Zimny pot oblał moje plecy, kiedy zorientowałam się na czym właśnie zlokowałam swój wzrok. Oddech ugrzązł mi w gardle, z twarzy odpłynęła cała krew, a serce zaczęło bić tak szybko, że jeszcze moment, a zupełnie wyskoczy mi z piersi. Mój umysł działał teraz na tak szybkich obrotach, że wręcz pulsowała mi głowa, a usta rozchyliły się mimowolnie, jednak nawet pomimo wysiłku, nic nie mogło mi przez nie przejść. W jednej chwili, poczułam się, jakby osunęła mi się pod drżącymi nogami ziemia i jeśli tak kurczowo nie zaciskałabym swych skostniałych palców na czarnej koszulce Buckiego, byłam pewna, że zupełnie zapadnę się w jej czeluści.
Nie cierpiałam tego uczucia bezsilności, kiedy nie byłam gotowa na nadchodzące zagrożenie. Kiedy przez te parę krótkich sekund, każda moja kończyna drętwiała tak mocno, że nie mogłam poruszyć nią ani o milimetr. Czułam się wtedy niczym wystraszona sarna, stojąca na środku drogi, która tylko czekała, aż potrąci ją nadjeżdżający samochód. I nawet pomimo tego, że owy stan nigdy nie trwał długo, a ja potrafiłam ocknąć się z niego prawie tak szybko, jak w niego wpadłam, nie zmieniało to faktu, że źle czułam się sama ze sobą za każdym razem, kiedy coś podobnego mi się przytrafiało.
Czułam się przez to słaba.
A doprawdy nienawidziłam się tak czuć.
-Bucky. - zaczęłam drżącym szeptem, patrząc przed siebie, kiedy z jeszcze większą siłą zacieśniłam swą dłoń na materiale bluzki bruneta.
Na moje słowa, jakby James momentalnie wiedział, co chcę mu przekazać, chociaż patrząc na to, że miał o wiele bardziej wyczulone zmysły, już i tak pewnie dokładnie zdawał sobie sprawę, co działo się za nim, warknął pod nosem i zacisnął szczękę tak intensywnie, że mogłam przysiąc, że słyszałam odgłos kruszącego się zęba. Jego twarz z tej, którą widziałam przed chwilą; tak bardzo pewną siebie oraz dominującą, przeistoczyła się w tą zimną maskę, która zarezerwowana była tylko w sytuacjach, kiedy ktoś Buckiego rozwścieczył tak mocno, że mężczyzna gotów był roznieść dookoła siebie wszystko w zasięgu pięciu kilometrów. I chociaż nie był to pierwszy raz, kiedy doświadczałam Barnesa w takim stanie, skłamałabym, gdybym powiedziała, że lekki dreszcz nie przebiegł mi właśnie po plecach.
-Masz pięć sekund, żeby oderwać to cholerstwo od mojej głowy, zanim ja oderwę twoją od karku. - Bucky warknął do intruza tak niskim oraz lodowatym głosem, że moje gardło ścisnęło się mimowolnie. I pomimo, że brunet wciąż odwrócony był w moją stronę, kątem oka spojrzał w prawo, jakby dawał tym samym nieznajomemu ostatnie ostrzeżenie.
Bucky Barnes kiedy chciał, naprawdę był w stanie człowieka przerazić. Jego słowa, ton, jakim mówił, sposób w jakim był w stanie górować nad drugą osobą, potrafił zmrozić krew w żyłach. Niechętnie przechodziło mi to przez gardło, jednak taka była prawda. Cóż, szczerze mówiąc, większość członków drużyny Avengers miało tę umiejętność wypracowaną do perfekcji, jednak James...
James robił to na zupełnie innym poziomie.
Wciąż obserwując rozgrywającą się przede mną scenę, przełknęłam ciężko ślinę, jednocześnie bardzo powolnymi ruchami zaczęłam zjeżdżać wolną dłonią w dół, tuż do paska mężczyzny. Wiedziałam doskonale, że trzymał w skórzanej kaburze nóż i chciałam to wykorzystać, póki jeszcze miałam ku temu możliwość.
Nieznajomy natomiast, nic nie robiąc sobie z groźby Buckiego, zrobił krok w przód, tym samym jeszcze bardziej wciskając lufę w tył głowy mężczyzny, na co ten zamknął na moment oczy, sycząc coś niezrozumiałego pod nosem, co tylko świadczyło o tym, że brunet był już za samym skraju swojej cierpliwości.
-Z rękoma uniesionymi w górę, odsuń się od drzewa i powoli się odwróć. Jeśli będziesz próbował dobyć jakiejkolwiek broni, zostaniesz natychmiastowo wyeliminowany. - surowy głos nieprzyjaciela wybrzmiał nagle, będąc nieco zagłuszonym przez czarną kominiarkę, którą zauważyłam, że ten ma na sobie. Przez przeraźliwą ciszę, panującą teraz w lesie, mogłam usłyszeć, jak mężczyzna kładzie na spuście palec, tym samym odbezpieczając swój pistolet.
CZYTASZ
Knives And Lust - Bucky Barnes
Fanfiction'Zmieniliśmy się. Zmieniliśmy się, a mimo to oboje nadal byliśmy tak samo popsuci, dlatego, że nasza wzajemna nienawiść odrodziła się na nowo, tym samym ciągnąc nas za sobą na samo dno. A może wcale o nienawiść nie chodziło?' Josie Bennet i Bucky Ba...