Untitled Part 3

3K 114 4
                                    

Rozdział II

-Tak, nienawidzę go, to chcesz usłyszeć, jest najgorszym osobą jaką znam, okrutnym, pieprzonym dziwkarzem. –Wykrzyknęła!

Moje pytanie zastyga na moich ustach, nagle zrobiło się wkoło mnie upiornie cicho. Słyszę jak bije szaleńczo moje serce, a w uszach panuje szum. Wszystko się trzęsie, a ja widzę na czerwono, to nie może być prawda. Ingrid nie łączyło nic z Harrym? Nie czuje niczego innego tylko obrzydzenie, niesmak, złość zmieszane z goryczą, którą czuje w gardle. Mam nadzieje, że to nie zapowiedz ostrych torsji z żołądka. Najgorsza jest zazdrość, nienawiść, jakiej nigdy nie czułam. Przecież to moja siostra, nie mogę mieć do niej takich uczuć. Wszystkie myśli przepływają w szalonym tempie, przez moją głowę. Czuje, że zaraz mi eksploduje czaszka, roztrzaska się na małe kawałki, a ja nigdy nie zdołam poukładać już mojego życia.

W jednej chwili stałam się strzępem człowieka, wariatką, zazdrośnicą i wściekłą kochanką. Wszystko składa mi się w całość. Powoduje to jeszcze większe zawroty, ostry i przeszywający ból w klatce piersiowej. Rozdzierającą rozpacz w sercu. Wszystko do mnie dociera, szkoda, że w tak opóźnionym tempie. Prawda nie do zniesienia. Kiedy uderza we mnie ta myśl, szaleje, ból jest ogłuszający. Dostaje ataku paniki i nie mogę złapać oddechu. To wysiłek ponad moje siły. Nie chcę walczyć z zaciskającymi się płucami. Chce umrzeć. Pozbyć się tego cierpienia. Zniknąć.

-Freya, uspokój się! To nie jest co myślisz, oddychaj. –Jak za mgły słyszę jej słowa.

-Oddychaj, spokojnie, proszę, pomału, mały oddech, kolejny. – Uspokaja mnie ten znajomy męski głos i głaskanie po policzku. Wracam z dziwnej podróży. Słucham tego łagodnego tonu, jest taki bajkowy, cudowny. Zrobiłabym teraz wszystko, co powie. Wykonuje jego polecenia, biorę kolejne hausty tlenu. Rozszerza się z bólem moja klatka piersiowa, a panika pomału ustępuje. Otwieram oczy i wzdrygam się lekko. Jestem zaniepokojona, zdezorientowana. Wszak przywykłam do mierzenia się z turkusem źrenic, które obdzierają mnie ze wszystkiego swoją intensywnością, tak, że czuje się zawsze pod ich spojrzeniem nago. Uderza tym bardziej we mnie, zabija ta łagodność, cierpliwość, ale i powaga, troska. Cieszę się spokojem czekoladowych oczu utkwionych we mnie. Thomas stoi nade mną, pierwszy raz mnie tak intymnie dotyka. Żaden mężczyzna mnie tak nie obejmował, poza Harrym. Choć jest różnica jego dotyk mnie spala, wysyła w inny stan świadomości, ten daje mi inne uczucie, ciepło. Jest balsamem, na moją chorą z udręk duszę. Z tego zacisza i spokoju wyrywa mnie szarpanie. –Ingrid potrząsa mną jak szmacianą lalką.

-Freya, co z tobą, do cholery, jak możesz mnie tak straszyć!

-Wszystko w porządku Panno Waller ? –Thomas ignoruje Ingrid, a nawet odsuwa ja ode mnie. Przyjmuje to z ulgą, nie lubię być szarpana. Jego uśmiech mnie pociesza, jeszcze bardziej uspokaja, a wsparcie cieszy.

-Tak, już dobrze. Przestraszyłam się, już dobrze. –Powtarzam to jak mantrę, może w to uwierzę.

-Dobrze, może skończymy już wizytę, ma Pani dosyć wrażeń ma dziś?

-Nie wszystko jest dobrze, zostanę jeszcze. –Przekroczyłam tą rzekę, i teraz muszę wiedzieć, muszę poznać prawdę. Myślałam, że niewiedza jest lepsza dla mnie, ale zmierzenie z prawdą, może jeszcze uratuje moje serce, przed trucizną Harrego.

-Panno Waller, jest 12.00, powinna pani coś zjeść?

-Dobrze. –Zgadzam się, oczyszczenie umysłu dobrze mi zrobi.

Antidotum-   # 2 Sieć kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz