Rozdział 2 - Ahoj, przygodo!

9 2 0
                                    

     Tej nocy Artur nie spał za dobrze, cały czas męczyły go koszmary. Nie mógł czekać zbyt długo. W każdej chwili mogło być już za późno.
   
     Wstał wcześniej i od razu zaczął się szykować. Gdy plecak miał już spakowany, szybko się ubrał i sprawdził, czy o niczym nie zapomniał. Był gotowy do drogi. Jeszcze śniadanie i zebranie większej ilości prowiantu, który skrupulatnie gromadził, odkąd tu trafił.

     Szybkim krokiem ruszył w stronę namiotu Jakuba.

     - Stary! Rusz dupę i wstawaj, słyszysz?!

     - Co... Po co ten pośpiech... Ty wiesz, która jest godzina? - wymamrotał zaspany chłopak.

     - Czas już nie istnieje, pamiętasz? Nikt tu go nie liczy tak, jak wcześniej. Jest tylko poranek i zmierzch, a teraz właśnie jest rano i mówię ci wstawaj, a nie przekręcasz się na drugi bok!

     - Ale no po co? Pali się, czy co?

     - Może i tak - odparł zirytowany Artur. - Gdzieś na pewno...

     - Dobra, to jak nie masz ważniejszego powodu, to sobie idź I daj spać.

     - To dziś.

     Na te słowa Kuba wyprężył się jak struna i od razu usiadł na materacu. Zaczął coś na szybko liczyć, ale widocznie miał jakiś problem. Popatrzył tylko tępym wzrokiem na przyjaciela.

     - Ale jest za wcześnie... Mieliśmy wyruszyć do Krakowa dopiero za tydzień.

     - Masz rację. Z tym, że nie idziemy teraz do Krakowa. Idziemy do Lublina.

     - Czyś ty oszalał, chłopie?! - Wykrzyknął zdziwiony student. - Przecież to w drugą stronę, a poza tym, tam nic nie ma. Po jaką cholerę chcesz tam leźć?

     - No pomyśl, głąbie. Tylko jedno mi tam zostało... Muszę ją zlaezc, rozumiesz?

     Powaga w jego głosie sprawiła, że chłopak natychmiast się podniósł. Włożył na siebie skafander, do plecaka wrzucił wszystkie naboje, jakie udało mu się zgromadzić. W rękę wziął gogle i ruszyli na śniadanie.

     Obaj jedli bardzo szybko i kiedy nikt nie patrzył, część posiłku chowali w swoich plecakach.

     Jakiś czas później stali już przy drzwiach wyjściowych, lecz oczywiście nie mogło być tak łatwo...

     - Stać! Dokąd to?

     Nie zabrakło też strażników, którzy pilnowali, aby nikt nieproszony nie mógł wejść ani, ani też bez pozwolenia wyjść...

     - Na zwiady, a co, nie wolno? - Odparł beztrosko Artur.

     - Ty wiem, ale ten drugi? O ile mi nie wiadomo, to nie deklarował się jako Poszukiwacz.

     Strażnik był nieco niższy od obu mężczyzn, ale też grubszy. Teraz przyglądał się badawczo wyższemu z nich.

     - On? Biorę go do pomocy. Kawałek stąd znalazłem ciekawą skrzynię, ale nie otworzę jej na zewnątrz, bo jest zamknięta na kłódkę, a sam jej tu nie przytargam. Za ciężka jest... Już próbowałem.

     Najwidoczniej miał dar przekonywania, bo stróż jeszcze chwilę ich obserwował, aż w końcu otworzył ciężkie drzwi.

     Byli wolni. Tylko czy wiedzieli dokąd iść...? Mieli cel i to się liczyło.

     Wyruszyli na wschód. O dziwo droga mijała im całkiem spokojnie, bez większych niespodzianek. Kierowali się głównymi ulicami, żeby nie zgubić drogi. Mijali jedynie ruiny, gruzy i pogorzeliska. Czasami pojawiały się pojedyncze ocalałe budynki i nieliczne, zmutowane psy lub koty. Momentami ciężko było odgadnąć, czym owe stworzenia były...

Fiołkowa kraina| ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz