Pov Julka:
Dziś mija trzecia doba od mojej operacji, czuję się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Codziennie odwiedza mnie mama, tata jak to lekarz gdy tylko znajdzie chwilę wolnego od razu do mnie przychodzi. Tylko brak mi Kamila, On o mnie zapomniał. Nie pisze, nie dzwoni, nie przychodzi.
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk otwierających się drzwi do mojej sali. Może to Kamcio? Spoglądam w ich stronę z nadzieją. Nie, to tylko mój tata i Janek.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry- odpowiadam, choć często ta forma powitania jest niewłaściwa do danego czasu.
- Jak się czujesz?
- Bardzo dobrze.
- To się cieszę. Przesyłka od Kamila- rzeknie wręczając mi siatkę
- Co to?- pytam z ciekawością.
- Kebab.
- Kebab?- dopytuje bo nie wierzę w to co słyszę. Jeszcze nie widziałam żeby ktoś w szpitalu jadł kebaba.
- Kebab. Jedz, póki jeszcze ciepły- dwa razy nie musi mnie namawiać, kocham kebaby. Swoją drogą to nadałabym się z Jaśkiem Dąbrowskim.
- A gdzie Kamil? Nie przychodzi, zapomniał o mnie?
- Nie zapomniał, chciał bardzo przyjść już nawet wczoraj się wybierał ale niestety nogi odmówiły posłuszeństwa.
- Co się stało?- pytam.
- Rozchorował się nam chłopak, jak pozostała część ekipy.
- Co mu jest?- dopytuje mój tata.
- Gorączka, zapalenie zatok, krtani.
- Uuu, żeby mu się to tylko w coś gorszego nie przerodziło.
- Wygląda paskudnie. Jeszcze dziś rano stracił głos i jest foch na cały świat. Boję się tylko aby nie poszło mu to na płuca.
- A jeśli pójdzie?- pytam.
- Jula?
- Co Jula? Ja nie jestem lekarzem, nie wiem co może się stać?- odpowiadam, niestety nikt nie raczy mi wyjaśnić.
- Wysoką ma gorączkę?
- Prawie 39.
- Nie podoba mi się to. Mam dziwne przeczucie że się dzisiaj spotkamy.
- Miejmy nadzieję że jednak nie. Jest przy nim Sebastian, jakby się pogorszyło miał dzwonić. Dobra bo ja przyjechałem do Julki a tu się temat na Kamilu oparł. Pojadłaś?
- Mhm- mrucze.
- Super. Słuchaj Jula, spróbujemy się powoli podnieść- informuje mnie. Nie powiem oblatuje mnie strach. - Nie bój się. Gdyby bolało, mów- instruuje mnie. Po dłuższej chwili siedzę.
- Fajnie znów usiąść.
- Fajnie, fajnie. A jeszcze fajniej się chodzi- stwierdza mój tata.
- Jula, krok numer dwa. Musisz usiąść tak abyś stopami dotykała płytek na podłodze.
- A krok numer trzy to będę musiała tańczyć?
- Krok numer trzy to powrót do łóżka- po chwili udaje mi się usiąść tak jak mnie o to prosił. Moje oczy same ronią łzy a moje serce zaczyna bić szybciej.
- Jula, co się dzieje?- pyta mój tata.
- Ja... tato... Tato ja czuję- rzeknę a na ich twarzy pojawia się ulga i szczęście, które chwilę później zostaje przerwane przez dzwoniący telefon.
~Tak, Seba?- odbiera mój przyszły szwagier, a mi od razu przypominają się jego słowa, że jeśli Kamilowi się pogorszy ma do niego zadzwonić.
~...
~ Otwórz mu okno i zadzwącie po pogotowie- rzeknie a następnie się rozłącza.
- Kamil?- pytam od razu, na co przytakuje mi głową. Moje szczęście znika a za nie pojawia się strach. Strach o ukochanego.
- Co się stało? Dlaczego się rozchorowali?- znów zadaje pytanie obcierając spływającą łzę.
- Challenge nie wykonasz zadania w siedem sekund wpadasz do basenu z lodowatą wodą.
- Kiedyś dojdzie do tragedii- odpowiadam kładąc się z powrotem do łóżka. Janek wychodzi.
- Jula nie martw się, zrobimy wszystko, aby Kamil szybko wrócił do zdrowia.
- Jak się mam nie martwić, skoro nie ma tygodnia aby coś mu się nie stało? Czasami mam wrażenie że to ja sprowadzam na niego to nieszczęście.
- Nie mów tak. To jest normalne że ludzie chorują.
- Przepraszam doktorze, jest Pan potrzebny na SOR-ze. - informuje pielęgniarka.
- Już idę. Jula...
- Idź tato, ktoś potrzebuje twojej pomocy.
- Zajrzę do Ciebie później- informuje mnie i wychodzi.------------------------------------------
Mam nadzieję że rozdział się podoba?
Operacja Julki się udała a co z Kamilem?
CZYTASZ
I. Zanim się pojawiłaś || Poczciwy Krzychu
FanficPewnego słonecznego dnia na drodze Krzycha staję piękna brunetka Paulina ( Paula) siostra Friza. Gdy między tym dwojgiem zaczyna rodzić się uczucie, niespodziewanie po dwóch latach nieobecności do kraju wraca Julka była dziewczyna Poczciwego Krzych...