Rozdział 57

3.8K 609 309
                                    

Kiedy kilka minut później George wracał do Kevy z kieliszkami w rękach, zauważył, że na siedzeniu obok niej siedziała inna znana mu blondynka - Luna Lovegood. Weasley był niewiele od swojej partnerki, gdy Luna odeszła z typowym dla siebie rozmarzonym wzrokiem.

- Ta Luna jest najfajniejszą osobą, jaką dziś poznałam - powiedziała Keva, kiedy tylko George usiadł obok niej. - Muszę z nią jeszcze pogadać.

- O, tak, Luna jest... - George wręczył Kevie jej kieliszek. - Ciekawa.

- Jest magizoologiem! - zawołała podekscytowana Keva, a następnie wypiła spory łyk. - Jest niesamowita.

- Tak jak ja - powiedział George dumnie, na co jego rozmówczyni przewróciła oczami i napiła się ponownie.

- Muszę ci jeszcze przedstawić Remusa, jego też na pewno polubisz - dodał George po chwili. - Zaraz gdzieś go znajdę... - Zaczął się rozglądać, jednak natychmiast przestał, gdy Keva położyła swoją dłoń na jego.

- George, zaczekaj... Ja jestem bardzo wdzięczna, że przedstawiasz mi wszystkich i że wreszcie kogoś poznaję, ale... Możemy na chwilę odpocząć? - zapytała z nadzieją. - Chciałabym tak chwilę pobyć, no... Z tobą. Po prostu z tobą.

George poczuł to przyjemne uczucie i w sercu, i w żołądku, na które nawet nie liczył. Oczywiście, że się zgodził; zresztą nie było mu trudno zapomnieć wtedy o wszystkich innych gościach weselnych. Spędzał czas z Kevą, i to głównie na tańcu, piciu czy podjadaniu, bo wszystkie prawdziwe zabawy miały dopiero odbyć się po zmierzchu.

Chłopak uważnie obserwował niebo, bo ono miało być dla niego znakiem, by zacząć to, do czego zachęcił go Fred. Denerwował się i zaczynał coraz lepiej rozumieć swojego brata, gdy sam wypychał go, by ten wyznał swoje uczucia Callie.

- Zachodzi słońce... To co, idziemy się przejść, póki jeszcze jest trochę ciepło?

- Tak, chodźmy. Złapię jeszcze trochę zdjęć - powiedziała Keva z entuzjazmem, a wtedy George wyciągnął do niej swoją dłoń, którą bez zawahania złapała.

Umknęli z przyjęcia i ruszyli prosto w stronę pobliskiego lasku, obserwując też zachodzące na jaskrawopomarańczowo słońce. Zrobiło się już chłodniej, lecz wciąż było ciepło, a trawa pod ich nogami przyjemnie wilgotnawa. Przez moment szli w ciszy, tyłem do biesiadników, a przodem do słońca, po prostu ciesząc się swoją obecnością.

- Ale bym dostała reprymendę od matki, gdyby wiedziała, że tu z tobą jestem - powiedziała nagle Keva, westchnąwszy.

- Jak to, za co?

- No jak? Z obcym pchać się w las... - zaczęła, po czym sama zaśmiała się ze swoich słów.

- Ja jestem obcy? - zapytał George, udając oburzonego.

Wtedy Keva spuściła nieco głowę, uśmiechając się do siebie.

- Nie, ty już dawno nie. Ty jesteś... - zaczęła, lecz nigdy nie skończyła, bo zupełnie nie wiedziała, co mu powiedzieć. Powracał do niej jej wcześniejszy konflikt; jak go nazwać, jeśli nie przyjacielem?

- No właśnie. - Wtedy George sam westchnął, bo i on przypomniał sobie o swoich planach. Nieświadomie ścisnął dłoń Kevy nieco mocniej, co ta zauważyła i spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Cholera, no. Jesteś drugą osobą kiedykolwiek w moim życiu, przy której się denerwuję - przyznał, bo jako Gryfon zwyczajnie nie potrafił tego stłumić.

- Czemu masz się przy mnie denerwować? Chłopie, prawie skoczyłeś przy mnie z dachu.

- I to było niepoważne - zauważył. - A teraz to jest poważne, a takie sprawy mi ciężej idą.

Owce też śmieszkują • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz