Rozdział 17

9.2K 1.2K 432
                                    

- Pomóc pani? Szuka pani czegoś konkretnego? - zapytała Georgia, zauważywszy, że Keva włóczyła się po sklepie już od jakiegoś czasu i najwyraźniej czegoś szukała.

- Nie, nie... Ja właściwie... Szukam szefa - odparła nieco speszona Keva. Jakoś głupio było jej się do tego przyznać, poza tym nie była nawet w stu procentach pewna, czy on był szefem. Tak zakładała po tym wszystkim, czego się dotąd o nim dowiedziała.

- Nawet nie pytam, którego, bo obu nie będzie dziś cały dzień. Szefowie mają dziś urodziny - odparła Georgia z szerokim uśmiechem.

- Och... Rozumiem... - powiedziała Keva, nie będąc w stanie ukryć rozczarowania. Nastawiała się, że jednak uda się jej zobaczyć George'a tamtego dnia, choćby dla samego jej żółwia.

- Przekazać coś? - dopytywała Georgia.

- Nie, nie, dziękuję - odpowiedziała od razu Keva, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Miłego dnia - dodała i prędko pobiegła do drzwi, czując się jeszcze bardziej głupio.

Mniej więcej w tym samym czasie przyjęcie w domu Callie i Freda właśnie się rozpoczynało. Wszyscy Weasleyowie, ich drugie połówki (w przypadku Billa - także dziecko), a także Ether i Remus wraz z synem. Bliźniacy otrzymali prezenty urodzinowe od każdego, jednak zdecydowanym liderem w liczbie otrzymanych podarunków był mały Artur. Uwaga wszystkich skupiała się właśnie na nim, co Fredowi zupełnie nie przeszkadzało - gdyby mógł, to zapewne i swoje prezenty oddałby synowi, w którego był wpatrzony jak w obrazek.

Callie karmiła Artura na kanapie w salonie, a jej mąż siedział przy niej, starając się być pomocnym, jednak głównie po prostu gapił się na synka. Temu wszystkiemu przyglądała się Ginny.

- Współczuję ci, Callie - stwierdziła, zakładając ręce. - Oporządzić dwoje dzieci... - dodała, spoglądając wymownie to na Artura, to na Freda.

Callie zrozumiała od razu i parsknęła śmiechem, poprawiając ułożenie dziecka w jej ramionach, podczas gdy Fred posłał siostrze mordercze spojrzenie, na krótki moment odrywając wzrok od Artura.

- Tak... Zastanawiamy się z Fredem, czy nie znaleźć sobie skrzata domowego - powiedziała Callie perfidnie, patrząc prosto na Hermionę siedzącą w fotelu naprzeciwko i tylko czekając na to, by ta zaczęła się z nią kłócić. Ślizgonka miała zamiar wygrać, wiedząc, że niemal wszyscy w pokoju by ją poparli.

W tamtym momencie to Fred parsknął śmiechem, a następnie położył swoją głowę na ramieniu żony.

- Kocham cię po prostu - szepnął, a następnie pocałował ją w głowę.

Ginny i kilka innych osób także się roześmiało, a Hermiona nie odezwała się, zaciskając usta w cienką linię. Kiedy Callie to zobaczyła, uśmiechnęła się triumfalnie.

Uśmiechnął się też George, który obserwował to wszystko... Trochę z boku. Nie miał absolutnie za złe swojemu bratu, że spędzał czas z synem i cieszył się nim. Po prostu czuł się sam trochę jak takie rozkapryszone dziecko, które najzwyczajniej w świecie chciało otworzyć prezenty urodzinowe wraz ze swoim bliźniakiem.

George wiedział jednak, że Fred miał już swój największy prezent, którym był mały Artur. I głupio było mu prosić w tamtym momencie o cokolwiek.

Jedyną osobą, która zdawała się jednak zauważać wycofanie George'a był Remus. Wynikało to zapewne z tego, że on sam kiedyś stał z tyłu, zwłaszcza wtedy, gdy Ether dowiedziała się o jego "futerkowym problemie". Mężczyzna upewnił się, że jego pięcioletni syn był w zasięgu wzroku matki (poza tym grzecznie bawił się na dywanie), po czym podszedł pewnie do jednego z solenizantów.

- George, możemy porozmawiać? - zapytał Remus spokojnym, życzliwym tonem, nie chcąc wystraszyć chłopaka.

George, który stał oparty o framugę drzwi prowadzących z salonu do przedpokoju, dopił swojego szampana i powiedział z szerokim uśmiechem:

- Wal.

Remus nie dał się nabrać na ten firmowy wyszczerz dwudziestopięciolatka. Wiedział, że to stanowiło tylko chwilową maskę, bo widział jego wcześniejsze miny.

- Może chodźmy na zewnątrz, bo tu straszny zgiełk - zaproponował mężczyzna, wskazując na pełny ludzi pokój. Na te słowa George pokiwał głową i ruszył w stronę kuchni, a stamtąd prosto na taras.

Na dworze świeciło słońce, ale od morza wiał nieco niemiły, zimnawy wiatr. Towarzyszyły mu odgłosy fal rozbijających się o niedaleki brzeg, a także mew latających tu i ówdzie, czasem nawet przysiadających na parapecie Weasleyów.

- No to dobra, George. Ja jestem Gryfonem, i ty też, więc prosto z mostu. Co cię gryzie? - zapytał Remus, opierając się o białą barierkę na tarasie Weasleyów.

George popatrzył na mężczyznę ze zmartwieniem. Czy to było aż tak oczywiste? Nie chciał robić z siebie ofiary, nie chciał być tym rozwydrzonym dzieckiem...

- Czemu zakładamy, że coś mnie gryzie? - odpowiedział George pytaniem na pytanie, unikając wzroku swojego rozmówcy.

- Przecież widzę - powiedział Lupin stanowczo.

George spuścił głowę, wiedząc, że nie będzie w stanie długo udawać.

- Od kiedy się zrobił z ciebie taki psycholog, Lupin? - zapytał niby zabawnie, ale mężczyzna nie dał się nabrać.

- Gadasz jak Syriusz.

- A to akurat komplement - przyznał George zgodnie z prawdą.

Kiedy Fred i George dowiedzieli się, kto tak naprawdę stworzył mapę Huncwotów, nabrali ogromnego szacunku do Remusa, Syriusza i ojca Harry'ego, bo oczywiście o Glizdogonie ludzie nie chcieli raczej pamiętać. Remus zdradził bliźniakom nawet kilka magicznych sztuczek, których on i Huncwoci użyli, a Ether opowiedziała im o ich kilkunastu nie do końca legalnych przygodach. Dlatego zarówno Remus, jak i Syriusz byli dla George'a swego rodzaju idolami.

Jednak w tamtym momencie Lunatyk bardziej niż legendarnym hogwarckim rozrabiaką był nauczycielem, przed którym George nie chciał się tłumaczyć ani w szkole, ani teraz.

- George, chcę ci pomóc. Zwłaszcza, że są twoje urodziny i...

- A umiesz odczarować samotność? - przerwał mu nagle chłopak, nie będąc w stanie już tego wytrzymać. Gryfońska niecierpliwość sprawiła, że nie potrafił w sobie tego dalej dusić.

Głębokie westchnięcie opuściło usta Remusa.

- Och, czyli to o to chodzi...

- A o co może chodzić? - zapytał George łamiącym się głosem. Pierwszy raz od dawna wyrzucał z siebie to, co tak długo w nim siedziało.

- Jestem sam, zupełnie sam, nawet teraz. Fred jest trzy metry ode mnie, a nigdy nie czułem się bardziej samotny. Całe moje rodzeństwo żyje w różowych okularach ze swoimi ukochanymi, nawet Percy w tym swoim Ministerstwie skacze z radości, a ja...

Remus pokiwał głową i nie odpowiedział od razu, bo szukał dobrych słów. Widział, że George wylewał z siebie naprawdę szczere wyznania, mówił o rzeczach, które musiały go mocno ranić.

- W domu nie mam już nawet do kogo wracać - kontynuował George, będąc wyraźnie na skraju płaczu. - Jestem ja i cztery ściany, ja i głucha cisza...

Lupin westchnął ponownie. Widział, że rozdrapał George'owi głęboką ranę, ale był gotowy zmierzyć się z jej opatrzeniem. Odkąd Ether zgodziła się zostać jego dziewczyną, później żoną, a później matką jego syna - nie było dla niego rzeczy niemożliwych.

Mężczyzna już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy George spojrzał na niego ze zrezygnowaniem i zapytał tonem rozdzierającym serce:

- Remus, czy ze mną jest coś nie tak, że nie mogę znaleźć kogoś, do kogo mógłbym chociaż otworzyć usta?

Owce też śmieszkują • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz