlafroka i otwieram lekko drzwi. To Emma. Szlag. Jeszcze tego mi potrzeba by robić teraz konfrontacje z prostytutką i burdę na cały budynek.
-Dlaczego nie otwierasz?! Chyba z dziesięć minut się do ciebie dobijam!- Jest zła a jej głęboki akcent mnie ogłusza.
-Spałem- Przecieram oczy, Emma pcha się do środka.
-Nie wpuścisz mnie?- Nie wiem co mam zrobić
-Poczekasz chwilkę? Ubiorę się i do ciebie wyjdę.
-Żartujesz? Każesz mi czekać na korytarzu? Jak jakiemuś psu?!- Jest jeszcze bardziej zła, popycha drzwi i wparowuje do środka.- Piłeś?- widzi na podłodze porozrzucane butelki po alkoholu.
-Zdarzyło się.
-Tęskniłeś?- Zmienia trochę ton i przytula się do mnie w korytarzu
-Oczywiście! Straszliwie!- Całuje ją w policzek.
-A co robiłeś gdy mnie nie było?- Pyta i pociąga mnie za rękę w stronę sypialni.
-Pracowałem... i byłem smutny, że cię nie ma!- bardzo nie chciałem by zobaczyła, że mam gościa. Alkohol momentalnie wyparował z mojej głowy, czułem się teraz jakby ktoś oblał mnie zimną wodą.
-To może teraz się troszkę rozweselisz, co?- Kokietowała. Otworzyła podwójne drzwi prowadzące do dość małej sypialni. Przy łóżku stała, już ubrana kobieta. Emma stała z otwartymi ustami.
-Kto to jest?!
To jest, ymm- Sam nie wiedziałem co mam powiedzieć.
Jestem znajomą- Uśmiechnęła się i wystawiła dłoń przed siebie- Brigitte.
Oniemiałem na dźwięk tego imienia. Wpatrywałem się w kobietę i przez chwile jakbym widział tam, w tym malutkim pokoju tą Brigitte, tą jedną, jedyną Brigitte z Dinan.
Touissant?- Emma się głowiła, nie wiedziała czy zna te kobietę czy to jeszcze inna całkowicie nieznajoma.
Brunetka spojrzała na mnie, a ja już całkiem zgłupiałem. Jedną ręką gniotłem list w kieszeni szlafroka a drugą zakrywałem oczy.
Kobieta nic nie mówiła, zabrała resztę swoich rzeczy i wyszła.
Emma patrzyła na mnie tak jakby chciała wejść mi do głowy i wszystko ze mnie wyciągnąć.
-Kto to był?- jej głos brzmiał jakby kipiła w jej gardle lawa.
Nie potrafiłem kłamać, głos zawsze wtedy mi się łamał i motałem się niemiłosiernie. Bri zawsze dźgała mnie palcem w brzuch gdy tylko wyczuła smród moich małych kłamstw. Ale to nie była Bri, to była Emma, którą zdradziłem.
-Dobrze, nie mów nic, ale to ja ci coś powiem- podeszła bliżej.- Jutro impreza zaręczynowa. Nasza impreza zaręczynowa. Proszę- cedziła każde słowo, a na koniec dała mi małe, zamszowe pudełeczko.
-Co to jest?
-Pierścionek, dla mnie.- była bezlitosna.
Patrzyła się na mnie, miała jakąś taką aurę która mówiła ,,wygrałam''
-To była prostytutka.- Zawiesiłem głowę, musiałem jej to powiedzieć.
-Wiem.- Zszokowała mnie.
-Skąd?
-Już nie istotne. Albo mi się jutro oświadczysz albo jesteś skończony.- Wyszła, nie trzasnęła nawet drzwiami. Pozostawiła za sobą tajemnice kto ją poinformował i co zamierza dalej i jakie będą konsekwencje braku zaręczyn.
Opadłem na łóżko, czułem suchość w ustach i piasek pod powiekami. Te kilka minut tak mnie wymęczyło jakbym przebiegł maraton i przepłyną kraulem ocean. Czułem się źle z tym co zrobiłem, sam nie chciałbym być tak potraktowany. Zaczynała boleć mnie głowa.
Gdy przewróciłem się na prawy bok, list w kieszeni szlafroka dał o sobie znać.
Westchnąłem głośno,
-Jeszcze matki tu brakowało.- wydukałem żałośnie na głos.
Odpakowałem delikatnie pakunek i zacząłem czytać.
Kochany Timmy,
Nie jestem zła na to,że nie przyjechałeś na święta do domu, rozumiem, że jako lekarz, nie masz czasu.
Ale przyjedź proszę w najbliższym, wolnym czasie. Rose Deneuve należałoby zbadać, czy jej ciąża przechodzi prawidłowo. Ma dużo skutków ubocznych i nie chce poddać się badaniom u lekarza miejscowego. Trapi rodzinę i bliskich. Tobie zapewne dałaby się zbadać.
Przyjedź choćby na dzień lub dwa,
tęsknimy za Tobą.
Mama i Tata.
Nie ukrywam zdziwienia tą wiadomością.
Rose jest w ciąży. Powtarzam sobie to w głowie. I to w mojej głowie plasuje się jako idealny moment, może nie przypadkowy by wyjechać z Anglii i z życia Emmy.
CZYTASZ
Pewnego razu w Winnicy/ T.CH
Fanfiction*opowiadanie zakończone, możliwość kolejnej (4) części* Północ Francji, Dinan. Rok 1886 r We Francji oraz na całym świecie panuje gruźlica, ludzie muszą stawić jej czoła na co dzień, ale nie mogą zapomnieć, że na tym nie kończy się świat. Żegnają uk...