Mały prezent ;)
Dobrze jest wrócić, pomimo, że wcale aż tak dawno mnie tutaj nie było.--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Jeśli ty myślisz, że pozwolę ci wybrać się ze mną na misję, kiedy dosłownie chodzisz o kulach, a połowa twojej twarzy wygląda niczym pieprzona śliwka, to się grubo, ale to grubo, mylisz.
Odpowiedziałam, już chyba po raz tysięczny dzisiejszego dnia, jednocześnie odwracając się w stronę delikwenta, który od godziny chodził za mną krok w krok, niczym zagubiony szczeniak. Jego blond włosy, zazwyczaj starannie ułożone na jeden bok, teraz, nie dość, że sięgały mu aż do karku, były w totalnym nieładzie, rozczochrane na wszystkie strony. Szczęka, która, na moje słowa, ścisnęła się w lekkiej irytacji, jak nigdy, pokryta była kilkutygodniowym zarostem, jednocześnie dodając mu nowego, w pewnym sensie wręcz odświeżającego wyglądu, nawet pomimo faktu, że akurat w tej chwili aparycja mężczyzny przypominała pustelnika, który od lat nie widział, chociaż cienia cywilizacji. Nawet jego strój, szczególnie kiedy ktoś blondyna znał, mógł wprawić w lekkie osłupienie, ponieważ, zamiast charakterystycznego uniformu, na jego ciele można było dostrzec szare, mocno sprane dresy oraz czarną koszulkę, która, i tutaj akurat trzeba było przyznać, wyglądała na nim cholernie dobrze, szczególnie kiedy opinała się na jego muskularnym torsie, za każdym razem, gdy mężczyzna brał głębszy oddech.
Steve Rogers, stojąc przede mną, opierając się o dwie kule, patrzył na mnie swymi niebieskimi oczami, w których czaiło się teraz tak wielkie politowanie, że wyglądał, jakby był piekielnie zawiedziony tym, co przed chwilą ode mnie usłyszał. I byłam pewna, że na 100% tak właśnie było, jednak nawet gdyby blondyn zaproponowałby mi, że przez okrągły rok przynosiłby mi śniadanie do łóżka i czyścił kolekcję moich broni, w życiu nie zmieniłabym zdania. Nie, kiedy ten ledwo co mógł się ruszać, ponieważ jak istny kretyn, jak zwykle z resztą, postanowił, bez żadnego pomyślunku, zaledwie parę dni temu, rzucić się w wir walki na misji w Argentynie, przypłacając tym samym złamanymi żebrami oraz wewnętrznym krwotokiem.
Ale to doprawdy nie było nic nowego, ponieważ Rogers wywijał takie akcje co najmniej raz w tygodniu, więc każdy członek drużyny był już do tego przyzwyczajony. Jednak teraz rzeczywiście przesadził, gdyż tak poturbowanego nie widziałam go od naprawdę długiego już czasu.
A on mi mówił o wyprawie na kolejną misję?
Czy on się dobrze czuł?
-Wiesz, Josie, jak ostatnio sprawdzałem, to ja byłem Kapitanem tej drużyny i to moją robotą było wydawanie, chociaż wiesz, jak bardzo nie lubię tego słowa, rozkazów innym. - blondyn skwitował, jakby strofował własne dziecko, więc na ton jego głosu westchnęłam przeciągle, posyłając mu jednocześnie spojrzenie tak znudzone, że jeszcze moment, a dosłownie moje powieki staną się tak ciężkie, że nie będę mogła już dłużej utrzymać ich otwartych.
Przewracając oczami, postanowiłam znów wznowić swe działania przygotowawcze, które przez jęczenie Rogersa, wydłużyły się o jakąś godzinę i odwracając się w przeciwnym kierunku, zaczęłam iść w stronę salonu, ponieważ na szklanym stoliczku kawowym zostawiłam dokumenty dotyczące misji, a były mi one potrzebne, ponieważ z niektórymi stronami musiałam zapoznać się dokładniej.
-To, że jesteś Kapitanem drużyny, nie oznacza, że musisz pakować się w każdą misję, Steve. - westchnąwszy przeciągle, weszłam do przestronnego pomieszczenia, które oświetlała delikatna, biała poświata z naściennych lamp. Lubiłam nasz salon. Nawet bardzo. Kiedy zwyczajnie nie mogłam siedzieć już dłużej we własnej sypialni, ponieważ samotność w niej przytłaczała mnie za mocno, przychodzenie tutaj, a już szczególnie z opakowaniem lodów czekoladowych, sprawiało mi ogromną przyjemność. Kochałam opatulać się fioletowym kocem, który zawsze leżał w rogu granatowej kanapy i relaksować się, oglądając jednocześnie moje ulubione, komediowe seriale lub zwijać się w kłębek na wygodnym fotelu i zaczytywać się w książkach kryminalnych, które bardzo często pożyczałam od Natashy. Salon dawał mi przyjemne uczucie komfortu, za którym tak niejednokrotnie tęskniłam. - Poza tym, spójrz na siebie, ledwo co przecież możesz chodzić. Nawet nie ma mowy, Rogers. Nie dość, że tylko byś mnie spowalniał, to na dodatek pewnie oberwałbyś bardziej, a ja nie wybaczyłabym sobie, gdyby stało ci się coś jeszcze gorszego.
CZYTASZ
Knives And Lust - Bucky Barnes
Fanfiction'Zmieniliśmy się. Zmieniliśmy się, a mimo to oboje nadal byliśmy tak samo popsuci, dlatego, że nasza wzajemna nienawiść odrodziła się na nowo, tym samym ciągnąc nas za sobą na samo dno. A może wcale o nienawiść nie chodziło?' Josie Bennet i Bucky Ba...