Rozdział 20 - Karmazynowa piękność

0 0 0
                                    

     Wędrowali dalej poprzez Kraśnik, następnie minęli Owczarnię i Łychów Strzelecki, aż dotarli do Ireny, gdzie znaleźli ośrodek jeździecki.

     Postanowili tam zajrzeć, na wypadek, gdyby jakieś konie
potrzebowały pomocy.

     Wnętrze stanowczo nie napawało optymizmem… Wszędzie walały się porozrzucane siodła, wiaderka z paszą, buty i baty… Wyglądało jakby ktoś opuszczał to miejsce w dość dużym pośpiechu.

     Przyjaciele postanowili przywiązać swoje wierzchowce do belki, która jako jedyna wydawała się być nietknięta, a następnie poszli rozejrzeć się w środku stajni.

     Nie zdążyli jeszcze dokładnie się przyjrzeć, bo do ich uszu dobiegło
przerażone i zarazem błagalne rżenie. Natychmiast wybiegli, żeby zobaczyć co się stało.

     Ich oczom ukazał się dużych rozmiarów rumak, który stał niedaleko
i przyglądał się przerażonym zwierzętom. Te rozpaczliwie chciały od niego uciec, co nie uszło uwadze nastolatków.

     Wyglądał, na pierwszy rzut oka, jak zwyczajny koń. Niczym nie wyróżniał się od reszty, chyba że swoim niezwykłym umaszczeniem.

     Miał czarną, satynową sierść, która w słońcu i przy każdym ruchu połyskiwała czerwienią. Ślepia koloru krwistoczerwonego przyglądały się wszystkiemu z żywym zainteresowaniem i zaciekawieniem.

     - O jejciu – westchnęła Asia. – Jest śliczny.

     - Tak, ale lepiej zabierzmy stąd konie. Ewidentnie się go boją –
zauważył Artur.

     Chłopak podszedł powoli, starając się uwolnić wierzchowce, jednocześnie
je uspokajając.

     Majestatyczny ogier spoglądał na wszystko ze spokojem. Nawet nie drgnął, gdy mężczyzna odwiązywał lejce i wycofywał zwierzęta.

      Nastolatkowie byli zdziwieni nietypowym zachowaniem stworzenia.
Stali przyglądając się mu z bezpiecznej odległości i podziwiając jego piękno. Nagle ni stąd ni zowąd karmazynowy rumak odwrócił łeb w ich kierunku.
Teraz już wiedzieli, dlaczego ich wierzchowce tak dziwnie się zachowywały.

      - O żesz ty chuju złoty… - wydusił z siebie Artur, a Asia dokończyła jego myśl.

      - Bandyto wścieknięty…

      Szybko okazało się, że nie było to zwykłe zwierzę, choć z pozoru takie się wydawało.

     Wyglądało to tak, jakby ktoś przeciął rumaka na pół, wzdłuż jego ciała. Jedna strona była jak najbardziej normalna, druga zaś jakby przegnita… Gdzieniegdzie na wystającym szkielecie wisiały kawałki poszarpanej skóry. Pomiędzy kośćmi dało się dostrzec pracujące wciąż organy.

     - Niedobrze mi… - Powiedziała Weronika.

     Koń powoli zbliżał się, węsząc i badając otoczenie. Nasłuchiwał, o czym świadczyły poruszające się uszy. Jego chrapy również nieustannie rozszerzały się i zwężały.

     Przyjaciele trochę zaczęli się obawiać co z tego spotkania wyniknie,
ale stali nieruchomo, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch.

      Zwierzę ostrożnie podeszło bliżej, obwąchując każdego z osobna. Przy Kubie jednak zatrzymało się ono na dłużej, dokładnie badając jego zapach. Chwilę później dało się dostrzec nieznacznie podciągnięcie warg, co chyba miało oznaczać uśmiech i stworzenie polizało mężczyznę po twarzy. Miało wielki i mokry język, a z pyska śmierdziało lekko zgnilizną. Mutant następnie odwrócił się zadem
i na odchodne trącił chłopaka ogonem w policzek.

     Wszyscy mogli odetchnąć już z ulgą. Ale czy na długo?

Fiołkowa kraina| ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz