[ Stucky ]
Steve od zawsze przejmował się losem swojego przyjaciela. Czasem poświęcał życie dla niego. Tym razem musiał ponownie zrywać się ze spotkania z Avengersami, by mu pomóc.
Mężczyzna wyszedł z budynku oraz pognał w stronę kasyna. Barnes nigdy nie brał udziału w grach hazardowych, lecz ostatnio miał kryzys. Każdy wiedział, że Bucky jednak nie ma do tego cierpliwości. Niestety on, chciał wszystkim udowodnić, że to mylne wrażenie.
Po kilkunastu minutach drogi na pieszo Kapitan dotarł do kasyna. Wszedł do budynku spoglądając na ludzi wokół. Dopiero po chwili ujrzał zbiorowisko nad jedną z gier. Słyszał również krzyki oraz sapnięcia. W tamtej chwili wiedział już z kim ma dotyczenia.
Przedarł się przez tłum ludzi oraz dotarł do sedna. Pośrodku zbiorowiska ujrzał Bucky'ego oraz paru ochroniarzy, którzy próbowali go uspokoić.
- Barnes! - zawołał Steve.
Dopiero po chwili zawołany mężczyzna zwrócił na niego uwagę. Rogers mówił do niego, aby się uspokoił, że to tylko gra i nie ma sensu się denerwować szczególnie przed świętami. Po dłuższym czasie dyskusji Bucky wrócił ze Stevem do jego mieszkania. Mężczyzna zaprosił go do siebie w trakcie drogi.
Gdy dotarli na miejsce Barnes sięgnął po apteczkę. Rozegrał niewielką bójkę jak na niego, lecz wywołała parę ran.
- Mówiłem, żebyś tam nie szedł. - pokręcił głową Ameryka spoglądając na przyjaciela.
- Zawsze mówisz, a nic nie robisz. - prychnął Bucky.
Rogers wiedział, że mężczyzna jest poddenerwowany i nie chciał pogarszać mu humoru, więc opadł zrezygnowany na fotel.
- Kasyno... Nie sądziłem, że będę musiał cię stamtąd wyciągać - wtrącił Steve, lecz widząc reakcje przyjaciela wiedział, że było to niepotrzebne. - Ale stało się i ci pomogłem.
- Dzięki w ogóle - westchnął drugi mężczyzna chowając apteczkę. - W ogóle skąd wiedziałeś, że tam jestem?
- Sharon. - odpowiedział krótko Kapitan.
- No tak...
Rogers spędził trochę czasu u mężczyzny. Gdy nastała godzina dwudziesta pierwsza zaczął się zbierać.
- Dzięki Steve - rzekł nagle Barnes. - Zawsze wyciągasz mnie z kłopotów bez względu na wszystko, a masz przyjaciół i w ogóle...
- Bucky - przerwał mu Ameryka. - Jesteś moim przyjaciela.
- Ta... - westchnął mężczyzna, gdy drugi poklepał go po ramieniu. - Masz na jutro jakieś plany?
- Nie, czemu pytasz? - odparł zdziwiony.
- Chciałbyś wyskoczyć na miasto? Może do kina na jakiś film dla nas? - zaproponował. - Taki przyjacielski wypad.
- Chętnie, ale... - zawahał się Steve. - Nie musi być przyjacielski.
Barnesa właśnie wryło w ziemię. Nie wieczór znajomych? Czy jego przyjaciel chciał mu coś przekazać?
- Do zobaczenia. - szepnął uśmiechnięty Rogers.
Bucky wiedział co się święci i wiedział, że nie będzie to tylko wieczór w kinie, ale i w jego mieszkaniu.
W jego łóżku...