Pisk.
Ogłuszający pisk, który słyszałam we własnych uszach, z każdą sekundą tylko bardziej przybierał na sile. Wszelakie dźwięki ze świata zewnętrznego, zaczęły coraz bardziej cichnąć zastępując je tym paskudnym dzwonieniem, które miałam wrażenie, że zaraz roztrzaska mi bębenki i zupełnie wysadzi głowę. Wokół siebie nie widziałam nic innego, jak tylko przeraźliwą ciemność, otulającą mnie ze wszystkich stron niczym piekielne sidła, próbujące zaciągnąć mnie do swoich czeluści, w nosie czułam smród spalenizny, podrażniającego mi wszystkie receptory, a w płucach ten ogrom czarnego, jak smoła dymu, który sprawiał, że coraz ciężej było mi normalnie oddychać. Miałam wrażenie, że dusiłam się własną śliną, moja klatka piersiowa paliła żywym ogniem, a do oczu, pomimo, że napływało tyle łez, nie nadążały nawilżać przesuszonych od gazu gałek.
Miałam wrażenie, że traciłam przytomność.
I byłam pewna, że jeżeli szybko nie wydostanę się z tego korytarza i nie zaczerpnę świeżego powietrza, tak właśnie się stanie.
Ponieważ ktoś z wrogów postanowił oślepić oraz nas tym cholernym gazem, który z każdą sekundą coraz mocniej plądrował sobie w moich wnętrznościach żarzącą drogę. I byłam pewna, że nie było to tylko i wyłącznie zagranie czysto po to, aby zwalić nas z nóg, ale również, albo przede wszystkim po to, aby spowolnić nas na tyle, żebyśmy byli łatwiejszym celem dla tych cholernych najemników.
W końcu przed tym, jak odebrano mi zdolność widzenia czegokolwiek na odległość jednego metra, widziałam, jak wycelowane w nas były cztery lufy pistoletów. I szczerze wątpiłam, że wszystkie cztery z nich zawierały mało skuteczne do zabicia granaty.
Charcząc wściekle, starając się wtłoczyć do płuc chociaż odrobinę jakiegokolwiek tlenu, złapałam się za klatkę piersiową, jednocześnie próbując nasłuchiwać skąd nadchodzili kolejni wrogowie, jednak nie byłam w stanie usłyszeć nic więcej, jak tylko ten przeklęty zgiełk, pomieszany z syczeniem wydobywających się duszących oparów. Wiedziałam doskonale, że pomimo faktu, iż najprawdopodobniej nieprzyjaciele mieli na sobie maski gazowe oraz noktowizyjne, nie powinnam była wydawać w ich ręce swojego położenia, jednak moje kaszlenie oraz walczenie o chociaż najmniejszy oddech już dawno pewnie zrobiły to za mnie.
Jednak oprócz siebie oraz irytujących dźwięków, w pomieszczeniu nie słyszałam zupełnie nikogo.I to sprawiło, że moje zmysły na raz się wyostrzyły, ponieważ...
Ponieważ, cholera jasna, Barnes.
Wątpiłam w to, że stało mu się cokolwiek, gdyż zdawałam sobie sprawę z tego, że serum na superżołnierza sprawiło, iż w jego przypadku o wiele trudniej było o zatrucie dwutlenkiem węgla, jednak fakt, że nie słyszałam z jego strony zupełnie nic, dość mocno sprawił, że włoski na mojej ręce na raz stanęły dęba.
-Barnes. - syknęłam w nicość, jednocześnie prostując się do pozycji pionowej. Stojąc na drżących nogach, zmrużyłam oczy i usiłując zminimalizować kaszlenie najbardziej, jak potrafiłam, zaczęłam rozglądać się wokół, mając nadzieję, że dojrzę chociaż strzępek światła, który będzie mógł co najmniej odrobinę mnie poprowadzić przez tą ciemność.
I nie zdążyłam wypowiedzieć drugiego słowa, jak poczułam, jak tuż po środku moich pleców eksploduje potężny ból, a ja padam jak długa na ziemię, uderzając się w szczękę czymś, co jak zgadywałam było prętem klatki schodowej. Metaliczny smak natychmiastowo zalał moje usta, więc jęcząc z niemocy, splunęłam na ziemię, próbując się podnieść.
-Leżeć. - usłyszałam nienawistne warknięcie jednego ze zbirów Hydry, który sądząc po sile, położył na mych plecach swego ciężkiego buciora i docisnął solidnie tak, aby jeszcze trudniej było mi złapać oddech. Zaciskając w złości zęby, nie chcąc dać mu tej satysfakcji z powalenia mnie, zamknęłam na moment oczy, po czym spróbowałam ujarzmić wszelkie emocje oraz zwolnić rytm szybko bijącego serca. Wiedziałam, że jeżeli nic zaraz nie zrobię, stanę się dla tych idiotów tarczą strzelniczą, na której będą mogli sobie poćwiczyć swoje celowanie.
CZYTASZ
Knives And Lust - Bucky Barnes
Fanfiction'Zmieniliśmy się. Zmieniliśmy się, a mimo to oboje nadal byliśmy tak samo popsuci, dlatego, że nasza wzajemna nienawiść odrodziła się na nowo, tym samym ciągnąc nas za sobą na samo dno. A może wcale o nienawiść nie chodziło?' Josie Bennet i Bucky Ba...