[ HawkSilver ]
Tamtejszego dnia Clint był w nawet dobrym humorze. Siedział przy stole czytając gazetę oraz podjadając w międzyczasie gofry. Jego dzieci wraz z żoną byli jakieś dwa tysiące kilometrów od jego miejsca pobytu. Odwrócił się, gdy za jego plecami zawiał nietypowy wiatr. Firanki na oknie powiewały przy otwartym oknie. Mężczyzna zdziwił się, ponieważ niedawno je zamknął. Przeszedł do kuchni oraz napił się stojącej na blacie kawy.
- Nie za dużo? - usłyszał za plecami. Pospiesznie się odwrócił lekko przestraszony.
- Pietro... - westchnął, gdy zrozumiał kto zjawił się w jego mieszkaniu. - Wystraszyłeś mnie.
- Przepraszam, przechodziłem niedaleko i postanowiłem wpaść - wyjaśnił. - Nie przeszkadzam?
- Nie, tylko mogłeś uprzedzić - kiwnął głową. - Kawy, herbaty?
- Nic nie chcę, dzięki - odparł chłopak. - Pamiętasz, że jutro mamy misję?
- Tak, spokojnie - uśmiechnął się. - Nie musisz akurat mi przypominać.
- Tak w ogóle to jak tam dzieciaki? - wtrącił Maximoff.
- Nie jest źle... - odpowiedział Clint. - Czemu tak pytasz?
- Tak sobie, zależy mi. - wzruszył ramionami.
- Jak zamierzasz spędzić święta? - wypytywał blondyn.
- Z dziećmi najprawdopodobniej. A ty?
- Z Wandą zapewne albo samotnie. - odparł Pietro.
- Jeśli chcesz to możesz do nas wpaść. - zaproponował Clint.
- Uprzedzam, że nie funduję prezentów. - parsknął śmiechem mężczyzna.
- No dobra, nie musisz. - rzekł Hawkeye.
- Ale za to mogę dać wcześniejszy tobie. - oznajmił Pietro zbliżając się niebezpiecznie do łucznika.
Clint lekko spanikował, a jego oddech przyspieszył. Maximoff zaś nie był taki nieśmiały. Od razu dostał to czego chciał oraz złożył skromny pocałunek dla mężczyzny.
Sam mikołajkowy wieczór dla obu mężczyzn skończył się przyjemnością. Oboje leżeli w łóżku czule się przytulając. Dla nich obu to był niezapomniany dzień, lecz jednak niezręczny. Mimo uczuć Clinta do mężczyzny czuł, że to nie fair. Jednak było to silniejsze od niego.