93. Berlin

165 19 4
                                    

Tydzień później:

Pov Krzychu:

Od wyjazdu z Krakowa mija dziś tydzień, jutro wyjeżdżam do Niemiec.
Stoję w łazience oparty o umywalkę i patrzę w lustro. Dlaczego, ja? To pytanie jest tylko w mojej głowie.
- Jak się czujesz?- słyszę nagle za swoimi plecami.
- A jak się mam czuć, wiedząc, że mam lokatora w sobie?- obcieram spływającą łzę z oka.
- Kamil, to jeszcze nie jest pewne. To są dopiero przypuszczenia. Wyniki sprzed tygodnia to jest takie żółte światło, które każe przyjrzeć się całej sytuacji.
- Co jeśli potwierdzą się przypuszczenia tego lekarza? Ile mi zostanie? Miesiąc, dwa?
- Nie mów tak. Jeśli się potwierdzą znajdziemy Ci najlepszy szpital i zaczniesz leczenie, zrobimy wszystko abyś wyzdrowiał.
- Ciężko mi w to uwierzyć.
- Dzwoniłeś do Julii, do rodziców?
- Nie.
- Kamil...
- Zadzwonię gdy otrzymam stu procentowe wyniki, nie chce ich niepotrzebnie martwić.
- Idź się połóż, wyjeżdżamy w nocy- rzeknie po czym wychodzi. Obmywam twarz zimną wodą, chwilę później opuszczam łazienkę i kładę się do łóżka. Nie zmrużyłem oka ani na chwilę a już dzwoni nastawiony wieczorem budzik, wstaję z łóżka. Ubieram się i wychodzę z pokoju. Dwadzieścia minut później wraz z Jankiem ruszamy w drogę.

Całą trasie pokonujemy w milczeniu, po dziesięciu godzinach jazdy docieramy do szpitala w Berlinie.
- Guten Morgen, wir haben einen Termin bei Dr. Markus.
- Ja, Dr. Markus wartet bitte auf Sie- skoro czeka to ruszamy za recepcjonistka w stronę gabinetu. Lekarz jak to lekarz na początku przeprowadza wywiad, następnie mam przeprowadzanie badania. Jak się okazuje wyniki będą dopiero za trzy godziny.
- Trzy godziny to jest trochę czasu, jaki plan?- pytam gdy opuszczamy szpital.
- Idziemy coś zjeść, musisz jeść.
- Nie przejdzie mi nic przez gardło.
- Nie denerwuj się, będzie dobrze.
- Łatwo Ci powiedzieć, to nie o Ciebie chodzi...- udajemy się do knajpy gdzie wmuszam na siłę w siebie jedzenie. Następnie zwiedzamy trochę miasto dla zabicia czasu.
- Piwo, piwo, piwo. Kraj idealny dla Ciebie bracia.
- Wiesz kiedy ostatni raz miałem alkohol w ustach?
- Oświeć mnie.
- W lutym. W dniu kiedy rozstałem się z Julką i straciliśmy dziecko.
- Nie ciągnie Cię? Nie masz ochoty się napić?
- Ciągnie. Szczególnie gdy mam zły dzień, gdy się pokłócimy. Gdy coś mi nie wychodzi.
- Co wtedy robisz?
- Przypominam sobie słowa teścia.
- Teścia. Widzę, że zaczynasz powoli oswajać się z myślą, że będziesz miał teściów?
- Chciałbym mieć żonę.
- Będziesz miał. Będziesz miał i żonę i teściów a jak się postarasz to jeszcze...
- Nie kończ.
- Nie chcesz mieć syna lub córki?
- Nie, na razie nie. Może kiedyś w przyszłości gdy będzie mi dane.
- A Julka? Co z nią?
- Nie rozmawiamy na ten temat, nie chce się znów kłócić. Ale wiem że ona by chciała, nie możemy normalnie wyjść nawet na spacer czy na zakupy. Widzę jak patrzy na te dzieci, widzę ten smutek i łzy.
- Moim zdaniem chciałbyś mieć dziecko tylko boisz się. Boisz się że znów coś się stanie.
- Jasiu, proszę...
- To normalne, nie masz czego się wstydzić.
- Ty wogule masz kontakt z Julką od tej bójki z jej eks?
- Nie.
- Bo?
- Bo tak wyszło.
- Tak wyszło że nie odbierasz od niej telefonu i nie odpisujesz na wiadomości?
- Chciałbym z nią porozmawiać ale gdy przypomnę sobie tego Dawida, cała złość do mnie wraca.
- To nie złość to zazdrość- O 15 wracamy do szpitala, kobieta w recepcji podaje mi kopertę. Zaczynam się trząść jak galareta. Żegnam się z nią po czym wychodzę.
- I co?
- Nie wiem, nie otworzyłem- odpowiadam.
- Na co czekasz otwieraj- rzeknie Jasiek siedzący przede mną na ławce.








Chwila prawdy dla Krzycha...

I. Zanim się pojawiłaś || Poczciwy KrzychuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz