Rozdział 64

3K 398 118
                                    

- No... Cześć, Georgie - powiedział wyraźnie zażenowany Ron, nieświadomie drapiąc się po szyi. Pierwszym instynktem George'a było podroczenie się z nim, jednak po jego minie widział, że to chyba nie był najlepszy moment.

- Coś się stało? - zapytał z małym zmartwieniem w głosie, bo pojawienie się Rona było raczej oznaką, że działo się coś nietypowego.

- Znaczy, no... Pokłóciłem się z Hermioną.

George westchnął głęboko po części z frustracji, a po części z ulgi, że nie stało się nic tragicznego.

- No masz.

- I wiesz, Ginny jest po jej stronie... - Ron niezręcznie podrapał się za uchem. - Bill i Fred mają małe dzieci, Charlie jest poza krajem, Percy to Percy, więc tak pomyślałem... Że będę mógł się przekimać u ciebie?

George znalazł się w potrzasku. Zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć bratu i przez chwilę milczał, drapiąc się niezręcznie po karku.

- No, wszystko spoko, tylko taka sytuacja...

- George, wszystko w porządku?

Keva pojawiła się w przedpokoju, zaniepokojona długim milczeniem chłopaka. Gdy zobaczyła Rona, cała trójka wpadła w potężne zakłopotanie.

- O, cześć... - powiedziała, przytulając ręce do siebie z zażenowania.

- O... - wydusił Ron, na którego pojawienie się dziewczyny zadziałało niczym Zaklęcie Oszałamiające.

- No właśnie taka sytuacja... - mruknął George, zastanawiając się, czy to wszystko może zrobić się jeszcze bardziej niezręczne.

- A o co chodzi...? - zapytała Keva. - Jeśli mogę zapytać, znaczy... Mogę jakoś pomóc?

- Nie, nie, to może ja... - Ron wykonał niezręczny krok w tył. - Nie będę wam przeszkadzał...

- Nie no, wejdź - powiedziała Keva bez zawahania, po czym jakby zdała sobie sprawę, że nie była u siebie i spojrzała pytająco na George'a. - Znaczy, może, prawda?

- A nie będzie ci to przeszkadzać? - zapytał zszokowany chłopak, w duchu niezbyt szczęśliwy, że Ron przerywał mu tamten wieczór.

- No co ty, przecież to twój brat. Rodzinie trzeba pomagać - argumentowała Keva i tak też kilka chwil później cała trójka siedziała w salonie w jeszcze bardziej niezręcznej atmosferze niż przy drzwiach.

- Ładnie... Tu macie - powiedział Ron, rozglądając się po przygotowanym na randkę pokój i starając się jakkolwiek rozluźnić napięcie. - Kwiaty ładne, światełka też...

- Ron, błagam - przerwał mu George, który nie mógł tego znieść.

- To może... - zaczęła Keva niepewnie, również chcąc jakoś uratować sytuację. - Ron, może chciałbyś herbaty...?

- O, ja zrobię. - George zerwał się na równe nogi, zaskakując pozostałą dwójkę. - Zrobię nam wszystkim dużo herbaty. Poczekajcie, siedźcie tu sobie, ja zaraz wrócę.

Nim którekolwiek z nich zdążyło zapytać o to, co mu tak nagle odbiło, George wypadł z pokoju i w istocie ruszył do kuchni - ale nie swojej, tylko tej Callie i Freda. Nie mógł pozwolić na to, by tak wyglądał wieczór, na którym tak bardzo mu zależało, więc musiał jakoś uratować zarówno siebie, jak i Rona.

- Fred, Callie! - zawołał, wpadając do kuchni, gdzie ona najwyraźniej przygotowywała jedzenie, podczas gdy Fred zabawiał leżącego w nosidełku na blacie Artura.

- George, na Merlina, co się stało? - zapytała przerażona Callie, a Fred nie wyglądał na jakkolwiek mniej zmartwionego.

- Nic złego, ale uratujcie mnie, błagam. - George złożył ręce niczym do modlitwy. - Czy moją randkę właściwie.

- A, no to trzeba było tak od razu! - zawołał Fred, wychodząc zza blatu do brata. - Wal, co ci potrzeba, od razu zał...

- Przyjmijcie Rona.

- Co? - powiedzieli Fred i Callie jednocześnie, jeszcze bardziej zdezorientowani niż kilka sekund wcześniej.

- Hermiona wyrzuciła go z domu czy coś, zamorduję ich oboje zresztą za to, i chciał się u mnie przekimać, no ale u mnie jest Keva, mamy randkę, zostawiłem ich teraz, bo udaję, że robię herbatę, normalnie bym go przyjął bez problemu, ale dzi...

- George, zwolnij, zwolnij. - Fred położył ręce na ramionach brata, bo ten mówił tak szybko, że zaczynało brakować mu tchu. - Pewnie, że przyjmiemy niedorobionego braciszka, prawda, słońce?

- Dziś bez problemu, zresztą po to mamy gościnny - odparła Callie, posyłając George'owi oczko zza męża. Jej chyba najbardziej zależało, żeby powiódł mu się ten nowy związek...

- Będę wam dziękował na kolanach - powiedział George, co mocno rozbawiło jego bliźniaka.

- Nie odmówię. - Fred poklepał go po ramieniu. - Daj spokój, Georgie, wykurzenie Ronalda to jest obowiązek braterski... Chodź, musimy go zabrać, zanim Keva ci przez niego ucieknie - dodał ze śmiechem. - Zaraz wracam, kochanie - dodał w stronę również rozbawionej Callie, by za moment deportować się z bliźniakiem z powrotem na Pokątną.

Odegrali niezwykle sztuczną scenkę tego, że George wcale nie wychodził, a Fred znikąd przyszedł go odwiedzić, zupełnie nieświadomy obecności Rona. Zaczęli rozmawiać przesadnie głośno - co dla nich wcale nie było trudno - po czym dotarli do salonu, gdzie Ron i Keva najwyraźniej rozmawiali.

- Oo, dobry wieczór miłej pani... - Fred pochylił się nieco w stronę Kevy, po czym udał, że dopiero zauważył Rona, do tego dziwiąc się jego widokiem. - A ty tu co, Ronaldzik?

- Ja właściwie....

- Hermiona nie wytrzymała w końcu - powiedział George, po czym obaj bliźniacy się zaśmiali.

- Bardzo zabawne - mruknął Ron, na co Fred pokręcił głową.

- A tak na poważnie, Ronnie, to chodź może do nas, nie będziemy tu Georgiemu spotkania psuć przecież...

- Ależ wszystko jest w porządku - zapewniła Keva z uśmiechem, choć wciąż wyglądała na zakłopotaną.

- Mógłbym? Nie chciałem wam przeszkadzać, bo Artur...

- Jak cię brat zaprasza to zaprasza - przekonywał Fred. - Mamy gościnny w przeciwieństwie do tego mieszkania, a Callie na pewno się zgodzi. Damy radę, chodź.

Ron wstał niepewnie, kiwając głową.

- Dzięki, Fred.

-W zamian żądam tylko nagrody najlepszego brata roku. - Zasalutował, a następnie wymienił spojrzenia z Georgem, który po raz kolejny wydusił podziękowania. - To my już nie będziemy przeszkadzać... Miłego wieczoru.

- Wzajemnie - powiedziała Keva, a George odprowadził braci, po czym znowu został z nią sam.

Sukces.

- Coś mi mówi, że Fred nie przyszedł tu przypadkiem. - Keva założyła ręce na piersi, patrząc na George'a podejrzliwie, co nieco go speszyło. Nie było sensu jej okłamywać.

- Może marny ze mnie brat, ale... Na niczym mi tak nie zależy, jak na spędzeniu tego wieczoru z tobą. Jak najlepiej. - Usiadł naprzeciw niej i zła

- Ale Ron jest całkiem miły. Wygadał mi się troszkę, poradziłam mu, żeby kupił Hermionie kwiaty na przeprosiny i w ogóle.

George naturalnie się z tym nie zgadzał, ale w tamtej chwili wyjątkowo powstrzymał się od żartu na temat usposobienia brata.

- O tak, jemu mogą się przydać takie rady... Ale wciąż, randki wolę bez niego. Nie jesteś chyba zła, że tak zrobiłem? - dopytywał, nie puszczając jej dłoni, kompletnie schowanych w jego.

- No, jak mówiłam, nie miałam nic przeciwko, skoro potrzebował pomocy... Ale też wolę być z tobą sam na sam.

- I tak to, co zrobiłaś przed chwilą udowodniło mi, że masz serce ze złota - przekonywał George. - Niewielu by zrobiło tak, jak ty.

Ona wzruszyła ramionami.

- Po prostu staram się traktować tę rodzinę tak, jakbym chciała, żeby moja traktowała mnie...

- Wiesz, może, jeśli dobrze to rozegram... - Ucałował obie jej dłonie. - To to będzie twoja rodzina.

Owce też śmieszkują • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz