Nie wiem, co się stało - wstawiałam treść do poprzedniego rozdziału kilka razy, wciąż coś poprawiałam, i raz było widoczne, raz nie... :/
Już sama nie wiem czemu. Postanowiłam więc wstawić tu samą TREŚĆ 1 rozdziału, dla bezpieczeństwa. Może tym razem nic się nie usunie, mam nadzieję.
Głupi Wattpad -.-
Także w poprzednim rozdziale macie przedstawienie postaci (oby chociaż z tym wszystko było dobrze - wyświetla wam się, prawda? ^^')
Byłabym wdzięczna, gdybyście zostawili tu po sobie komentarz, chociaż jeden, czy widzicie CAŁY tekst. Im więcej osób zostawi kom, tym będę spokojniejsza, że tym razem udało się wstawić całość. Z góry dziękuję! ;*
I jeszcze raz życzę miłego czytania, jeśli ktoś nie widział treści w poprzedniej części <3
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
„Heeej" 7:35
„Bucky" 7:38
„Buck" 7:39
„Halo" 7:42
„Gdzie ty jesteś?" 7:44
„Barnes, odezwij się!" 7:45
Steve był naprawdę cierpliwą osobą. Naprawdę. Ale nawet on ma pewne granice wytrzymałości.
Chodzą z Buckym do tej samej klasy od lat i odkąd Barnes zdał egzamin na prawo jazdy, jeżdżą razem do szkoły. Rodzice kupili mu samochód jako nagrodę za praktycznie bezbłędnie zdany test, ale przestrzegli go też, że ma jeździć ostrożnie i James się do tego stosuje. Przeważnie.
Bucky był najlepszym przyjacielem, o jakim Steve mógł marzyć. Zawsze miał dla niego czas, potrafił go pocieszyć, nawzajem się wspierali, znali się jak nikt. I również jak nikt potrafili się doprowadzić do istnej furii. Jak dziś na przykład, kiedy to Rogers miał ochotę go udusić. Jego anielska cierpliwość (jak to mawiał Tony) była praktycznie na wyczerpaniu. James zawsze punktualnie podjeżdża pod jego dom i bez problemu zdążają na lekcje. Nie mają do siebie daleko, co bardzo wpłynęło na ich relację. Od małego u siebie nocowali, spędzali u siebie popołudnia, dostawali szlabany zarówno od pani Rogers, jak i pani Barnes. Niektórzy mówią, że są wręcz nierozłączni.
I tak jak Steve uwielbiał Bucka jak nikogo innego, tak dziś odczuwał potrzebę wrzucenia go pod autobus lub zabrania jego zapasów śliwek. James spóźniał się już nieco ponad kwadrans i nie odpowiadał na jego SMS'y. Nie ma bata, że zdążą na pierwszą lekcję! Gdyby blondyn wiedział, że coś takiego się wydarzy, poszedłby na znajdujący się na końcu ulicy przystanek. A tak stał bezczynnie niedaleko domu (nie chciał, by rodzice wypatrzyli go przez okno), zgrzytając zębami z niezadowolenia. Co Bucky sobie myślał? Rogers wahał się, co powinien zrobić – biec do szkoły, z nadzieją, że nie spóźni się aż tak bardzo, czy wbić do domu Barnesa i porządnie go wytarmosić? Był blisko skłonienia się ku drugiej opcji, gdy zobaczył znajomy samochód, który po chwili z piskiem opon zatrzymał się tuż obok niego. Blondyn natychmiast otworzył drzwi, obrzucając przyjaciela najbardziej srogim spojrzeniem, na jakie było go stać.
- Miałeś być tu ponad piętnaście minut temu – warknął, zapinając pas.
- Zaspałem – burknął James, gwałtownie wciskając pedał gazu.
CZYTASZ
Infinity Shots (Marvel)
FanfictionRóżnorodne one-shoty lub krótkie historyjki podzielone na kilka części 😁 Wszystkie oczywiście dotyczyć będą uniwersum Marvela. Co się pojawi? Między innymi: * IronDad & SpiderSon * seria Quick Karton - czyli one shoty o relacji Clint & Piętro j...